Zostać księdzem

Kończy się w kościele tzw. chłopski zaciąg. Kandydaci do kapłaństwa nie pochodzą już w większości ze wsi

Janek Szwarc spod Łomży: – Mój przyjaciel miał rok po święceniach wy­padek i umarł. Postanowiłem, że go za­stąpię, ale przeszkodą w pójściu do se­minarium była oblana matura. Posze­dłem więc na studium informatyczne, zrobiłem maturę i oto jestem już po pierwszych święceniach.

Kleryk Z. Z. z Białostockiego (prosi o zachowanie anonimowości). Rodzice rozwiedzeni, ojciec nie praktykujący katolik. Po wojsku próbował założyć rodzinę, ale spotkało go rozczarowanie.

Był załamany. Spotkał jezuitę, który wciągnął go do wolontariatu – opieko­wał się parą starych ludzi. – Odnalazłem się w dawaniu siebie innym, ludziom w potrzebie – mówi. – Seminarium przyjęło mnie, odchodząc od sztywnych kryteriów selekcji.

Ryszard Robakiewicz z Wyższego Seminarium Duchownego w Ołtarzewie urodził się w rodzinie chłopskiej, która miała sześcioro dzieci. Wychowali go w mieście zamożni wujostwo, którzy zapisali mu dom. Planował, że pójdzie do szkoły oficerskiej, potem założy rodzinę. Być może o zmianie planów zdecydowało to, że często jeź­dził z księdzem do bazy Dzieci Bo­żych, a może również uczucie wdzięcz­ności dla wuja i ciotki, którymi posta­nowił zajmować się aż do ich śmierci. Potem pojedzie na misję do Afryki, odbył już kurs językowy w Brukseli.

Krzysztof Zontek nieźle zarabiał ja­ko robotnik w bielskim Fiacie. – Po dłu­gim zastanowieniu pojawiła się u mnie myśl, żeby zostać księdzem. Gdy za­cząłem się o to starać, wszystko zaczę­ło mi się układać w życiu znacznie ła­twiej. Ku memu zaskoczeniu przyjęto mnie do liceum wieczorowego w poło­wie roku. Przygotowywałem się do se­minarium przez cztery lata, robiąc ma­turę i pracując w ruchu Światło Życie z dziećmi alkoholików. Jako ksiądz skoncentruję się na tym problemie.

– Drogi do seminarium nie są wcale proste. Niech pan za bardzo nie wierzy w powołania z powodu jakiegoś nieo­mylnego znaku, otrzymanego we wczesnej młodości – mówi alumn czwartego roku jednego z warszaw­skich seminariów. Prosi, żeby cytować bez nazwiska, ponieważ dyscyplina se­minaryjna zabrania wypowiadania się wobec mediów bez zgody rektora.

– W naszym seminarium – opowiada kleryk – mamy chłopaka, który był pun­kiem, dwóch farmaceutów i paru in­nych, którzy mają po kilka lat świeckich studiów, ludzi, którzy poznali życie.

Jeszcze dziesięć, a nawet pięć lat temu decyzję o wyborze stanu du­chownego z wszystkimi jego konse­kwencjami, a więc i celibatem, i sa­motnością, podejmowali w Polsce lu­dzie bardzo młodzi, tuż po maturze, często pod wpływem młodzieńczego idealizmu, motywacji politycznych, egzaltacji religijnej czy ambicji i oczekiwań rodziców. Dziś granica wieku przesunęła się o kilka lat w górę, do wyższych seminariów du­chownych zaczynają przychodzić mężczyźni mający za sobą parę lat studiów lub pracy zawodowej i pewne życiowe doświadczenie. Ich decyzja jest bardziej dojrzała. Co kieruje kan­dydatami? Kim są przyszli księża?

KONIEC CHŁOPSKIEGO ZACIĄGU

Polska nadal wyróżnia się w Europie wielką liczbą nowych powołań kapłań­skich. Rektor pewnego seminarium diecezjalnego, liczącego ok. 100 alum­nów, opowiadał mi, jak wprawił w zdumienie belgijskiego kolegę. “My nie mamy tylu z całego kraju!”- wykrzyk­nął Belg.

Pierwszy szczyt nowych powołań kapłańskich i zakonnych Kościół pol­ski przeżył na przełomie lat 40, i 50. – Seminaria odsyłały wtedy kandyda­tów z powodu braku miejsc – wspomi­na wikariusz generalny biskupa drohiczyńskiego, ks. prof. Eugeniusz Bo­rowski, który przyjął święcenia ka­płańskie w 1953 r. – Na przykład w za­konie dominikanów, który przeżywa obecnie w Polsce renesans powołań, pierwszy “szczyt” przypadł na rok 1949, kiedy to zgłosiło się pół setki kandydatów. Przychodzili ze świado­mością, iż – wzorem ZSRR – w każdej chwili może nastąpić w Polsce roz­wiązanie zakonów.

Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC, kolejny istotny wzrost liczby powołań zaczął się po wyborze papieża-Polaka w 1978 r. i osiągnął szczyt w latach 1985-87 (patrz wykres). Po nim przez sześć lat trwał spadek liczby powołań, który został zahamowany, jeśli chodzi o zakony, dopiero w roku 1993. Na­pływ kandydatów do seminariów die­cezjalnych zaczął wzrastać w połowie obecnej dekady, aby wrócić prawie do poziomu z 1982 r. W 1999 r. na pierw­szym roku studiów w diecezjalnych wyższych seminariach duchownych było 1041 alumnów, w porównaniu, z 1231 w 1987 r.

– Kończy się w Kościele tzw. chłop­ski zaciąg. Kandydaci do kapłaństwa nie pochodzą już w większości ze wsi, jak to było przez kilka powojennych dziesięcioleci – stwierdza palotyn, ks. Marcin Walicki, który od dwóch lat prowadzi korespondencję z kandydatami do seminariów.

Na 108 alumnów, odbywających sześcioletnie studia we włocławskim seminarium, ponad połowę stanowiła młodzież ze środowisk miejskich, mimo iż diecezja włocławska to głównie tereny rolnicze. W innych semina­riach, w wielkich miastach lub w ich pobliżu liczebna przewaga alumnów ze środowisk miejskich jest znacznie większa. Na przykład seminarium Stowarzyszenia Księży Palotynów w Ołtarzewie pod Warszawą, jedno z najlepiej postawionych pod wzglę­dem dydaktycznym i naukowym, ma 84 seminarzystów z ośrodków miej­skich i tylko 32 ze wsi. Alumnów z ro­dzin chłopskich jest 24, ze środowiska robotniczego – 23, z rodzin inteligenc­kich – 32. Najwięcej jest synów rze­mieślników i kupców – aż 42.

Zdaniem ekspertów od statystyki kościelnej, postępująca w Polsce po roku 1989 r. marginalizacja społeczna pauperyzujących się warstw zamyka części młodzieży drogę do kapłań­stwa. – Nie dzieje się tak dlatego, że my ich odrzucamy – mówi ks. dr Woj­ciech Hanc, rektor włocławskiego Wy­ższego Seminarium Duchownego. – We Włocławku panuje ogromne bez­robocie. Nie mogło się to nie odbić również na sytuacji religijnej. Trudno jest przekazywać ewangelię, jeśli ktoś jest naprawdę głodny, nie ma zapew­nionego podstawowego bytu: Dlatego rzadko się zdarza, aby do seminarium przychodził ktoś z najuboższych rodzin. Nie my jesteśmy przyczyną tego stanu rzeczy. Taka jest sytuacja.

 

STEREOTYP Z PRZESZŁOŚCI

Czy więc kandydaci do kapłaństwa nie kierują sic nadzieją na zapewnienie sobie w życiu dobrej pozycji? Ks. dr Wojciech Hanc zdecydowanie zaprze­cza: – Minęły te czasy, gdy mówiono: „Kto ma księdza w rodzie, temu bieda nie dobodzie” Młodzi ludzie nie liczą dziś na nobilitację pod tym względem.

Podobną opinię ma ks. prof. Euge­niusz Borowski. – U nas, na Podlasiu, iść na księdza dla zdobycia pozycji?! Tutaj taka motywacja nie występuje. Trzecia część parafii w. diecezji drohiczyńskiej ma nie więcej niż 700-800 “dusz”. W takich parafiach probo­szcza nie stać nie tylko na gosposię, ale nawet na zakrystiana czy organi­stę. To nie okolice Warszawy czy za­możne Poznańskie lub strony papieża – Podhale.

Kimś, kto na wciąż biedniejącym Podlasiu postanawia “iść na księdza”, powodują – według ks. profesora – jeśli nie “motywacje heroiczne”, to w każ­dym razie autentyczne powołanie.

Także rektor Wyższego Seminarium Duchownego Księży Palotynów w Ołtarzewie pod Warszawą, ks. dr Marian Kowalczyk, mówi, że kandy­daci do wyższych seminariów du­chownych kierują się głównie moty­wami religijnymi, chęcią służenia in­nemu człowiekowi. Dlaczego chcesz zostać kapłanem? To pierwsze pyta­nie, jakie zadaje się kandydatowi.- Ogólny klimat kraju przed 1989 r. sprawiał, że odpowiedź bywała daw­niej z reguły “słuszna”, taka, jakiej od kandydata oczekiwano: brzmiała “po­wołanie”, “znak dany od Boga” – mówi ks. Kowalczyk. – Teraz odpowiedzi są bardziej szczere. Toteż i powołania potwierdzone wyższymi święceniami na ostatnim, szóstym roku seminarium, bardziej autentyczne. Często młody człowiek odpowiada: “Poszukuję, nie wiem jeszcze, co będę robił, chcę spróbować”. Do niedawna otwarcie tego nie deklarowali.

Wielu młodych ludzi przychodzi do seminariów z bardzo konkretnym nastawieniem: aby wyjechać na misję.. Polska zajmuje 11. miejsce pod względem liczby misjonarzy. W 1998 r. na misjach pracowało 1876 misjonarzy z Polski. Najwięcej w Afryce – i Ameryce Łacińskiej – 739. Spora grupa – na terenie dawnego ZSRR.

Natomiast w przekonaniu profesorów wyższych seminariów duchownych co najmniej od pięciu lat i marginalną rolę w podejmowaniu przez młodych mężczyzn decyzji o wstąpieniu na drogę kapłaństwa odgrywają względy polityczne, dawniej istotne. Jeden z profesorów warszawskiego Uniwersytetu im. Ka Stefana Wyszyńskiego zwrócił uwagę na mało znany fakt: w ubiegłym roku redemptoryści, zakon bodaj najgłośniejszy w Polsce dzięki Radiu Maryja, mieli najmniej nowych powołań ze wszystkich zgromadzeń zakonnych w kraju.

POWRÓT TRADYCYJNYCH ZAKONÓW

Ksiądz z gitarą, otoczony młodzieżą przy oazowym ognisku, to już nie jest ten symbol nowoczesności i na świat, który przyciągał młodych do seminariów; – To byłoby dziś trochę za mało, aby zahamować spadek nowych powołań. Zwłaszcza seminaria jezuitów, dominikanów, a również i palotynów przyciągają dziś bardzo utalentowaną i ambitną młodzież, która kieruje się często nonkonformizmem nowych realiów otaczającego – twierdzi mój rozmówca.

Renesans powołań u dominikanów i jezuitów ma wiele wspólnego z tym, że oba zakony lansują, bez zrywania z tradycją, otwarty, europejski model Służby Bożej. Czołowi teolodzy tych zakonów, które podobnie jak w średniowieczu, znów odgrywają w Kościele wiodącą rolę; głoszą, że w nowoczesnym, otwartym, święcie, który stał się medialną wioską, kapłan nie może zamykać się w kręgu samego Kościoła, ponieważ zgodnie z Soborem Watykańskim, to nie Kościół jest drogą człowieka, lecz człowiek drogą Kościoła.

W seminariach tych zakonów bez pruderii podejmuje się, zwłaszcza przy okazji obozów i wycieczek, debaty na najdrażliwsze tematy: seks, miłość kobiety i mężczyzny, nadmier­ne rozwarstwienie społeczne, kryzys walorów moralnych, jaki niesie gospodarka rynkowa.

Na pojawienie się nowego wzorca osobowego kapłana – stwierdzali to wszyscy moi rozmówcy – wpłynął sil­ne szczególny rodzaj duchowości Ja­na Pawła II. Polega on na łączeniu wrażliwości społecznej z przywiąza­niem do tradycji i opanowaniem w stopniu doskonałym techniki posłu­giwania się w duszpasterstwie nowoczesnymi mediami.

Na przykład palotyni i jezuici wszechstronnie przygotowują swych seminarzystów do pracy wydawniczej i dziennikarskiej. I są już w tej dziedzi­nie na polskim rynku bardzo widoczni.

– Ale uwaga – powiedział pewien ksiądz marianin, kierujący zespo­łem wydawniczym – nowoczesność, technika komputerowa, dobra orga­nizacja pracy i finansów, nie powin­ny stawać się fetyszem, ze szkodą dla samej duchowości księdza, co się niekiedy zdarza.

Wydaje się, że na przykład Opus Dei “świecki zakon technokratów”, który w ciągu ostatnich 30 lat pomógł Kościołowi w unowocześnieniu środ­ków działania i finansowym umocnie­niu, ma już za sobą okres świetności, ponieważ dzisiaj Kościół stanął wobec zupełnie nowych wyzwań, jakie niesie neoliberalizm i globalizacja. Zapewne dlatego znów na pierwszą pozycję wysuwają się tradycyjne zakony.

WYSOKIE WYMAGANIA, DOBRE WARUNKI

Kandydaci ubiegający się o przyję­cie na studia do jednego z 36 wy­ższych seminariów duchownych diecezjalnych lub prawie 20 zakonnych w Polsce (w pierwszym przypadku obowiązuje rejonizacja) powinni przedłożyć w rektoracie m.in.: prośbę o przyjęcie z podaniem motywów swej decyzji, świadectwo chrztu i bierzmowania, świadectwo matural­ne, świadectwo nauki religii, opinie proboszcza i katechety, świadectwo lekarza wskazanego przez semina­rium o stanie zdrowia fizycznego i psychicznego kandydata. Semina­rium zasięga również opinii probo­szcza parafii, z której pochodzi kan­dydat, o jego rodzinie.

Signum temporis: od kilku lat wrota seminariów zaczynają się bardzo ostrożnie otwierać również dla synów niewierzących rodziców, a nawet po­chodzących z rodzin niepełnych i pato­logicznych. – Grzechem byłoby odrzu­cać powołania powstałe wbrew warun­kom w środowisku rodzinnym – mówi ks. rektor Kowalczyk.

Z uwagi na wymagania wobec przy­szłego kapłana wynikające z nowych wyzwań stojących przed Kościołem w Polsce, seminaria zaostrzają selekcję i odsiew w toku studiów. Niektórzy rektorzy i biskupi kładą ostatnio nieofi­cjalnie duży nacisk na eliminowanie wśród kleryków zbyt “ekonomskiego” podejścia do przyszłych zadań probo­szcza.

Po wstępnym odsiewie kandydatów przyjmuje się na miesiąc tzw. postulatu. Ci, którzy zostaną zakwalifikowani, odbywają następnie dwa lata nowicja­tu. Decydujący jest pierwszy rok, zwa­ny kanonicznym. Jest to okres studiów zamkniętych, bez Wyjazdów do rodzi­ny, do domu, ale z możliwością uzyski­wania, w uzasadnionych przypadkach, indywidualnego wyjścia na miasto. Chodzi o to, aby rozpoczynający studia nauczył się przez ten rok żyć w za­mkniętej wspólnocie, pod ścisłą obser­wacją prefekta kursu i moderatora, który będzie go szczegółowo oceniał.

Instrukcja Episkopatu w sprawie se­minariów ustala twarde zasady dyscy­plinarne. Punkt 131 dokumentu mówi: “Natychmiast mają być usunięci z se­minarium alumni, którzy uchybili do­brym obyczajom lub wierze”. Przyczy­ną usunięcia może być również: występek przeciwko karności, wyraźny brak zintegrowanej osobowości, brak ko­niecznej wiedzy, brak postępu w roz­woju intelektualnym i duchowym, skłonność do rzeczy niestosownych, zachowanie odbiegające od norm przy­jętych w seminarium, nieposłuszeń­stwo przełożonym. Natomiast rzadko się zdarza, aby ktoś odpadł z powodu trudności w nauce. Tak samo jak na uniwersytecie można zdawać do dwóch egzaminów w sesji poprawko­wej, bądź w niektórych przypadkach zawiesić studia na rok.

Spowiednik wybrany przez alumna obowiązany jest, rzecz jasna, do całko­witej tajemnicy i dyskrecji, a swą opi­nię na temat postawy alumna przekazu­je tylko zainteresowanemu. Nawet jeśli uzna, że kandydat do stanu duchowne­go nie ma prawdziwego powołania, może on zachować tę opinię wyłącznie dla siebie i kontynuować studia. Chyba że przełożeni na podstawie własnych obserwacji mu to odradzą.

Pod koniec roku kanonicznego na­stępują obłóczyny, alumn dostaje su­tannę, zostaje klerykiem i otrzymuje 2-tygodniowy urlop na wyjazd do rodziców. Klerycka hierarchia to ko­lejno uzyskanie stopni lektora, akoli­ty, subdiakona (na trzecim lub czwartym roku) i na rok przed świę­ceniami kapłańskimi – które otrzy­muje się na zakończenie sześciolet­nich studiów – diakona. Diakon otrzymuje wszystkie uprawnienia kapłańskie z wyjątkiem prawa do odprawiania mszy i spowiadania.

W ocenie ks. prof. Witolda Zdaniewicza, kierownika Katedry Socjologii Religii na Uniwersytecie im. Kardyna­ła Stefana Wyszyńskiego, do końco­wych święceń w wyższych semina­riach duchownych dociera z reguły po­łowa alumnów, którzy rozpoczynają naukę. – Najtrudniejszą do pokonania przeszkodą nie jest wysoki poziom stu­diów, lecz perspektywa, że nie założysz własnej rodziny i nie będziesz miał dzieci – zwierza się pewien świeżo wy­święcony na księdza absolwent semi­narium w Drohiczynie.

Stawiając swym przyszłym kapła­nom wysokie wymagania, Kościół sta­ra się jednocześnie zapewnić im i ich profesorom jak najlepsze warunki nau­ki. Według ogłoszonego pod koniec ubiegłego roku dokumentu Konferencji Episkopatu, zatytułowanego “Zasady Formacji Kapłańskiej w Polsce”, budy­nek seminarium musi być dostosowany do wymogów higieny, estetyki i po­trzeb formacji. Oprócz realizowania ustalonego programu nauczania semi­narium musi zapewnić alumnom moż­liwości nauki dodatkowych języków, w miarę możności wyjazdy wakacyjne za granicę w celu doskonalenia języko­wego, musi mieć m.in. stale uzupełnia­ne bibliotekę i czytelnię, a także zaple­cze rekreacyjne, w tym salę gimna­styczną, basen kąpielowy i dom wypo­czynkowy. Większość seminariów spełnia już te kryteria i ma także nowo­czesne pracownie komputerowe. Po­nadto biskup diecezjalny powinien za­pewnić profesorom i wychowawcom godziwe warunki materialne, aby umożliwić im całkowite oddanie się powierzonym obowiązkom.

JEDNO SEMINARIUM – DWA INDEKSY

O ile przed wojną zwykłe magiste­rium było rzadkością, o tyle w 1997 r. księża diecezjalni z tytułem magistra stanowili 41,8%, zaś z tytułem doktora, doktora habilitowanego lub tytułem na­ukowym profesora – 6,5% ogólnej, licz­by księży. Dla porównania, wśród lud­ności Polski powyżej 25 lat wskaźnik ten nie przekracza 0,2%. Jeszcze dzie­sięć lat temu najwyżej dwóch księży

z każdego rocznika robiło w czasie stu­diów w seminarium magisterium. Dziś w większości seminariów to nieodzow­ny warunek otrzymania święceń ka­płańskich. Prawie wszystkie seminaria są “afiliowane” przy wyższej uczelni katolickiej.

– Studiuje się w seminarium – mówi Artur z Wyższego Seminarium Du­chownego w Ołtarzewie – ale ma się dwa indeksy: seminarium i warszaw­skiego Uniwersytetu Kardynała Stefa­na Wyszyńskiego.

Po roku, dwóch czy nawet dziesięciu pracy na parafii – wiele zależy od zdol­ności – można dostać skierowanie na dalsze studia w kraju lub za granicą. Nikomu z góry nie zamyka się tej dro­gi. Przeciwnie, zgodnie z nową tenden­cją w Kościele, biskupi naciskają żeby podległy im kler dalej studiował. Za kilka lat niemal wszyscy nowo wy­święceni księża będą kończyli studia z dyplomem magistra. W najlepszej sy­tuacji pod względem możliwości stu­diów poseminaryjnych są księża ze zgromadzeń zakonnych.

Jeszcze przed końcem pierwszego dziesięciolecia XXI wieku przeciętny polski ksiądz będzie duchownym z solidnym wyższym wykształceniem, obytym w świecie, władającym za­zwyczaj jednym lub dwoma obcymi językami, mającym wszystkie nawyki nowoczesnego użytkownika kompu­tera, korzystającego z Internetu. Jego autorytet duchowy zyska na więk­szym dystansie, z jakim będzie się od­nosił do polityki i polityków. Z semi­narium wyniesie też nawyk uprawia­nia jakiejś dyscypliny sportowej, co najmniej pływania lub joggingu. Świecki garnitur i koloratka, wezmą górę nad tradycyjną sutanną i habitem. Najtrudniejsze są przewidywania co do charyzmy, jaką się będzie cieszył w materializującym się i coraz bar­dziej rozwarstwionym społeczeń­stwie. W założeniu, ta dalsza ewolucja osobowości i wizerunku księdza ma pomóc Kościołowi w jego staraniach o utrzymanie w Polsce wpływu du­chowego na wiernych. Pozycji Ko­ścioła, która gdy kraj będzie ulegał dalszej europeizacji, a ponadto gdy zabraknie polskiego papieża, wysta­wiona zostanie na ciężką próbę.

O prestiż księdza

Kościół podjął próbę analizy przyczyn spadku liczby nowych powołań. Oparł się w niej, między innymi na badaniach CBOS-u z lat 1994-95 do­tyczących opinii samych księży o sytuacji Kościoła w Polsce po przeło­mie ustrojowym w czerwcu 1989 r. W opinii księży dominowało przeko­nanie. że autorytet Kościoła i duchownego w trakcie transformacji ustro­jowej obniżył się w porównaniu z czasami PRL. Taką opinię wyrażało 54% spośród 585 księży objętych sondażem. Szczególnie często wyra­żali taki pogląd młodzi księża – do 35. roku życia (65%), księża dekla­rujący poglądy lewicowo-centrowe (65%), wikariusze (63%) oraz kapła­ni z parafii wiejskich (62%). Przeciwnego zdania było tylko 8% bada­nych. Pogląd, że prestiż duchownego wzrósł, wyrażali przede wszyst­kim księża po 50. Roku życia (13%). deklarujący poglądy skrajnie prawi­cowe (13%) oraz proboszczowie (10%).

Przekonanie o spadku prestiżu łączyło się z przeświadczeniem o zwięk­szeniu obecności Kościoła w życiu publicznym i w polityce w latach. 1989-97. Prawie porowa objętych ankietą (48.8%) uważała, iż wzrostowi! aktywności politycznej Kościoła me towarzyszył wzrost jego wpływu na i kształtowanie się opinii publicznej, lecz przeciwnie, że Kościół utracił w znacznej mierze swą opiniotwórczą rolę, jaką spełniał przeć 1989 r.

Te i inne badania nie pozostały bez wpływu na działalność wyższych seminariów duchownych. W „Zasadach formacji kapłańskiej’ podkreśla- się, że chociaż zasadnicze oblicze kapłana me zmienia się, powinien on być bardziej otwarty na wymagania naszych czasów, gdy coraz bardziej daje o sobie znać różnego rodzaju ateizm praktyczny, który wymaga no­wej ewangelizacji.

Dokument kładzie największy nacisk na formowanie kapłanów, których autorytet byłby opady nie tylko na żarliwości wiary, lecz na ich wykształceniu teologicznym i ogólnym, na ich wysokim poziomie intelektualnym.

 

W porównaniu z II Rzeczpospolitą która według ostatniego, przedwo­jennego spisu z 1937 r., miała 10 000 księży diecezjalnych i 1600 księ­ży zakonnych, jest obecnie 20.087 księży diecezjalnych (o 104 mniej niż w 1097 r.), 6824 księży zakonnych (o161 mniej niż w 1997 r.). Cho­ciaż w czasie wojny straciło życie w obozach i więzieniach hitlerowskich 20% księży, już w 1971 r, łączna ich liczba wzrosła do prawie 19,000.

 

TYPOWY ROZKŁAD DNIA ALUMNA WYŻSZEGO SEMINARIUM DUCHOWNEGO

6.00 – modlitwa i medytacja w kościele

7.00 – msza święta

Po śniadaniu – sprzątanie wyznaczonego terenu w seminarium

8.30 – początek wykładów

13.00 – modlitwa południowa

Po obiedzie – czas na rekreację

15.30 – indywidualne czytanie lektur duchowych

16.00 – nauka własna

18.50 – modlitwa wieczorna i kolacja

Po kolacji – czas do dyspozycji własnej

21.00 – apel śpiewany lub osobista modlitwa

 

 

Wydanie: 07/2000, 2000

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy