Życie tu wróci

Życie tu wróci

Kiedyś miasto-warownia Hoj broniło granicy Czeczenii. Dziś zostały ruiny

Szosa nagle zawraca o 180 stopni, spadając w dół. Za innym zakrętem zaskakuje stromym podjazdem. Vana prowadzi młody Czeczen, małomówny, z obowiązkową brodą, niewysoki, krępy i z barami, jakby pół dnia spędzał w siłowni. Tu normalka, wśród dorosłych mężczyzn nie występują tacy w typie europejskich szczuplaków. Młody piłuje silnik, prowadzi brawurowo, jakby siedział przed konsolą gry komputerowej i chciał sprawdzić, czy za kolejnym zakrętem wypadniemy z drogi. Im dalej od Groznego, tym mniej ludzkich siedzib, tylko wielokilometrowe pustkowia północnego Kaukazu. Celem podróży jest górskie jezioro Kezenoj-Am, od niego zaledwie parę kilometrów do osady Hoj, a właściwie do ruin, które z niej pozostały. Nazwa Hoj oznacza straż, patrol, a także osadę strażników. To szczególne miejsce, naznaczone historią.

– Pierwszy raz w Czeczenii? – pyta Abdullah, imam tutejszego meczetu. – To dobre miejsce, od niego powinno się zaczynać zwiedzanie naszego kraju… Właśnie tam jest Góra Mędrców – pokazuje.

Zbocze, na którym stoimy, urywa się nad głęboką przepaścią. Na jej dnie wyschnięte koryto rzeki. Po przeciwnej stronie Góra Mędrców, za nią inne szczyty, na najodleglejszych zieleń nabiera niebieskich odcieni, aby zginąć na tle nieba.

– Skąd taka nazwa? – Abdullah uśmiecha się trochę tajemniczo, trochę przekornie. – Gdy trzeba było podjąć jakąś ważną dla mieszkańców decyzję, rozwiązać trudny problem, uśmierzyć konflikt – starszyzna zbierała manatki i szła na szczyt. Ludzie mogli wziąć ze sobą tylko to, co niezbędne, aby przeżyć, inaczej by nie doszli. W tym surowym klimacie zostawali na górze nie przez jeden dzień, nie dwa, lecz tak długo, aż wspólnie znaleźli rozwiązanie. I, jak głosi historia, nikt nigdy nie słyszał, żeby podjęli złą decyzję. A nie były to łatwe czasy…

Po tamtych czasach, gdy tętniło tu życie, zostały ruiny domostw skupione na niewielkim skrawku ziemi. Porozrzucane na zboczu dochodzą niemal do skraju urwiska. W czasach świetności miasto-warownia broniło granicy przed wejściem nieproszonych przybyszów od strony Dagestanu. Jedyną dostępną drogą było właśnie koryto rzeki. Według niektórych źródeł historia osady sięga ponad tysiąca lat i wiodła tędy jedna z gałęzi jedwabnego szlaku.

Pozostałości osady i ruiny licznych domów pozwalają przypuszczać, że Hoj w tamtych czasach było już miastem. W górach i w surowym klimacie stanowiło wyjątek, gdyż dolina mogła wyżywić ok. 200 mieszkańców, zajmujących się hodowlą, łowiectwem, niewielką uprawą. Właśnie tak duża liczba domów może świadczyć, że Hoj odgrywało szczególną rolę w pasie granicznym Czeczenii, co potwierdzają ruiny wieży strażniczej.

– Tu ludzie byli twardzi – Abdullah ciągnie opowieść. – Brak ziemi pod uprawy, górski klimat, upalne lato, mroźna i śnieżna zima, która odcinała osadę od świata nawet na dziewięć miesięcy. Wielopokoleniowe rodziny składały się z siedmiu-dziesięciu osób, domownicy zimowali pod jednym dachem z inwentarzem – u bogatszych zwierzęta na dole, ludzie na górze. Drzwi otwierały się do środka, żeby można było wybierać śnieg, który kobiety rozpuszczały, by ugotować jedzenie. W domach przez cały czas palił się ogień, mieszkańcy kopali w śniegu tunele, gdy trzeba było iść do sąsiada lub do meczetu na modlitwę.

Ruiny zadziwiają kunsztem budowlanym. Aż trudno uwierzyć, że domy powstawały „na sucho”, bez użycia zaprawy. Niektóre większe świadczą o zamożności mieszkańców, widać pozostałości sklepienia i piętra. Dziś porośnięte trawą i krzewami rumowiska sprawiają wrażenie antycznych, zamarłych przed stuleciami. A jednak życie osady zostało gwałtownie przerwane dopiero w czasach współczesnych. Dekretem Stalina 23 lutego 1944 r. rozpoczęto deportację Czeczenów i Inguszów – pod zarzutem kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami uznano ich za wrogów Związku Radzieckiego. Szacuje się, że do Azji Środkowej i Kazachstanu przesiedlono pół miliona mieszkańców Czeczeńsko-Inguskiej ASRR, w tym 400 tys. Czeczenów. W czasie II wojny światowej po zajęciu części Kaukazu przez wojska niemieckie pewne grupy Czeczenów i Inguszów – w nadziei na wywalczenie niepodległości – podjęły współpracę z Niemcami, m.in. formując walczące u ich boku oddziały wojskowe i nasilając partyzantkę na zapleczu frontu.

Deportacja nie ominęła mieszkańców Hoj, które niemal z dnia na dzień opustoszało i szybko zaczęło popadać w ruinę. Dopiero po 1955 r. Czeczeni zaczęli wracać do ojczyzny, jednak ówczesna władza niechętnie patrzyła na osiedlanie się rdzennych mieszkańców w górskich rejonach.

– Czy ktoś tu wrócił po wypędzeniu?

– Tu nie było do czego wracać. Nie wiem… Chyba nikt nie wrócił – zastanawia się Abdullah.

Oprócz ruin, które stały się atrakcją turystyczną, jest tu kilka nowych domów, hotel w budowie, na której nic się nie dzieje. Jedyny punkt handlowy to kiosk z pamiątkami. Akurat zamknięty. Hoj ma również najwyżej położony w Czeczenii meczet. Najwyraźniej niedawno wybudowany, wybija się żywymi barwami z płowego otoczenia. Na piątkową modlitwę zbierają się mieszkańcy osad leżących w promieniu 15-17 km. Docierają pieszo, niektórzy na koniach, ale też autami, zależy od pory roku. Latem przebywa tu ok. 60 osób, głównie turystów, którzy przyjeżdżają zobaczyć jezioro Kezenoj-Am, zwane Perłą Kaukazu. Stojący nad jego brzegiem kompleks hotelowy to świetna baza wypadowa do wycieczek górskich. Decyzją obecnych władz Hoj uzyskało status centrum administracyjnego.

– Dziś na zimę zostają w osadzie trzy, może cztery osoby. To jednak się zmieni, właśnie doprowadzają gaz, życie tu wróci – Abdullah promienieje, spoglądając na Górę Mędrców.

Wydanie: 2017, 50/2017

Kategorie: Reportaż
Tagi: Czeczenia, Hoj, Kaukaz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy