Znak pokoju

Nie będzie referendum w sprawie sejmowej delegalizacji każdej aborcji. Chociaż rzecz dotyczy konstytucji, a ta była przyjęta w referendum. Ale, jak wyjaśnił pan poseł sprawozdawca ustawy, Dariusz Kłusek z PiS, biskupi sprzeciwili się. A skoro biskupi katoliccy uznali, że referendum „nie”, to jakież inne mieć mogli poglądy PiS-owcy i ich koalicjanci?
Za referendum opowiedział się jedynie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Ale cóż z tego, skoro nie mamy wystarczającej liczby posłów, by o takie wnioskować. Można by spróbować inicjatywy obywatelskiej, zbierania podpisów. Ale o tym warto było pomyśleć wcześniej.
Niestety, przeciwnicy zmian nie są tak dobrze zorganizowani i zjednoczeni jak ich przeciwnicy. Nie są też tak świetnie wyposażeni finansowo.
Parlamentarzyści prawicy mają społeczne zaplecze w środowiskach tzw. obrońców życia. Związanych z Radiem Maryja, także z innymi, nawet konkurencyjnymi wobec imperium Ojca Dyrektora stowarzyszeniami, środowiskami. Ten ruch społeczny ściśle współpracuje z prawicowymi posłami i posłankami. Podczas demonstracji antyaborcyjnych prawicowi parlamentarzyści są mile widziani, zapraszani do prezentowania swoich poglądów.
W Sejmie obecnej kadencji tylko SLD jest przeciwny zmianom w konstytucji i, jak rzadko w poprzedniej kadencji, zgodny, że ustawę antyaborcyjną należy zliberalizować. Demonstracje w obronie praw kobiet, także prawa do aborcji, organizują stowarzyszenia i środowiska feministyczne. I tu, powiedzmy sobie wreszcie prawdę, gorącej współpracy nie ma. Środowiska te demonstrują jednocześnie sprzeciw wobec prawicy i niechęć do SLD.
Mają powody, bo w poprzedniej kadencji Sejmu, kiedy rządziła koalicja SLD-UP-PSL, ustawy antyaborcyjnej nie zmieniliśmy, a lewicowy projekt ustawy o związkach partnerskich, znoszący dyskryminację gejów i lesbijek, został zablokowany przez „lewicowego” marszałka Sejmu. To prawda. Ale obecny Sojusz jest już inny niż poprzedni i warto, by środowiska feministyczne i wolnościowe to wreszcie dostrzegły. Dziwne, że nie mają oporów wobec reprezentantów Unii Pracy czy SdPl, bo przecież te partie ponoszą taką samą odpowiedzialność za tamtą koalicję jak obecny SLD. Okazuje się jednak, że tylko SLD brzydki jest na lewicy. Chociaż obecnie to my najsilniej protestujemy, bo na lewicy nadal jesteśmy najsilniejsi. Mimo to często spotykam się podczas feministycznych, wolnościowych demonstracji ze schizofreniczną sytuacją. Z ust przemawiających organizatorek i organizatorów padają połajanki, że urzędowa lewica nie dostrzega problemu, zdradza wolnościowców itp., jednocześnie pomimo naszej obecności na marszach i wiecach nie chcą oni jej dostrzec. Nie chodzi mi o dorwanie się do mikrofonu, bo mam możliwości prezentowania swoich poglądów, ale o minimum uczciwości. Bo jeśli parlamentarzystów SLD nie ma na wiecu, to jest źle, kiedy zaś są – organizatorzy i tak tego nie zauważą. Wstydzą się?
Nie wstydzą się za to uczestnicy wieców. I dowodzą, że pomimo krytyki naszej działalności jesteśmy rozpoznawani i doceniani. I skoro powinien powstać wspólny, jak najszerszy front antykaczystowski, to powinniśmy wreszcie porzucić dawne niechęci i zjednoczyć się jak nasi przeciwnicy. Zwłaszcza że nie możemy tylko bronić konstytucji i obecnej ustawy antyaborcyjnej. Ustawę trzeba zmienić. Ale nie uda nam się tego zrobić bez społecznego wsparcia. Wolnościowców, feministek, wszystkich antykaczystów. Przekażmy zatem sobie znak pokoju, a po świętach do roboty.

PS Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania mojego bloga na portalu internetowym Wirtualna Polska.

Wydanie: 14/2007, 2007

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy