Znikające apteki

Znikające apteki

Kto zyska, a kto straci na wojnie aptekarzy

– Po 20 latach prowadzenia biznesu, okupionego ciężką pracą, ale i sukcesami, dostałem decyzję o jego zamknięciu – mówi Jerzy Tyś, przedsiębiorca z Częstochowy, właściciel sieci 15 aptek. Jest jednym z wielu, którym dziś odbierane są uprawnienia do prowadzenia tego typu placówek.

Według ustaleń polskiej firmy analitycznej PEX PharmaSequence od czerwca 2017 r., czyli od wejścia w życie nowelizacji ustawy Prawo farmaceutyczne, zwanej popularnie Apteką dla aptekarza, obserwuje się nieprzerwany spadek liczby aptek. Do końca 2020 r. zniknęły 1373, czynne pozostają 12 202. A kiedy przychodzi się do jednej z nich, często okazuje się, że naszego leku nie ma, trzeba go dopiero zamówić. Jakie jest tło tych problemów?

Zielona i inne kolory

Pierwszą aptekę Jerzy Tyś założył ze wspólniczką w 2000 r., a ponieważ wszystko dobrze szło, szybko otworzyli drugą, potem trzecią… z czego wkrótce zrobiło się 15. Apteki Kolorowe to szyld dobrze znany mieszkańcom Częstochowy. – A zaczęło się od zielonych drzwi, które miała nasza pierwsza placówka, co klientom się spodobało i nazwali ją zieloną. Stąd pomysł, aby kolejne miały w nazwie także kolor, ale inny – mówi inż. Tyś, który jest dumny ze swojego biznesu. W Częstochowie skutecznie konkurował z dużo większymi sieciami, których właściciele mają po 100 i więcej aptek w całej Polsce.

– Może dzięki temu, że znałem się na tym biznesie, pracowałem zgodnie z przepisami, co dawało poczucie bezpieczeństwa, a dzięki współpracy z wieloma hurtowniami mogłem mieć niskie ceny leków – dodaje Jerzy Tyś. Każdą zarobioną złotówkę inwestował w swoje apteki, wprowadzając różne innowacje, np. u niego klienci są obsługiwani na siedząco, dzięki czemu mogą dłużej porozmawiać z farmaceutą, poprosić o poradę. Z sukcesów wymienia wychowanie 80 farmaceutów, których nauczył zawodu, bo to u niego byli na stażach. – Tak, aż tylu… Przyjeżdżali z całej Polski, a przecież mogli się uczyć gdzie indziej – chwali się. Jedną z takich osób jest córka Tysia, magister farmacji, która została kierownikiem apteki, a potem ojciec chciał przekazać jej rodzinny biznes. I od tego właśnie zaczęły się kłopoty. Pewnego dnia przedsiębiorca otrzymał pismo z wojewódzkiego inspektoratu farmaceutycznego, w którym poinformowano go, że jego apteki mają być zamknięte. – To był dla mnie szok. Nie tego się spodziewałem po 20 latach harówki oraz inwestowania w biznes, który dynamicznie się rozwijał.

Przerażony wycofał się z tej decyzji, ale było za późno. Inspektorat farmaceutyczny uznał, że przedsiębiorca nie jest farmaceutą i nie może już kierować aptekami, bo na moment wyszedł z firmy i wrócił jako ktoś, kto w myśl obecnych przepisów nie ma uprawnień do jej prowadzenia. Sprawa obecnie jest w sądzie.

Nierentowne czy likwidowane?

To tylko jeden przykład tego, z czym mierzą się właściciele aptek, którzy z różnych powodów muszą zamykać  biznesy. Rynek apteczny skurczył się do poziomu z 2011 r., i to w czasie pandemii oraz w sytuacji, gdy zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Zdrowia od 1 lipca aptekarze będą świadczyli tzw. opiekę farmaceutyczną. Farmaceuci mają zyskać dostęp do dokumentacji medycznej pacjentów, dzięki czemu będą wiedzieli, jakie leki przyjmuje pacjent, co np. ułatwi wykluczenie interakcji między nimi. Poza tym będą mogli udzielać pacjentom porad w zakresie właściwego stosowania leków.

Problemy zaczęły się wraz z nowelizacją Prawa farmaceutycznego. Nowa ustawa – czego jej twórcy nie kryją – ma bowiem na celu ograniczenie liczby aptek, gdyż według opinii Naczelnej Rady Aptekarskiej mamy ich za dużo. Ustawa z 2017 r. mówi, że aptekę może założyć wyłącznie farmaceuta lub spółka farmaceutów. Tyle że nakazanie zamknięcia biznesu komuś, kto nie jest farmaceutą, a zaczął prowadzić aptekę wiele lat temu, jest łamaniem zasady, że prawo nie działa wstecz. Część aptek zamykana jest ze względu na przekształcenia spółki, np. polegające na tym, że zmieniło się wspólnika. Inspektorat farmaceutyczny może też odebrać koncesję właścicielowi firmy, gdy okaże się, że jest on monopolistą, czyli ma ponad 1% udziału w rynku aptecznym w danym województwie.

Jednak w Polsce chyba nie można mówić o monopolu sieci aptecznych, który państwo musiałoby zwalczać. Działa u nas 340 sieci i są to głównie małe i średnie polskie firmy rodzinne, mające po kilkanaście czy kilkadziesiąt aptek. Nieprawdą jest też, że sieci aptek w większości są finansowane przez zagraniczny kapitał i najnowsze przepisy miałyby służyć ich repolonizacji. W posiadaniu podmiotów krajowych jest ponad 93% ogólnej liczby aptek.

Od grudnia ub.r., kiedy uchwalono ustawę o zawodzie farmaceuty, możliwości zamknięcia apteki jeszcze się zwiększyły, dzięki przyznaniu Naczelnej Radzie Aptekarskiej prawa do opiniowania kierowników aptek, czyli faktycznie zatwierdzania tych funkcji. – To niesłychane! – oburza się poseł Jakub Kulesza, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Konsumentów i Przedsiębiorców, do którego spływają skargi od przedsiębiorców. – Czy samorząd lekarski decyduje np. o obsadzie stanowiska ordynatora na oddziale szpitalnym? Nie, on jedynie decyduje, czy ktoś powinien być lekarzem, i do tego powinny się ograniczać uprawnienia samorządu aptekarskiego. Nie może  on decydować, kto ma prowadzić aptekę, a kto nie.

Znikaniu aptek sprzyjają też przepisy dekoncentracyjne, zgodnie z którymi w gminie może przypadać na jedną aptekę 3 tys. mieszkańców, a odległość między sąsiadującymi placówkami powinna wynosić co najmniej 500 m, jeśli w gminie jest więcej niż 3 tys. mieszkańców na aptekę, lub 1000 m, jeśli przypada mniej.

Poseł Jakub Kulesza twierdzi, że tego typu praktyki dekoncentracyjne mogą szczególnie źle się odbić na dostępie do usług aptecznych w małych miejscowościach. Wystarczy, że dwie apteki znajdują się na obu brzegach rzeki i odległość między nimi jest mniejsza niż w przepisach, a już jedna z nich wypada z gry.

Rzecznik prasowy Naczelnej Rady Aptekarskiej Tomasz Leleno tłumaczy, że kryterium dekoncentracyjne nie obowiązuje, jeśli nowa apteka powstanie w odległości kilometra od obecnie istniejącej: – Ten zapis powinien rozwiać wszelkie wątpliwości co do powstawania nowych aptek wszędzie tam, gdzie nie są spełnione kryteria geograficzno-demograficzne, w szczególności na terenach wiejskich i w małych miejscowościach.

Według NRA apteki znikają, ale z uzasadnionych powodów. Jednym z nich jest nierentowność, spowodowana sukcesywnym spadkiem marży aptecznej na leki refundowane – utracona kwota marży za lata 2012-2018 to 2,3 mld zł. Jak wyjaśniają analitycy, obniżka dopuszczalnej marży przyczyniła się również do tego, że aptekarze nie chcą mieć leków na stanie. Dlatego tak często potrzebnych specyfików nie można kupić od ręki.

Inne powody zamykania aptek to utrata zezwolenia, a także pandemia, co dotknęło szczególnie apteki przy szpitalach i przychodniach, do których przychodzi mniej pacjentów. Tomasz Leleno twierdzi zresztą, że obecnie jest mniej zamknięć niż przed wprowadzeniem nowego prawa – przed rokiem 2017 znikało ok. 1000 placówek rocznie, a obecnie niespełna 400. Największy zaś spadek miał miejsce w latach 2018-2019 w związku z wprowadzeniem e-recepty i aktualizacji rejestru aptek. – W ubiegłym roku był on znacznie mniejszy – mówi rzecznik.

Obecne przepisy krytykuje Irena Rej, prezes zarządu Izby Gospodarczej Farmacja Polska, zrzeszającej producentów, dystrybutorów i importerów produktów leczniczych. Jej zdaniem prawo farmaceutyczne wymaga zmian, ale nie takich. A likwidację aptek, która jest sterowana przez państwo, uważa za błąd. – Tego typu kwestie powinien regulować wolny rynek, a nie jakiś pan urzędnik – podkreśla. Ale też wskazuje zjawisko znikających aptek, których nie zamyka żadne prawo, po prostu nie mogą się utrzymać: – Dzisiejszy rynek apteczny nie jest łatwy. Bo kto w takiej sytuacji przetrwa? Tylko ten, kto grzecznie odkłada marżę, by potem zapłacić hurtownikom i producentom leków.

Z kolei Naczelna Rada Aptekarska twierdzi, że przyjęcie regulacji Apteka dla aptekarza to krok w kierunku rozwiązań z krajów europejskich, gdzie 70% aptek funkcjonuje na podobnych zasadach. Tak jest w Niemczech, Francji, Austrii, Hiszpanii, Danii, Finlandii i Belgii. – Co więcej, europejskie dane wskazują, że niemal wszyscy mieszkańcy Europy są w stanie dotrzeć do apteki w ciągu 30 minut, a ponad połowa w ciągu pięciu minut. Te dane obrazują również sytuację w naszym kraju, gdzie w jednej okolicy sąsiaduje ze sobą kilka aptek, nierzadko na tej samej ulicy – mówi Tomasz Leleno. Wszystko jest w porządku, uspokaja NRA, według statystyk w Polsce na aptekę przypada 2,8 tys. osób, podczas gdy średnia w UE wynosi 4,6 tys.

Poseł Jakub Kulesza twierdzi, że na zmniejszaniu liczby aptek skorzystają wyłącznie hurtownicy. – Dekoncentracja rynku aptecznego spowoduje, że nie będzie na nim sieci aptek, a tylko pojedyncze placówki, które nie przetrwają, bo dziś prowadzenie jednej apteki się nie opłaca. Zaczną je przejmować hurtownie farmaceutyczne, pozostawiając ich właścicielom rolę kierownika apteki, który wydaje leki. To hurtownie będą beneficjentami zmian w prawie, a nie aptekarze. Mało tego, leki będą droższe. Bo niższe ceny mogą zagwarantować jedynie sieci aptek, a to dzięki większym zakupom i niższym kosztom prowadzenia takich przedsiębiorstw. Mniejsze apteki mają trudniej, potykają się choćby o podwyżki opłat, które serwują im właściciele nieruchomości, od których wynajmują lokale.

– Chciałbym doprowadzić do tego, aby celem ustawodawstwa nie było zmniejszanie liczby aptek, bo o tym powinni decydować nie urzędnicy państwowi, ale klienci w ramach mechanizmów rynkowych. Będę zmierzał również do ograniczenia kompetencji samorządu aptekarskiego oraz inspekcji farmaceutycznej, które zostały tak rozbuchane – mówi Kulesza. Na razie, po odwołaniu głównego inspektora farmaceutycznego, wysyła dezyderat do ministra zdrowia, aby kolejny główny inspektor nie był farmaceutą. – Niech państwo zajmie się łataniem dziur w budżecie, apteki zaś zostawi wolnemu rynkowi. Przecież nikt nie ogranicza liczby sklepów czy banków, chociaż jest ich tak dużo – dopowiada Irena Rej. – Nikomu nie służy zjawisko znikających aptek.

Drugie dno

Kto ma rację – twórcy nowego prawa czy jego przeciwnicy? NRA czy poseł Kulesza? O co w tym wszystkim chodzi? Bo fakty są oczywiste – aptek ubywa. Odpowiedź jest prosta: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Biznes apteczny opanowały bowiem dwie grupy właścicieli placówek, wzajemnie się zwalczające: farmaceuci i przedsiębiorcy. Jednych popierają NRA, inspektorat farmaceutyczny i Związek Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek, forsujący ustawę Apteka dla aptekarza, a drugich – PharmaNET Związek Aptekarzy Pracodawców Aptecznych. Sami właściciele aptek jasno mówią, że ich środowisko się podzieliło. – Moja sprawa jest typowym przypadkiem wojny konkurencyjnej – podkreśla Jerzy Tyś z Częstochowy.

Z kolei pani Danuta, właścicielka apteki przy Gagarina w Warszawie, farmaceutka i kontynuatorka tradycji rodzinnych w tym zawodzie, twierdzi, że sieci aptek są konkurencją nie do pokonania i tylko nowe prawo może spowodować, że takie firmy jak jej nie upadną. Pani Danuta mówi, że czasem nie bierze pensji, by związać koniec z końcem, ponieważ koszty utrzymania apteki są tak duże. – A ja chciałabym zachować płynność finansową. Nie mówię o zyskach – wzdycha. Uważa, że apteką kierować powinien farmaceuta, ponieważ tylko on może prowadzić taką placówkę z poczuciem misji, a nie dla pieniędzy i szybkich zysków, co ma miejsce w przypadku sieci, które funkcjonują przecież jak sklepy.

Racje są więc podzielone, wojna wśród aptekarzy trwa. A prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Bo nie każdy przedsiębiorca myśli wyłącznie o forsie i nie każda farmaceutka tak kocha swój zawód, że chce prowadzić placówkę, która jest na granicy wydolności finansowej.

b.jagas@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Beata Zawrzel/REPORTER

Wydanie: 08/2021, 2021

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. marcin
    marcin 16 lutego, 2021, 10:52

    Same bzdury, kłamstwa i manipulacje wielokrotnie już dementowane. Artykuł napisany pod dyktando ZPA Pharmanet zrzeszającego wszystkie zagraniczne sieci aptek działające w Polsce.

    P. Tyś z Częstochowy próbował wbrew prawu sprzedać swoje apteki cypryjsko-słowackiej sieci Dr.Max (czego potwierdzenie można znaleźć w KRS), stad taka decyzja inspekcji farmaceutycznej.

    Tego, co mówi poseł Kulesza to aż żal komentować. Napiszę tylko, że w polskim Sejmie dał sie poznać jako zapalczywy obrońca interesów międzynarodowych korporacji, podczas prac komisji biegał po instrukcje do reprezentantów ZPA Pharmanet (!!!), a na posiedzeniu plenarnym został zapamiętany z wymachiwania pustą teczką zawierającą rzekomo dokumenty obciążające samorząd aptekarski.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy