Zostawcie nam Teatr Polski

Zostawcie nam Teatr Polski

Trudno, trzeba o tym mówić i mówić, pisać i pisać, nie odpuszczać, buntować się, wyrażać sprzeciw. Inaczej zostaniemy na pustyni, a demokracja nie da sobie rady bez kultury. Za każdym razem, kiedy władza chce wyciąć dobrego artystę, żeby go uciszyć, bo ma inne poglądy polityczne, bo robi „pedalski teatr”, „lewacki teatr”, „awangardowy teatr” – trzeba reagować. Dyrektor teatru jest artystą, tak jak jest nim kurator wystawy lub krytyk. To wszystko formy twórczości, choć na innym poziomie. Wymagają – jak mówi reżyser Krystian Lupa – charyzmatu, to znaczy talentu. Tymczasem marszałek województwa dolnośląskiego wraz z ministrem Glińskim (który podpisuje nominację) wymieniają właśnie Krzysztofa Mieszkowskiego – dyrektora artystę z sukcesem i doświadczeniem – na Cezarego Morawskiego, aktora znanego z „M jak miłość”. Dlaczego marszałkostwo chce się pozbyć dyrektora, który rozsławił wrocławski Teatr Polski na całym świecie i zdobywał nagrody na najważniejszych międzynarodowych festiwalach? W którego teatrze stale reżyserują Krystian Lupa, Michał Zadara, Krzysztof Garbaczewski, Jan Klata, Marcin Liber, Monika Strzępka czy Ewelina Marciniak? Bo przecież nie dlatego, że znaleziono na jego miejsce lepszego kandydata, obdarzonego doskonalszym gustem, bardziej wpływową wizją lub błyskotliwym talentem.

Krystian Lupa, referując przebieg wyborów w ramach konkursu, zwrócił uwagę na to, że Morawskiemu nie zadawano pytań związanych ze sztuką, wizją teatru, estetyką czy filozofią. Za to ten deklarował, że chce osiągnąć 150% publiczności na widowni (Po co? W Polskim Mieszkowskiego zawsze jest 100%). A także, że jego pomysłem na nowy Polski jest zapraszanie na spektakle znanych aktorów z Warszawy. Już na początku zatem obraził niechętny mu, zbuntowany zespół. Jeden z najlepszych zespołów teatralnych w Europie, zespół, o którym reżyserzy mówią: fascynujący, niezwykle pracowity, wyjątkowo utalentowany, wybitny. Ile trzeba mieć miłości własnej, arogancji, żeby chcieć kierować zespołem niechętnym nowemu przywódcy? „Zespół Teatru Polskiego nie zaakceptuje Pana Cezarego Morawskiego na stanowisku dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru. Nie chcemy takiego kierownictwa i apelujemy do kandydata, by zrezygnował z zamiaru objęcia tego obowiązku”, napisali w specjalnym komunikacie pracownicy Teatru Polskiego we Wrocławiu. Apel reżyserki Agnieszki Glińskiej, która niedawno, jako dyrektorka, była w podobnej sytuacji w Teatrze Studio w Warszawie, jest jeszcze bardziej bezpośredni: „Szanowny Cezary. Wycofaj się. Nie bądź pionkiem, którym pogrywają urzędnicy bez elementarnej wrażliwości. Nie bądź pacynką dla stołka i kasy. Nie bądź narzędziem chorej, podłej politycznej gry i manipulacji. Chciałeś być artystą. Jak Mrozowska (Twoja Pani Profesor), jak Axer i Hübner (Twoi dyrektorzy). Zatrzymaj się, weź oddech, pomyśl, dokąd prowadzi ta zakłamana, podstępna gra. Do zniszczenia potencjału twórczego i dorobku artystów. Usłysz ich. Zostali zignorowani, pominięci. Nikt nie słucha ich głosu. Usłysz Ty. Też chciałeś być artystą. Twoja zgoda na te funkcje to spektakularny koniec jakiejkolwiek szansy na dialog na linii władza-artyści. Odbierasz nadzieję. Nie odbieraj”. To odwołanie się do wrażliwości twórcy jest bardzo istotne i trafne. Jak można – będąc człowiekiem teatru czy ubiegając się o taką rolę – pakować się na przyjęcie do domu, w którym nas nie chcą?

Rozważając te gesty na płaszczyźnie innej niż polityczna czy prawna, jak można być tak aroganckim? I jak w takiej atmosferze będzie wyglądała praca nad spektaklami – skomplikowanymi maszynami, wymagającymi talentu, skupienia, kumulacji ludzkiej wrażliwości i inteligencji? Nie będą już w każdym razie pracować nad „Procesem” Kafki. Krystian Lupa na konferencji prasowej powiedział, że przewidywanej na otwarcie nowego sezonu premiery nie będzie. To nie szantaż, Lupa traci wielomiesięczne wysokie honorarium i rok pracy nad „Procesem”, bo zanim rozpoczęły się żmudne, wielogodzinne, całodniowe próby, reżyser przygotowywał grunt związany z przekładami, biografistyką, kontekstami. Aktorzy miesiącami odmawiali wszystkim innym, rezygnując z ciekawych zleceń. Praca z Lupą była dla nich najważniejsza. Ta decyzja była dla nich trudna.

Lupa podkreśla, że to protest przeciwko formie, w jakiej przeprowadzony został konkurs. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” opowiadał: „Przewodnicząca komisji Wanda Gołębiowska bardzo się spieszyła i naciskała, żeby natychmiast głosować. Bała się wszelkiej dyskusji. To było widać już wcześniej, kiedy Morawski zaczął od roztrząsania swoich win związanych z funduszem ZASP, a Piotr Rudzki zacytował wyrok sądu, gdzie nie ma mowy o uniewinnieniu, jest jedynie odstąpienie od wymierzenia kary. Wtedy mu przerwała, mówiąc: »to wszystko zostało załatwione, wytłumaczone«. Ewidentnie wzięła stronę kandydata, odpowiadając w jego imieniu, występując w jego obronie. Takich spostrzeżeń co do przebiegu obrad mam zresztą wiele, nie wszystkie będę tu przywoływał”.

Morawski, nie zdając sobie sprawy z własnego nietaktu, podkreślał, że rozmawiał z ministrem kultury o swoim pomyśle na Teatr Polski. Zabrzmiało to dwuznacznie. Ale przecież władza zwykle wybiera tych, którzy szybko odbierają telefony i są w swoich działaniach przewidywalni. Teatr progresywny, eksperymentalny, zaangażowany społecznie to niezależna komórka. Czy władzy potrzebna jest niezależna komórka? Czy władza liczy się z opinią środowiska albo publiczności Teatru Polskiego? Warto pamiętać, że – cytując polsko-czeskie kino – władza jest jak Sekal, a Sekal robi to, co dobre dla Sekala. Cóż, „Oni istnieją i są zdolni do wszystkiego” – to grany na małej scenie Witkacy. I Oni naprawdę mają w dupie sztukę, przecież nie widuję ich na przedstawieniach w Polskim. Jak mają rozumieć niuanse, subtelną granicę między kiczem a kampem, ironią a powagą – wszystko to, co sprawia, że mamy do czynienia ze sztuką, nie konfekcją, rozrywką. Szkoda, że zdanie aktorów zostało w tym sporze pominięte. Teatr się oflagował, ogłoszono pogotowie strajkowe. Powstają teksty interwencyjne, pisma i teksty artystyczne. Cóż, równie dobrze można by teraz na którejś ze scen czytać „Proces” Kafki, sztukę Witkacego albo „Wycinkę” Bernharda. Wszystko pasuje.

Komentarze

  1. rabuś
    rabuś 25 sierpnia, 2016, 13:31

    Szanowna Pani, rozumiem zaniepokojenie zmianą dyrektora. Nie należy jednak uciekać się w artykule do tanich chwytów, które wyglądają zniewalająco, lecz służą wprowadzeniu w błąd czytelnika poprzez sugestię. To prawda, Cezary Morawski jest znany z roli w „M jak miłość”, lecz nie jest to jego jedyny występ.
    Sprawa zarządzania pieniędzmi teatru też nie jest bez znaczenia. Będąc dyrektorem, nie można skupiać się na samej pracy artystycznej (vide Filharmonia Sudecka). Bardzo wygodnie wspominać o niegospodarności Morawskiego, pomijając jednocześnie problem z finansami za rządów Mieszkowskiego.

    Pozdrawiam i życzę, by przejrzeć poprzez rozpacz i dokonać obiektywnego sądu.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Meryl Mifune
      Meryl Mifune 25 sierpnia, 2016, 17:36

      Nie był to tani chwyt. Rola w „M jak Miłość” jest życiowym przedsięwzięciem pana Morawskiego. Poświęcił jej 5 lat, zagrał w ponad 300 odcinkach, mało tego – nie odszedł z serialu na własną prośbę (jak to się zdarza aktorom, którzy uznają, że już odłożyli wystarczająco dużo pieniędzy, a dalsze występowanie w takim przedsięwzięciu ogranicza ich rozwój), lecz po prostu się znudził producentom. Jako aktor (o, notabene, całkiem bezbarwnym empoi) nie zapisał się niczym szczególnym – może poza wczesnym okresem, w końcu lat 70./ l. 80., kiedy zagrał kilka znaczących ról w trzech filmach Zanussiego („Spirala”, „Constans”, „Z dalekiego kraju” + małą w jego filmie tv „Drogi wśród nocy”), u Jana Łomnickiego („Rudy” w „Akcji pod Arsenałem”), Barbary Sass („Debiutantka”), Feliksa Falka („Nieproszony gość”, tv), w debiucie Koterskiego („Dom wariatów”) oraz w serialu tv Andrzeja Titkowa „Układ krążenia”. Grał też wówczas u Janusza Zaorskiego, Tomasza Zygadły, Filipa Bajona i Agnieszki Holland, ale albo były to epizody, albo przedsięwzięcia nieudane. W teatrze ten lepszy okres trwał trochę dłużej – do 2. poł. lat 90. – Teatr Współczesny i Powszechny w Wwie, występy u Wajdy, Macieja Englerta, Macieja Prusa, Jerzego Kreczmara, Erwina Axera, Krzysztofa Zaleskiego, Piotra Cieślaka, Krzysztofa Nazara, Mariusza Trelińskiego, pierwsze próby reżyserowania; jednak na ogół nie były to wybitne role, jako reżyser też niczym szczególnym się nie zapisał. Potem jednak nastąpił zjazd – występy w telenowelach, ogony w filmach i serialach, w teatrze przerzucił się na repertuar rozrywkowy – farsowy i musicalowy. Od lat nie zagrał ani nie wyreżyserował niczego znaczącego, opinie o nim jako o wykładowcy PWST też nie przynoszą mu chluby. Jest całkiem dobrym aktorem i reżyserem dubbingu, głównie w repertuarze dziecięcym. Ostatnio zupełnie się zbłaźnił, występując na scenie z Natalią Siwiec („O co biega” Philipa Kinga, Centrum Kultury Gdynia).

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Meryl Mifune
      Meryl Mifune 25 sierpnia, 2016, 17:50

      A co do problemu z finansami za Mieszkowskiego. Jeśli głównym argumentem przeciwko niemu były problemy finansowe Teatru (oczywiście jest to argument zastępczy pana Marszałka, który uznał kiedyś, że jedna ze sztuk wystawianych w TPolskim zawiera karykaturę jego szanownej osoby i za to się mści), bo przecież nie artystyczne! – to wybieranie na jego następcę faceta, który sprzeniewierzył miliony zł jest zaiste znakomitym posunięciem. Tym bardziej, że Mieszkowski pogodził się z oddaniem stanowiska dyrektora naczelnego, chodziło mu tylko o umożliwienie kontynuacji swojej pracy w TPolskim jako dyrektora artystycznego. I kilku innych kandydatów w tym konkursie biorących to gwarantowało – co gwarantowało przedłużenie świetnej artystycznie passy teatru, przy zachowaniu większej dyscypliny finansowej.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Meryl Mifune
        Meryl Mifune 28 sierpnia, 2016, 01:54

        „Ten marszałek to skąd? Przecież że z PO – światłej, nowoczesnej, oświeconej partii… tej samej partii, przed którą klęczał polityk Mieszkowski.” Sorry, ale nie zauważyłem 🙂 Mieszkowski jest zbyt zuchwały (w dobrym sensie tego słowa), żeby przed czymkolwiek lub kimkolwiek klęczeć.

        Odpowiedz na ten komentarz
      • Meryl Mifune
        Meryl Mifune 28 sierpnia, 2016, 03:22

        I jeszcze jedno – bo ZAKŁAMUJE Pan całą tę sytuację. Mieszkowski jest bardzo świeżej daty politykiem. Wszedł do polityki, kiedy zapisał się do Nowoczesnej, tzn. jesienią ubiegłego roku. A ataki partyjnych polityków różnej maści (SLD, PSL, PO i PiS-u) na Mieszkowskiego i Teatr Polski pod jego kierownictwem trwają niemal od samego początku, kiedy tylko został dyrektorem, tzn. od prawie 10 lat! (częścią tej wojny z Mieszkowskim jest także świadome niedofinansowanie Teatru Polskiego, co powoduje narastanie strukturalnego długu tej instytucji). A ze szczególnym nasileniem tych ataków mamy do czynienia od 3-4 lat. W tym kontekście wejście Mieszkowskiego do polityki należy odczytywać jako działanie obronne – „skoro atakują mnie politycy różnych partii, to muszę się zapisać do jednej z nich, a wtedy będę miał za sobą przynajmniej część tego politycznego światka”. Jak widać jednak ta kalkulacja w skomplikowanej politycznej układance Dolnego Śląska okazała się zawodna. Przede wszystkim ze względu na słabość Nowoczesnej w regionie, poza Wrocławiem.

        Odpowiedz na ten komentarz
  2. janio1941
    janio1941 25 sierpnia, 2016, 23:02

    Proszę się zdecydować: dopłaca podatnik („teatr nie jest Wasz”) czy polityk (też nie Wasz, bo zależy od polityków)? Więc czyj to teatr.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anna Rzepa Wertmann
      Anna Rzepa Wertmann 31 sierpnia, 2016, 10:03

      Drodzy Panowie,
      Teatr Polski jako taki w sensie instytucji kulturalnej jest Sceną Narodową,; siłą rzeczy jest finansowany z dotacji Ministerstwa Kultury, Sztuki i Dziedzictwa Narodowego,. Te zaś w dużej mierze pochodzą z wpływów podatkowych. Może się mylę, ale tą drogą myśląc, Krzysztof Mieszkowski (stworzywszy przez 10 lat dwór istny, sypiący zyskami i obfitymi finansami dla Krewnych i Znajomych Królika…!) bije pianę wespół ze swoimi współpracownikami w obronie swojego stanowiska i iście bizantyjskich dotacji dla teatru, który będąc Sceną Narodową, jest niedochodowy, deficytowy, elitarny za publiczne pieniądze… Przepraszam,jaśniej się tego wytłumaczyć nie da….

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 26 sierpnia, 2016, 01:46

    „Wolny teatr – to prywatny teatr.”
    mieszkam za oceanem i moge Panu powiedziec ze prywatny teatr moze sie utrzymac jezeli bedzie gral mialkie sztuczki dla masowej widowni.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Adam
    Adam 26 sierpnia, 2016, 11:06

    Na temat Teatru Polskiego mamy w mediach istne larum. Tymczasem „ustawianie” konkursów na dyrektorów instytucji kultury to pewnie powszechne zjawisko, od momentu, gdy te procedury zostały wprowadzone. Pan Mieszkowski mówi wszędzie o ustawce. Niedawno w Wiśniczu miał miejsce konkurs na dyrektora muzeum. spośród trzech kandydatów było dwóch historyków sztuki, każdy ze znaczącymi dokonaniami w muzealnictwie, zaś ostatni to aktor, były dyrektor teatru w Jeleniej Górze. I ten właśnie kandydat, nie mający pojęcia o pracy w muzeum i nie spełniający konkursowych kryteriów niestety wygrał. Tak wyglądają „uczciwe” konkursy…

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Meryl Mifune
      Meryl Mifune 28 sierpnia, 2016, 02:27

      No i co – wynika z tego, że ustawianie konkursów to dobre zjawisko!? Poza tym – ” znaj proporcją, mocium panie!”. Z całym szacunkiem, Teatr Polski we Wrocławiu to instytucja o NIEPORÓWNYWALNEJ wadze do muzeum w Wiśniczu. Zamiast się cieszyć, że dzięki pozycji Teatru Polskiego kwestia ustawianych konkursów w instytucjach kultury wreszcie spotka się z należytym nagłośnieniem i potępieniem, to wyjeżdża Pan tutaj z jakąś idiotyczną „moją mojszością”. W ten sposób nigdy nie uda się osiągnąć żadnego postępu w tej kwestii – jak i każdej innej patologii toczącej ten kraj.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Adam
        Adam 29 sierpnia, 2016, 14:04

        Znam, znam „propocjum, mocium panie” ! Przytaczając przykład małego Wiśnicza, chciałem tylko zwrócić uwagę na konkursową patologię, jaka toczy całą Polskę bez wyjątku: duży Wrocław czy mały Wiśnicz. Konkursy z natury rzeczy miały być procedurą uczciwości i przejrzystości. Jak się okazuje – Polak nawet z tego potrafi zrobić przewał. Dla niektórych nic nie znaczy dorobek Teatru Polskiego, ani też europejska ranga zabytku, jakim jest zamek w Wiśniczu

        Odpowiedz na ten komentarz
  5. Meryl Mifune
    Meryl Mifune 28 sierpnia, 2016, 02:07

    A Ty znowu pieprzysz o tym klęczeniu… Musisz być jakąś skamieliną, jeśli wciąż podnieca cię ta wojenka cyników po obu stronach przebrzmiałego sporu. Partyjni politycy są o tyle dobrzy, o ile realizują nasze oczekiwania i postulaty. Jeśli nie – to wynocha…

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Meryl Mifune
      Meryl Mifune 29 sierpnia, 2016, 14:05

      Nasze, czyli moje, twoje, jego, jej, nas, was, ich. W rozwiniętym demokratycznym społeczeństwie daje się te cele uzgadniać i negocjować, najpierw między jednostkami, a potem między grupami jednostek. W Polsce jest to trudniejsze, bo spadkiem po ostatnim stuleciu istnienia I Rzeczpospolitej i następujących po nim 2 wiekach niewoli, obcej władzy i najazdów, niemal bezustannych wojen, które zawsze podcinają kręgosłup moralny społeczeństwa – jest bezprzykładne, rozbuchane, skrajnie egoistyczne sobiepaństwo jej obywateli. A politycy są emanacją tego społeczeństwa, więc nie sądź polityków, póki nie spojrzałeś w lustro. Jest niebezpiecznym złudzeniem, że da się żyć bez polityki i polityków.* Tylko na to czekają ludzie naprawdę groźni, żeby pod sztandarem populistycznych haseł schlebiających szerokim masom, z hasłami na ustach „won z politykami”, „precz z establishmentem”, „won z elitami”, „precz z dotychczasowym zgniłym układem” – przejąć naprawdę dyktatorską władzę. A większość tych, którzy początkowo im klaszczą, później z utęsknieniem czekać będzie, aż ktoś ich spod tej dyktatury wyzwoli. Ten schemat się powtarza w czasach kryzysu od dawna i trzeba być ślepym, żeby go przeoczyć.
      ________
      * Należy tylko rozważnie ich wybierać i uważnie kontrolować (dlatego instytucje kontrolne, jak Trybunał Konstytucyjny są takie ważne), nie przywiązując się zbytnio do żadnych konkretnych nazwisk, nie dając też im za dużej władzy i na bieżąco rozliczając. Ale należy też przy tym pamiętać, że w polityce – jak w dorosłym życiu – realnie istniejącym wyborem jest na ogół wybór mniejszego zła lub tylko minimalnie lepszego dobra.

      Odpowiedz na ten komentarz
  6. Meryl Mifune
    Meryl Mifune 28 sierpnia, 2016, 02:50

    Debilne porównanie. Większość z tych aktorów sobie poradzi – są za dobrzy, żeby zostać bez pracy. Ale kulturze polskiej grozi, że ta nadzwyczajna jakość, jaką jest Teatr Polski we Wrocławiu w obecnym kształcie, zostanie bezpowrotnie utracona. Żebyśmy się dobrze zrozumieli – to jest strata tej rangi, jaką byłby, powiedzmy, poważny pożar i zniszczenie wielu najlepszych dzieł w którymś z Muzeów Narodowych, w Zamku Wawelskim lub Zamku Królewskim w Warszawie.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. Meryl Mifune
    Meryl Mifune 29 sierpnia, 2016, 13:18

    Nowoczesna nie jest jednolitą partią. Można ulec złudzeniu, że jest neoliberalna, kiedy się słucha głównie Petru. I owszem, nurt neoliberalny jest tam istotny, ale nie jedyny. Duża część, zwłaszcza młodszych polityków Nowoczesnej, to „sieroty po Unii Demokratycznej”, czyli grupa ludzi, którzy byli za młodzi, żeby się w swoim czasie „załapać” do partii typowo inteligenckiej, jaką była UD (i częściowo UW), a PO nie budziła ich zaufania lub się do niej szybko zrazili, m. in. z powodu obojętności na wartości kulturalne i/lub instrumentalny stosunek do świata kultury. W rezultacie – z partii odgrywających jakąś rolę na obecnej scenie politycznej w Polsce, to właśnie nowoczesna ma najwięcej (w sensie programowym) do zaoferowania środowiskom ludzi kultury, nauki i edukacji. Poza tym – proszę spojrzeć na Francję, Niemcy lub kraje skandynawskie – gospodarka jest tam w większym stopniu w rękach prywatnych, niż w Polsce, ale zarazem kultura jest tam silniej dotowana niż w naszym kraju, bo docenia się jej wagę dla rozwoju społecznego.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Meryl Mifune
      Meryl Mifune 29 sierpnia, 2016, 14:29

      Trzeba być skrajnie na lewo, albo skrajnie na prawo, żeby dopiero z tak odległej perspektywy nie zauważyć, jak silna jest rywalizacja między Nowoczesną a PO. Schetyna prędzej pójdzie na układ z PiS-em, niż z Nowoczesną. Petru o niczym innym nie marzy, jak o upadku PO. Jest jednak rzecz, co do której się zgadzają – że ta rywalizacja musi się odbywać w granicach prawdziwie demokratycznego porządku. Chcą pokonać, a może i nawet upokorzyć przeciwnika, ale (na ogół) na politycznej szachownicy i w ramach uzgodnionych zawczasu reguł gry, a nie wywracając stolik z szachami i lejąc przeciwnika w mordę. I dlatego w obecnym Sejmie SĄ ZMUSZENI głosować często tak samo, bo tym, czym od samego początku tej kadencji Sejmu GŁÓWNIE zajmuje się partia rządząca, jest próba wywrócenia tego stolika i zamiana cywilizowanej gry w knajpianą bójkę. Dlatego tak bardzo mnie i mi podobnych oburza, jeśli inne partie zbliżają się (przynajmniej w mikroskali) do wzorców bezprawia promowanych przez PiS.

      Odpowiedz na ten komentarz
  8. misiekpancerny
    misiekpancerny 1 września, 2016, 01:12

    Jacy aktorzy taki teatr.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy