Żona Wolfganga

Żona Wolfganga

Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.

Czy ktoś się zastanawiał, dlaczego minister Waszczykowski nie odwołuje Andrzeja Przyłębskiego ze stanowiska ambasadora w Niemczech?

Wszystko wydaje się przecież proste – w MSZ ruszył wielki kadrowy młyn, który będzie wyrzucał ludzi. Temu służy przygotowana ustawa o służbie zagranicznej, nazywana przez pisowców ustawą desowietyzującą MSZ. Pisaliśmy o niej niedawno. Zakłada ona wyrzucenie wszystkich, którzy mają w życiorysie epizod pracy w służbach specjalnych PRL albo współpracy z tymi służbami. Wylecieć mają absolwenci szkół w ZSRR, ale z tzw. zaciągiem Geremka PiS też chce się policzyć. I jeńców brać nie zamierza.

Andrzej Przyłębski, jakkolwiek patrzeć, należy do grupy tych, których minister Waszczykowski powinien wyrzucić w pierwszej kolejności. W IPN jest jego teczka tajnego współpracownika SB o pseudonimie Wolfgang. Przyłębski zobowiązał się donosić SB z pobudek, jak sam napisał, patriotycznych, a także w imię poszanowania porządku publicznego. Sam zaś przedstawiał się jako członek ZMS i ateista. Żeby była jasność, chciał pomagać legalnej władzy, więc zbytnio go za to nie potępiamy, gorsze przyszło później. Bo potem, już w III RP, Andrzej Przyłębski deklarował, że z SB nie miał nic wspólnego. Składał więc fałszywe oświadczenia lustracyjne i z tego chociażby powodu powinien pożegnać się ze swoim stanowiskiem. A jednak trwa. Dlaczego?

Przecież nie dlatego, że tak chce Witold Waszczykowski. Jak możemy się domyślać, trwa, bo tak sobie życzy Jarosław Kaczyński.

Nasuwa się więc pytanie, czym Przyłębski ujął prezesa PiS. Tym, że pracował dla SB bardzo krótko, zaledwie rok? Chyba nie, prezes mówił kiedyś o 13-letnich dziewczynkach, które wytrzymywały tortury na gestapo, więc w sprawach kontaktów obywatel-Służba Bezpieczeństwa jest bardzo pryncypialny. A może podoba mu się Przyłębski jako ambasador, który walczy z niemieckimi politykami, obraża ich i zabiega o wyświetlanie w Niemczech filmu „Smoleńsk”? Hm… Chyba aż tak sentymentalny prezes nie jest.

Jego wahanie związane jest raczej z tym, że żoną ambasadora jest mgr Julia Przyłębska, przewodnicząca Trybunału Konstytucyjnego.

I właśnie pani Przyłębska jest dziś najważniejszą osobą w operacji PiS wymierzonej w sędziów i sądy. To ona bowiem będzie przewodniczyć składowi sędziowskiemu, który rozsądzi, czy pierwszy prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf została wybrana legalnie, czy też nie. Oczywiście ten wniosek (60 posłów PiS) i to rozsądzanie to humbug. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego wybierany jest tak samo od roku 2002, więc chodzi tu bardziej o awanturę, to jedna z bitew o podporządkowanie sądów PiS. I w tej bitwie nie może być wahań, Przyłębska ma swoje zadanie do wykonania. Czy jeżeli jej mąż zostałby „skrzywdzony” i „opuszczony” przez PiS, nie mogłaby mieć wątpliwości?

Tego chyba nikt nie wie, więc Kaczyński woli nie ryzykować. I tak oto stał się zakładnikiem pani, której nie może odwołać.

Czy to słuszny domysł? W najbliższych dniach życie to potwierdzi…

Wydanie: 11/2017, 2017

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy