Życie na Czerwonym Globie?

Życie na Czerwonym Globie?

Być może NASA zniszczyła przed 30 laty marsjańskie mikroby

Mars, zimny, jałowy i suchy, uważany jest za martwą planetę. A jednak w czerwonym gruncie globu być może aż roi się od mikroorganizmów. Nie można wykluczyć, że lądowniki Viking odnalazły w 1976 r. marsjańskie życie, ale nie potrafiły go rozpoznać. Czy Marsjanie zostali „przegapieni i zabici”?
Eksperci amerykańskiej agencji kosmicznej NASA tak skonstruowali automatyczne laboratoria Vikingów, aby wykryły życie podobne do ziemskiego. Ale w skrajnie niegościnnych warunkach Czerwonego Globu mogły się pojawić stworzenia o całkowicie odmiennej budowie.
Mars od wieków fascynował ludzkość. Krwistoczerwona planeta, odbywająca dziwną wędrówkę na niebie, już przez Babilończyków kojarzona była z bogiem wojny. W czasach nowożytnych astronomowie zauważyli, że glob ten jest w całym Układzie Słonecznym najbardziej podobny do Ziemi – ma atmosferę, lodowe czapy na biegunach, a także pory roku. W 1877 r. Giovanni Schiaparelli, dyrektor obserwatorium w Mediolanie, ogłosił odkrycie na Marsie sieci dziwnych struktur, które nazwał canali. Tropieniu domniemanych kanałów poświęcił życie zamożny bostończyk Percivall Lowell, który założył obserwatorium w Arizonie badające wyłącznie Marsa. Od 1895 r. Lowell kreślił wizje marsjańskiej cywilizacji walczącej z powszechną suszą: inteligentni mieszkańcy planety zbudowali gigantyczną sieć kanałów, aby sprowadzać wodę z topniejących czap lodowych do równikowych regionów planety. Te poglądy Lowella uznawano za prawdopodobne przez ponad 40 lat. Zainspirowany nimi H.G. Wells napisał „Wojnę światów”, jedną z pierwszych wielkich powieści fantastyczno-naukowych. Odtąd pisarze i reżyserzy straszą inwazją złowrogich marsjańskich najeźdźców na Ziemię. 30 października 1938 r. Orson Welles wywołał w USA panikę, nadając bardzo realistyczną radiową adaptację „Wojny światów”. Lecz większość astronomów dochodziła już do wniosku, że domniemane canali to złudzenie optyczne. W lipcu 1965 r. amerykańska sonda Mariner 4 znalazła się w pobliżu Marsa i przesłała obrazy jałowej, pokrytej kraterami powierzchni. Sceneria okazała się raczej pogrzebowa – stara, wymarła planeta,

kosmiczna skamieniałość.

Misje Marinerów wykazały, że czapy biegunowe są cienkie i składają się przede wszystkim z „suchego lodu”, tj. zamrożonego dwutlenku węgla, atmosfera planety zaś (głównie dwutlenek węgla) jest bardzo rzadka (poniżej procenta gęstości atmosfery ziemskiej). Ale astronomowie nie rezygnowali z marzeń o marsjańskim życiu. Według najczęściej przyjmowanego modelu, Mars nie zawsze był martwy. Przed 4 mld lat jego atmosfera była gęsta, powodowała efekt cieplarniany, na powierzchni globu były jeziora i rzeki. Struktury utworzone przez wodę są widoczne do dziś. Być może wtedy pojawiło się życie, być może, mimo skrajnie niekorzystnych zmian klimatycznych, przetrwało.
Dlatego NASA przygotowała kosztowne misje Vikingów, których głównym celem było wytropienie Marsjan. Wybitny amerykański astronom Carl Sagan zasugerował nawet, aby automatyczne lądowniki rozrzuciły przynęty, mogące zwabić przed kamery marsjańskich drapieżców. Ale Vikingi miały szukać tylko ukrytych w gruncie mikroorganizmów. Inżynierowie NASA zdołali umieścić aż trzy laboratoria biologiczne w urządzeniu o masie niespełna 9 kg, które zmieściłoby się swobodnie na półce na książki. Lądowniki Viking opadły na Czerwoną Planetę w 1976 r. Pierwszy eksperyment miał skłonić ewentualne marsjańskie mikroby do fotosyntezy, a drugi – do jedzenia i trawienia materii organicznej. W pierwszym teście próbki zostały oświetlone lampą symulującą światło słoneczne Marsa. W drugim – potraktowane specjalną pożywką. O dziwo po obu testach rzeczywiście wyzwoliły się gazy – dwutlenek węgla i tlen. W trzecim eksperymencie ogrzewano próbki marsjańskiego gruntu, aby rozłożyć ewentualną materię organiczną na proste cząsteczki lotne. Siedem z dziewięciu testów dało wyniki pozytywne. Wśród naukowców

zapanowała konsternacja.

Czyżby na Marsie rzeczywiście istniało życie? Ostatecznie jednak ogłoszono, że procesy podczas eksperymentów zachodziły zbyt szybko i zakończyły się tak nagle, że należy je uznać za zwykłe reakcje chemiczne bez udziału materii ożywionej. Nie wszyscy zgodzili się z tym zdaniem. Kierujący programem eksperymentów biologicznych Gilbert Levin do dziś jest przekonany, że misje Vikingów dostarczyły dowodów występowania życia na Czerwonym Globie. Zwolennicy teorii spiskowych nie mają wątpliwości – NASA przebiegle ukrywa przed opinią publiczną istnienie Marsjan.
Być może jednak Vikingi nie mogły wykryć mieszkańców Marsa, gdyż szukały życia tylko według ziemskiego modelu. Taką hipotezę wysunęli geohydrolog Dirk Schulze-Makuch z Washington State University oraz Joop Houtkooper z uniwersytetu w Giessen (Niemcy). Schulze-Makuch przedstawił ją na niedawnej konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego w Seattle. Prawie wszystkie ziemskie organizmy wykorzystują jako płyn wewnętrzny wodę – być może jednak marsjańskie życie oparte jest na nadtlenku wodoru (H2O2), czyli wodzie utlenionej (której używamy do dezynfekowania ran). Ta substancja umożliwiłaby marsjańskim mikroorganizmom przetrwanie w skrajnie niegościnnych warunkach planety. W pełnym stężeniu zamarza ona dopiero w temperaturze minus 56,5 stopnia (na Marsie mogą panować temperatury od minus 80 stopni Celsjusza w nocy do plus 30 w dzień, w zależności od regionu i pory roku). Nawet gdy nadtlenek wodoru zamarznie, w odróżnieniu od zwykłej wody nie tworzy kryształków, niszczących struktury komórkowe. Wreszcie ma właściwości higroskopijne, czyli wchłania parę wodną z atmosfery (w warunkach marsjańskich, w których prawie nie występuje woda w stanie płynnym, ta cecha ma kapitalne znaczenie). Schulze-Makuch i Houtkooper podkreślają, że eksperymenty Vikingów przeprowadzono w zbyt wysokiej temperaturze (plus 15 stopni Celsjusza), a w jednym teście podgrzano próbki gruntu. W następstwie potencjalne marsjańskie mikroby zostały upieczone. W innym doświadczeniu próbki polano płynną pożywką. W takim przypadku marsjańskie drobnoustroje z H202 dosłownie by się utopiły. Obaj naukowcy zwracają uwagę, że twórcy programu Vikingów nie uwzględnili modelu istot z wodą utlenioną, ponieważ w latach 70. jeszcze nie wiedziano, w jak ekstremalnie niekorzystnych warunkach może przetrwać życie. Od tej pory mikroby odnaleziono w pokrytych wiecznym lodem jeziorach Antarktydy, w gorących źródłach, czy też pod powierzchnią ziemi, gdzie żyją bakterie czerpiące pożywienie z reakcji zimnych wód gruntowych z bazaltem. Naukowcy zdumieli się, gdy natrafili na drobnoustrój Acetobacter peroxidans, który wykorzystuje w swym metabolizmie wodę utlenioną. Niewykluczone, że podobne mikroby znajdują się także na Czerwonej Planecie. Teorię Schulze-Makucha i Houtkoopera uwzględnią specjaliści NASA, przygotowujący program sondy Phoenix Mars Lander, która wystartuje w sierpniu br. Phoenix ma opaść w rejonie bieguna północnego planety i zbadać zamarzniętą wodę, która niemal na pewno znajduje się pod czapą polarną. Być może wtedy Marsjanie zostaną wreszcie wytropieni.

 

Wydanie: 04/2007, 2007

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy