Znikająca własność

Znikająca własność

Deweloper kupił działkę od ludzi, którzy nie byli jej właścicielami. Prawowity właściciel od 13 lat dochodzi swoich racji

Był zimowy poranek 2001 r. Ryszard Głowinkowski usłyszał hałas dochodzący z sąsiedniej działki, zza wysokiego na 2 m ogrodzenia z blachy zamocowanej na rusztowaniu z kątowników. Solidna konstrukcja. Zdziwił się, kiedy powstała w niej wyrwa szeroka na 2 m, a za nią zobaczył jakichś mężczyzn. – Co robicie? – spytał. A oni na to, że demontują ogrodzenie, bo niebawem ma tu stanąć dom. – Jaki dom?! Przecież to moja działka! – krzyknął i pobiegł po siekierę, żeby postraszyć robotników. – Nogi poucinam! – krzyczał wzburzony. Ale oni wcale się nie przejęli jego groźbami, bo wspierało ich 12 ochroniarzy. Głowinkowski zadzwonił po policję, która obroniła jego mienie.

Kolejne najście na działkę skończyło się klęską Głowinkowskiego. Robotnicy zdemontowali ogrodzenie i postawili płot dzielący jego posesję na dwie połowy. Pojawiła się koparka, zniszczyła budynki gospodarcze i sprzęt, powyrywała drzewa z korzeniami. Nie mógł uwierzyć, że taki najazd jest możliwy w państwie prawa. A jednak.

Dziś zaledwie kilkanaście metrów od jego domu, na działce, która zgodnie z postanowieniem sądu z 1999 r. jest jego własnością, stoi apartamentowiec. Głowinkowski od 13 lat dochodzi swoich praw przed sądami.

Biznesmen

Ryszard Głowinkowski ma 77 lat. Z powodu choroby krtani mówi z trudem. Żyje skromnie z emerytury. Nie ma środków na wyremontowanie domu, który kiedyś był warsztatem. Nie ma pieniędzy na adwokata. Jest łatwym kąskiem dla bezwzględnych deweloperów.

W 1978 r. Głowinkowski mieszkał z żoną i dziećmi w jednym z łódzkich bloków, w pięknym M5. Zamarzyło mu się rzucić pracę na państwowym i założyć własną firmę transportową. Na początek potrzebny był teren. Znalazł taki. Przy ul. Warszawskiej 59a w łódzkiej dzielnicy Bałuty kupił działkę. Myślał, że kupuje cały teren ogrodzony płotem, ale okazało się, że tylko połowę. Działka nr 501 miała 475 m kw. i stała się jego własnością. Sąsiednia działka nr 499 na dobrą sprawę nie miała właściciela. A skoro tak, Głowinkowski mógł ją z czasem przejąć w drodze zasiedzenia. Tyle że była kompletnie bezużyteczna – potężna skarpa uniemożliwiała postawienie tam czegokolwiek. – Wynająłem spychacz. Pracował kilka dni, zanim udało się zniwelować teren – wspomina Głowinkowski. Dzięki temu jednak mógł wybudować na działce cztery garaże z żelbetonu, solidne, na wysokim podpiwniczeniu. A na pozostałej powierzchni posadził drzewa i krzewy.

Z czasem dowiedział się, że jako właściciel działki nr 499 został wpisany człowiek, który po wojnie nie wrócił do kraju i wyjechał do Kanady. Ale żeby było zabawniej, wcale nie należała ona do Polonusa z Kanady. Ten przed wojną kupił bowiem sąsiednią parcelę – nr 498. A właścicielami działki nr 499 byli Zygmunt K. i Mirosław P.. Przyrodni bracia odziedziczyli działkę po matce, która  nabyła ją rejentalnie w 1936 r. Ponieważ jednak działka Zygmunta K. i Mirosława P. wymagała niwelacji, a Kanadyjczyka była równiutka jak stół, panowie K. i P. po prostu zajęli tę drugą. Zamieszaniu sprzyjało zniszczenie w wyniku działań wojennych ksiąg wieczystych dotyczących tego skrawka Łodzi. Zaczęto je odtwarzać dopiero w 1968 r. Właśnie w takiej skomplikowanej sytuacji gruntowo-własnościowej pod koniec lat 70. na ul. Warszawskiej 59a pojawił się Głowinkowski ze swoim biznesem.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2014, 50/2014

Kategorie: Kraj
Tagi: Ewa Rogowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy