Zmierzch Cesarstwa Amerykańskiego

Zmierzch Cesarstwa Amerykańskiego

Lubię Amerykę. Spędziłem tam prawie trzy lata. Poznałem wspaniałych ludzi i zakochałem się w cudownej amerykańskiej przyrodzie. Losy Stanów nie są mi obojętne. Dlatego z wielkim bólem obserwuję upadek tego wspaniałego kraju. Niektóre dane są zaiste szokujące. Jeden z najwyższych poziomów nierówności w państwach zachodnich, upodabniający USA do krajów tzw. Trzeciego Świata. Śmiertelność dzieci do lat pięciu sytuująca to państwo w statystykach na bardzo odległym miejscu, i to pomimo najwyższego na świecie udziału wydatków na służbę zdrowia w PKB. Gigantyczna skala narkomanii, używania środków przeciwbólowych i antydepresantów połączona z epidemią depresji i wciąż pogarszającym się stanem zdrowia psychicznego społeczeństwa. Prawie 1% dorosłej populacji w więzieniach (procentowo to cztery razy więcej niż w Polsce). Nadzwyczaj duża przestępczość z szokującą liczbą zabójstw. Ogromna i wciąż wzrastająca liczba osób bezdomnych. Fatalny stan infrastruktury, wzbudzający regularne zaniepokojenie stowarzyszeń inżynierów amerykańskich. Niska jakość edukacji na poziomie podstawowym i jej wyraźne klasowe oraz rasowe zróżnicowanie. Ogromne zadłużenie gospodarstw domowych i studentów, którzy zaciągnęli pożyczki na studia. Trwająca od kilku dziesięcioleci stagnacja płac klasy średniej i niższej. Przykłady zjawisk negatywnych można by mnożyć. Sami Amerykanie są przekonani, że coś niedobrego dzieje się z ich krajem, o czym świadczą wyniki badań socjologicznych (w przypadku ludzi młodych dane są wprost szokujące, zdecydowana większość sądzi, że system amerykański jest zły i wymaga radykalnych zmian). Wymowne jest również hasło wyborcze Trumpa: Make America Great Again! (Uczyńmy Amerykę ponownie wielką!).

Główną przyczyną kłopotów Ameryki jest odejście od modelu „zorganizowanego kapitalizmu” typowego dla dekad powojennych i wejście na ścieżkę neoliberalnego (zderegulowanego) turbokapitalizmu wraz z objęciem rządów przez Ronalda Reagana. Dziś widać wyraźnie, że pewne krótkoterminowe zyski, które wiązały się ze zwrotem wolnorynkowym (ożywienie gospodarcze lat 80. i 90. XX w.), okazały się zwodnicze, uniewrażliwiły bowiem na jego fatalne skutki długoterminowe wywołane stopniową rozbiórką państwa socjalnego i zdjęciem nadzoru z rynku kapitalistycznego (przede wszystkim rynku finansowego). Ograniczanie wydatków budżetowych na cele społeczne, stopniowe osłabianie funkcji państwa (poza funkcjami obronnymi), wypychanie produkcji przemysłowej poza granice kraju, koncentracja na spekulacji finansowej jako głównej gałęzi gospodarki (ok. 11% PKB), kompletny brak troski o zachowanie spójności społecznej (ciągłe obniżanie podatków najbogatszym i firmom prowadzące do niebywałej akumulacji kapitału) oraz faktyczne i długotrwałe rządy plutokracji dały w rezultacie dzisiejszy stan, który nawet wśród dotychczasowych piewców wolnego rynku i amerykańskiego way of life wywołuje stan niepokoju. Niepokój ten jest w pełni uzasadniony.

Amerykę czekają ciężkie czasy (powolny upadek jak trwający wiele lat upadek Cesarstwa Rzymskiego?), a ostatni kryzys wywołany pandemią ujawnił wszelkie słabe strony jej systemu społecznego.

Wyjściem byłyby radykalne reformy zaproponowane przez Berniego Sandersa. Boję się jednak, że nie ma na nie żadnych szans. Ameryce zbyt ciążą dziedzictwo libertariańskiej nieufności wobec państwa i faktyczna sympatia do anarchizmu, mitologia indywidualnego sukcesu wedle wzoru „od pucybuta do milionera”, skłonność do bezwzględności wobec tych, którzy są klasyfikowani jako nieudacznicy, choć przegrywają często nie z własnej winy, tradycja klasowej separacji przykrywana ideologią jedności i równości, widoczna np. w fizycznym izolowaniu się bogatych (odrębne dzielnice, grodzone osiedla, prywatne szkoły, specjalna sieć usług zdrowotnych). A także słabość tradycji lewicowej w polityce, pogłębiona dziś jeszcze rozbiciem amerykańskiego ruchu związkowego, wreszcie zasadnicza nierównowaga środków i sił pomiędzy strażnikami status quo a tymi, którzy chcą zmian (na utrzymanie dzisiejszego stanu rzeczy idą setki milionów dolarów z prywatnych funduszy ultrakonserwatywnych miliarderów amerykańskich, np. braci Koch). W tej sytuacji wynik jest z góry przesądzony: nic się nie zmieni. Aż do wybuchu rewolucji.

 

Wydanie: 2020, 32/2020

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony
Tagi: USA

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy