Zobaczyć Szwajcarię i umrzeć

Helweci w ramach \”eutanazji\” dają śmiertelną miksturę zdrowym ludziom

Zobaczyć Szwajcarię i umrzeć

35-letni Armin Imhof spod Zurychu nie był śmiertelnie chory. Cierpiał na dokuczliwe zapalenie jelit, ale przecież prowadził normalne życie, chodził na górskie wycieczki, uprawiał muzykę. Lekarze byli pewni, że z czasem stan pacjenta ulegnie zdecydowanej poprawie.
Ale Armin już nigdy przy bożonarodzeniowej choince nie zagra swym bliskim na skrzypcach. Po kolejnym ataku choroby popadł w depresję i poprosił o \”wsparcie\” działające w Szwajcarii Stowarzyszenie na Rzecz Humanitarnej Śmierci \”Exit\”. Jest to największa spośród europejskich organizacji pomagających zmęczonym życiem rozstać się z tym światem. Status zrzeszenia \”Exit\”, skupiającego około 50 tys. członków, przewiduje, że można udzielać pomocy tylko takim osobom pragnącym popełnić samobójstwo, które \”cierpią na śmiertelną chorobę, odczuwają bóle nie do zniesienia lub też doznały kalectwa w stopniu, którego nie można już wytrzymać\”. Zgodnie ze statusem,

podanie śmiertelnej dawki

pentobarbitalu sodu muszą poprzedzić trwające 3 miesiące konsultacje z pragnącym \”odejść\” pacjentem. Lekarz z \”Exit\” rozmawiał wszakże z młodym mężczyzną zaledwie przez dwie godziny, po czym uznał, że \”pacjent nie jest zdolny do normalnego życia\”. Imhof odwołał jeszcze telefonicznie wizytę w klinice, a następnie wychylił kubek ze śmiertelnym napojem. Jak pisze szwajcarski magazyn \”Facts\”, Oswald Oelz, ordynator szpitala Triemli w Zurychu, oświadczył: \”To po prostu akt kryminalny\”. Oelz wezwał też władze do działania. Prokuratura wszczęła czynności wyjaśniające, ale życia Arminowi to już nie przywróci.
Więcej szczęścia miała 29-letnia kobieta pochodząca z jednej z najlepszych rodzin w Bazylei. Była fizycznie całkowicie zdrowa, ale popadła w głęboką melancholię. \”Uznaliśmy, że jest całkowicie niezdolna do życia\”, wspomina z zażenowaniem pastor Werner Kriesi, członek \”Exit\”, który był już gotów wręczyć \”chorej\” śmiertelną miksturę. W ostatniej chwili do mieszkania desperatki wtargnął główny lekarz kantonalny z policyjną eskortą i zarządził

\”opiekuńcze pozbawienie wolności\”.

Dziewczyna została umieszczona w zakładzie zamkniętym, gdzie jej stan psychiczny szybko się poprawił.
Takie \”cudowne ocalenia\” już się nie powtórzyły. Stowarzyszenia na rzecz humanitarnej śmierci mogą w Szwajcarii uprawiać swój proceder niemal bez przeszkód. \”Pomoc w umieraniu\” nie podlega właściwie karze od 1918 roku, kiedy rząd uznał, że w pewnych okolicznościach pomoc przy samobójstwie jest \”przyjaznym czynem\”. Nie wolno tylko dokonywać eutanazji z \”z egoistycznych motywów\”, tj. z żądzy zysku. Stowarzyszenie \”Exit\” przyjmuje jedynie mieszkańców Konfederacji Szwajcarskiej, więc Ludwig A. Minelli, były korespondent niemieckiego dziennika \”Der Spiegel\”, postanowił, że utworzy podobną organizację dostępną dla obcokrajowców. \”Kiedy ktoś tonie, nie pytam go o paszport\”, wyjaśnia swe \”humanitarne\” podejście Minelli, człowiek o języku jak brzytwa, który nazywa szwajcarskich polityków \”nadętymi zerami prowincjonalnymi\”, a zdecydowanie potępiającego eutanazję papieża \”polskim druidem\”. \”Dignitas\” liczy 600 członków i pomogło już kilkunastu obcokrajowcom, głównie Niemcom, opuścić ziemski padół.
Media nad Łabą i Renem piszą

o \”turystyce umierania\”

kierującej się do Szwajcarii. Szacuje się, że obie helweckie organizacje pomagają umrzeć 150 osobom rocznie, przy czym ich \”wydajność\” wzrasta. W pierwszej połowie 2001 roku stowarzyszenie \”Exit\” ułatwiło 70 dobrowolnych zgonów, w takim samym okresie roku poprzedniego, \”tylko\” 43. Zdaniem krytyków eutanazji, przynajmniej niektórych z tych śmierci można było uniknąć. Volker Dittmann, prawnik medycyny i specjalista w dziedzinie psychiatrii sądowej z uniwersytetu w Bazylei, zwrócił przypadkowo uwagę, że z pomocą \”specjalistów\” z \”Exit\” kres swemu życiu położyło dwóch pacjentów właśnie wypisanych ze szpitala psychiatrycznego. Dittmann przeanalizował więc kartotekę organizacji, obejmującą samobójstwa z lat 1992-1997 popełnione przy wsparciu \”Exit\” w Bazylei i okolicach. Wyniki tych badań, omówione na łamach fachowego pisma \”Swiss Medical Weekly\”, okazały się szokujące. Aż 11 osób, które spotkała \”dobra śmierć\”, nie cierpiało na nieuleczalną chorobę. Ludzie z \”Exit\” pomogli umrzeć dwóm pacjentom klinik psychiatrycznych, których właśnie poddawano terapii. Wśród zmarłych znalazło się aż 16 kobiet w starszym wieku pogrążonych w depresji po stracie życiowego partnera. Pewna 68-letnia dama, której przyjaciel niedawno zmarł, postanowiła również zakończyć życie. Usłużny lekarz z \”Exit\” postawił diagnozę: rak macicy. Dostarczono truciznę, pacjentka \”odeszła\”, a podczas sekcji zwłok nie wykryto żadnych śladów nowotworu. W czterech przypadkach \”humaniści\” z organizacji zjawili się ze śmiertelną miksturą w zaledwie kilka godzin po pierwszej \”prośbie o pomoc\”…
Ujawnienie tych faktów

wywołało prawdziwy skandal.

\”Prywatna organizacja amatorów decyduje o życiu i śmierci bez żadnej kontroli państwa. Często decyduje się na rozwiązania radykalne i najprostsze. Czynniki psychologiczne czy społeczne nie stanowią dla członków \”Exit\” żadnej przeszkody\”, irytuje się dr Volker Dittman.
Szefowie organizacji zaprzeczają zarzutom, obiecują jednak, że na przyszłość będą \”ostrożniejsi\”. Gabriele Fricker, wchodząca w skład liczącego siedmiu mężczyzn i trzy kobiety zespołu bezpośrednich \”pomocników przy umieraniu\”, przyznaje, że może to być trudne, ponieważ asystowanie przy samobójstwach stwarza \”fascynację, której trudno się oprzeć\”. Nie trzeba wiele, aby takim \”pomocnikiem\” zostać – wiek co najmniej 45 lat oraz \”bogate doświadczenie życiowe, giętkość ducha i zdolność do współczucia cierpiącym ludziom\”. Ci, którzy nie mogą tych warunków spełnić, a także chcieliby \”pomagać\” kandydatom na samobójców, niekiedy postanawiają działać na własną rękę. Pewien pielęgniarz z Lucerny, nie pytając nikogo o zgodę, \”wyzwolił od cierpień\” kilku starców. Michael Brückner, wicedyrektor \”Exit\”, nie kryje oburzenia: \”To były pospolite morderstwa\”. Pielęgniarz broni się: \”Postępowałem właśnie tak, jak członkowie \”Exit\”.
Helweckie organizacje na rzecz humanitarnego umierania znalazły się ostatnio na cenzurowanym także z innych przyczyn. Zgodnie ze statusem, członkowie tych stowarzyszeń pełnią swe funkcje honorowo. Dyrektorzy interpretują to jednak tak, że za darmo pracują tylko szeregowi aktywiści, bezpośrednio asystujący przy umieraniu, natomiast zarząd ma pensje, i to całkiem niezłe. Ludwig Minelli nigdy osobiście w zadawaniu \”dobrej śmierci\” nie uczestniczył, interesuje go tylko stan konta \”Dignitas\”.

Eutanazja to dochodowy interes.

Członkowie stowarzyszenia \”Exit\” płacą składki w wysokości 25 franków szwajcarskich rocznie (lub też jednorazową stawkę wynoszącą 400 franków). Dzięki temu organizacja osiąga rocznie ponad milion franków dochodu. Nic dziwnego, że przewodnicząca zarządu, Elke Baezner, przyznała sobie pensję w wysokości do 40 tys. franków rocznie, wiceprzewodniczący Kriesi – 50 tys., a Michael Brücker – nawet 88 tys. Szeregowi członkowie organizacji, z poświęceniem biegający z trucizną do chorych, czują się pokrzywdzeni. Sarkają: \”Nie ma pieniędzy na nasze diety, podczas, gdy zarząd wypłaca sobie grube tysiące\”. Niektórzy usiłują samodzielnie \”wypracować\” jakieś korzyści. Pewna \”pomocnica przy umieraniu\” z Solothurn została oskarżona o to, że jeszcze ciepłemu nieboszczykowi z Zurychu zabrała cenną, jedwabną chustę, zaś innym razem przywłaszczyła sobie z mieszkania samobójcy kosztowną popielniczkę…
Mimo wszystkich głosów krytyki szwajcarskie organizacje na rzecz eutanazji zamierzają intensyfikować swą działalność. Plany przewidują m.in. podjęcie działalności w \”domach seniora\”, co ze zrozumiałych względów wywołuje popłoch wśród ich sędziwych pensjonariuszy.

Marek Karolkiewicz

Wydanie:

Kategorie: Bez kategorii

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy