Żubrze, przywal, jak spróbują!

Nasi prawicowcy, zakochani w PiS albo w Rydzyku, albo w obu, kochają nieszczęścia, które dotknęły naród. Im większa tragedia, tym większe uwielbienie. A znów gdy ludzie chcą być zadowoleni, w takim najzwyklejszym, a więc najważniejszym sensie, to rwą włosy z głowy, że dzieje się coś niedobrego.
Pierwszy przypadek to zachwyty nad trwającym 63 dni końcem świata dla warszawiaków i Warszawy. W nich było powtarzanie, jak bohatersko umierano wtedy za ojczyznę. To prawda. Ale nie było o zwierzęcym strachu ludności w piwnicach, o lęku o najbliższych i rozpaczy za nimi, o cierpieniu rannych, chorych i głodnych. Nie było o warszawskim powietrzu złożonym z dymu i smrodu trupów. Nie było o złorzeczeniach na swoich, którzy to sprowokowali. Były hołdy dla generałów, którzy o walkach zdecydowali, i milczenie o tych, co chcieli im zapobiec. Apokalipsę zamieniono w patriotyczny piknik, straszliwą prawdę czasu w cukierkowy fałsz rocznicy. Tak słodki, że wielu zapragnęło powtórki na niby. Fałszywej, bo nie widziałem wśród nich nikogo z gołymi rękami czy z pałką zamiast karabinu. Wyglądało to wszystko nie patriotycznie, lecz idiotycznie, a durnych rodziców poprzebieranych dzieci warto by zapytać, czy o tym dla nich marzą.
Przypadek drugi to negatywna kariera grillowania w oczach prawicowej elity, tej, wedle Marka Rymkiewicza, nienadgryzionej przez donoszenie bezpiece, tej niezbrukanie polskiej, patriotycznej od naskórka po jelito grube. Parę dni temu słyszałem w TOK FM trzech takich, jak wytrząsali się nad narodowym grillowaniem, komentując nadal bardzo wysokie notowania Platformy, o których marzą, by spadały, a one nie chcą. Naród zmarniał, bo pokochał grillowanie, czyli po prostu zadowolenie z dnia codziennego, z życia po prostu, w tym z grillowania w dosłownym znaczeniu. Naród zmarniał, bo grillując, rozpadł się na jednostki, na jakieś grupki wokół tego grilla i przestał nie tyle istnieć, ile działać jako naród. A naród ma działać jako naród, ma umacniać tożsamość, najlepiej pielgrzymując do Muzeum Powstania Warszawskiego i innych muzeów budzicieli narodu, które są w pomysłach. Naród ma wiedzieć, że ma wroga na wschodzie, otwartego, i na zachodzie, przycichłego, ale niewygasłego, a jeszcze dalej na zachodzie jest najgroźniejszy, a mianowicie liberalizm. Ten od skrobanki na życzenie, eutanazji, małżeństw gejowskich i bezbożnictwa. Narodowi nie wolno więc grillować wobec tylu wrogów, bo mogą go zagryźć. Naród musi być czujny i pobudzony, by sam gryzł. W tym celu musi mieć przewodników i ich słuchać. Dlatego grillowanie to katastrofa.
A największa już z tego powodu, że naród uznał, iż najlepiej mu będzie przeżywać owe relaksowe, niepatriotyczne nastawienie jak najdalej od Prawa i Sprawiedliwości, i najpierw z zapalczywością wyborczą, jakiej nie dał świadectwa wcześniej, odegnał od władzy tę partię. Postawił, o zgrozo, na Platformę Obywatelską, niepatriotyczną, rodem z Weh- rmachtu, marzącą – jak pisał J. Kaczyński – o dezintegracji społeczeństwa i państwa. I przy niej trwa, czego pisowcy w polityce i mediach nie są w stanie pojąć.
I trwaj, narodzie, nie bądź głupi. Trwaj, póki nie rozpyli się w pył pisowska zjawa lub póki nie wyrośnie bezpieczny zmiennik dla – w oczach wielu – niedoskonałej, wręcz wkurzającej, ale właśnie bezpiecznej Platformy. To nie jest zła ekipa. Zmiennik nie wyrośnie, dopóki – czy to na lewicy, czy to na prawicy – nie zrozumie się, że może nim zostać tylko ktoś, jakaś partia, która, by móc zastąpić Platformę, zastąpi najpierw PiS w roli opozycji bezpiecznej. Wspomniany Rymkiewicz napisał kiedyś, że Kaczyński ugryzł polskiego żubra w d… i on gdzieś pognał, co się poecie bardzo podobało, choć nie wiedział, dokąd żubr pognał, jakby to było zupełnie nieważne. Pomylił się, żubr nie pognał, lecz przywalił kopa gryzącemu. Żubrze, gdyby próbowali powtórzyć, to jeszcze raz!

LICZNIK PREZYDENCKI
Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało już tylko 438 dni.

Wydanie: 2009, 33/2009

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy