Życie za metą

Życie za metą

Co robią sportowe gwiazdy, gdy schodzą z boiska

Jerzy Kulej zamienił ring na sejmową mównicę, siatkarz Tomasz Wójtowicz prowadzi restaurację, podobnie Ryszard Szurkowski. Właścicielem firmy meblowej jest szermierz Janusz Olech, natomiast w branży nieruchomości odnalazł się Arkadiusz Skrzypaszek. A jak radzą sobie inni?

Z boiska i roweru

Włodzimierz Lubański handluje piłkarzami. Grzegorz Lato, który wcześniej z różnym skutkiem próbował sił jako trener w Polsce i Grecji, jest dziś senatorem z ramienia SLD. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 90., Roman Kosecki, przyznaje, że dzięki karierze osiągnął niezależność finansową. Popularny „Kosa”- 65-krotny reprezentant Polski, zawodnik m.in. warszawskiej Legii, Galatasaray Stambuł i Atletico Madryt – pozostał przy piłce. Gra w imprezach oldbojów, prowadzi szkółkę piłkarską dla dzieci, ukończył kurs trenera drugiej klasy. Marzy o prowadzeniu reprezentacji Polski któregoś z młodszych roczników. Od 1997 r. współpracuje przy organizowaniu olimpiad specjalnych w Polsce. Niedawno mianowany został ambasadorem olimpiad specjalnych na Europę i Azję. – Słyszę ostatnio, że pseudonimem „Kosa” określa się Kamila Kosowskiego. Życzę mu, aby poszedł w moje ślady, chociaż prawdziwy „Kosa” był tylko jeden.
Przy futbolu został Dariusz Dziekanowski. Znakomity przed laty piłkarz m.in. Legii Warszawa i Celticu Glasgow prowadzi obecnie reprezentację Polski roczników 1986-1989. Na trenerskim wikcie pozostają również boiskowi koledzy Dziekanowskiego. Dariusz Kubicki jest drugim trenerem w warszawskiej Legii, natomiast Dariusz Wdowczyk po przygodzie z pierwszoligowym futbolem zakotwiczył w występującej na trzecim froncie Koronie Kielce. Jest także komentatorem uznawanym w środowisku mediów za kompetentnego faceta z klasą, który profesjonalnie przybliża kibicom piłkę nożną.
Ekspertem piłkarskim, felietonistą znanym z ciętego języka i bezpardonowych opinii jest również Jan Tomaszewski. W annałach sportu zapisze się nie tylko wspomnienie o człowieku, który zatrzymał Anglię, ale także słynne powiedzenia o polskiej reprezentacji jak choćby: „Boska drużyna. Jeden Bóg wie jak zagra”.
W nowej rzeczywistości znakomicie poradzili sobie kolarze. Lech Piasecki jest wspólnikiem w polsko-włoskiej firmie zajmującej się produkcją sztućców. Sprzedaje też sprzęt gospodarstwa domowego. Jak sam podkreśla, z kolarstwem związany jest jedynie towarzysko. Współpracuje m.in. przy organizacji Tour de Pologne. Ryszard Szurkowski prowadzi klub KS Szurkowski Warszawa. Ma sklep z rowerami, a od niedawna także kawiarenkę w hali sportowej na Woli. Jest współorganizatorem kilku międzynarodowych wyścigów w kalendarzu UCI, propagatorem kolarskich wyścigów dla dzieci i młodzieży, a także dyrektorem Wyścigu Pokoju. Należy do Zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Relaksuje się, grając w tenisa.
Najmłodszy z tego grona, Zeonon Jaskuła, zajął się biznesem. Stworzył profesjonalne przedsiębiorstwo dystrybucji produktów chemii budowlanej. Jego specjalnością była jazda w górach. Być może, właśnie te umiejętności pomogły mu zaistnieć w biznesie. – Jeśli już coś w życiu robię, staram się to robić dobrze. Stawiam wszystko na jedną kartę. Jak twierdzi, zostawił sport, bo nie ma dzisiaj wokół niego żadnego klimatu. – Jest coraz więcej mięczaków, brakuje ambicji. Proszę mi powiedzieć, jak zmusić do wysiłku nastolatka, który ma pieniądze, samochód, dyskoteki i swoje towarzystwo. Szkoda nerwów. Żeby coś osiągnąć, trzeba się naharować. Ja w czasie swojej kariery przejeżdżałem dziennie blisko 250 km. Kto dzisiaj wytrzymałby taki plan treningowy? – kwituje Jaskuła.

Wiedzieć, kiedy odejść

Artur Partyka, srebrny medalista olimpijski z Atlanty, mistrz Europy z 1998 r., halowy mistrz Europy w 1990 r. oraz rekordzista Polski w skoku wzwyż z wynikiem 2,38 m na otwartym stadionie i 2,37 m w hali, współpracuje z grupą lekkoatletyczną Elite Cafe skupiającą czołowych polskich lekkoatletów. – Jestem po trosze organizatorem, marketingowcem i promotorem. Nie odszedłem od sportu i robię to, co lubię – mówi.
Lekkoatletka Małgorzata Rydz uważa, że sportowa emerytura to życie wspomnieniami. Obecnie pracuje w MOSiR w Częstochowie. – Zajmuję się organizowaniem imprez sportowo-rekreacyjnych w mieście. Po za tym mam wiele spotkań w szkołach i udzielam się społecznie. Na własny biznes nie mam teraz czasu. Po latach wyrzeczeń chcę trochę odpocząć, poświęcić się rodzinie, odbudować i nadrobić zaległości w kontaktach z najbliższymi. Prowadzę normalne życie. Na pewno jednak niedługo powołam do życia własną grupę młodych lekkoatletów.
Pani Małgorzata wiąże też nadzieje z córką, która – wszystko na to wskazuje – poszła w ślady mamy. – Rzeczywiście moja 16-letnia córka ćwiczy pod okiem trenera. W takim wieku trener często jest większym autorytetem niż mama. Zatem na razie tylko bacznie temu się przyglądam.
Za metą znakomicie radzą sobie byli pięcioboiści. Barbara Kotowska, pierwsza polska mistrzyni świata w pięcioboju nowoczesnym, pracuje w firmie będącej przedstawicielem renomowanych producentów sprzętu budowlanego głównie ze Skandynawii. Były mąż Kotowskiej, również pięcioboista, dwukrotny mistrz olimpijski z Barcelony, Arkadiusz Skrzypaszek, po nieudanej przygodzie w mediach odnalazł się w branży nieruchomości. – Z telewizji się już wyleczyłem. To specyficzne środowisko. Cały czas bawię się w sport, chociaż wypadłem z obiegu – wyjaśnia. Nie myśli o pracy trenerskiej: – Byli mistrzowie niekoniecznie są dobrymi trenerami.
Dorota Idzi, mistrzyni świata i Europy, jest dzisiaj rzeczniczką prasową w firmie zajmującej się dystrybucją kosmetyków i akcesoriów sportowych. Jej mąż, Jarosław Idzi, pracuje w radiu. Przez wielu uznawany jest za najlepszego dziennikarza wśród sportowców i najlepszego sportowca wśród dziennikarzy. Kolejna przedstawicielka złotej grupy pięcioboistek, kilkukrotna mistrzyni świata, Iwona Kowalewska, opiekuje się dzieckiem. Wcześniej była kierowniczką w sklepie sportowym. – Dostałam propozycję pracy i odeszłam. Wreszcie mogłam urodzić dziecko.
Nie wyklucza powrotu do środowiska sportowego. W przyszłości chciałaby szkolić i przekazać swoje doświadczenia młodym adeptom sportu. – Ciągnie wilka do lasu. Pamiętam, jak jechałam samochodem do siostry i pomyślałam: „Ojej, ja już nie muszę iść na trening”. Było to poczucie winy. No cóż, po tylu latach przygody ze sportem pewne przyzwyczajenia zostają – zamyśla się.

Resocjalizować bokserów

Jerzy Kulej, jedyny polski bokser, który zdobył dwa złote medale olimpijskie, jest dziś posłem z ramienia SLD. Wcześniej próbował sił jako restaurator, a także organizator walk zawodowych w Polsce. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta RP, wiceprezes i członek założyciel Polskiego Związku Boksu Zawodowego. – Mam 62 lata i wreszcie tak naprawdę się ustatkowałem. Wyleczyłem się z wszystkich biznesów. Żyję dostatnio, niczego mi nie brakuje.
Jego zdaniem, boks jest specyficzną dyscypliną, dlatego przejście na emeryturę często przebiega bardzo boleśnie. – Zejście z ringu i zderzenie z rzeczywistością może być dla boksera okrutne. Według mnie, sportowcy powinni przechodzić resocjalizację. Będę chciał stworzyć taką komórkę dla byłych bokserów. To bardzo ważna sprawa. Już dawno powinna funkcjonować, może wówczas mniej byłoby niepotrzebnych śmierci – opowiada Kulej. W wolnym czasie komentuje walki bokserskie dla stacji telewizyjnych. – Piszę o zgodę do marszałka i ten jak na razie nie odmawia.
Co porabia kolejny wielki wojownik, Andrzej Supron? Mistrz świata w zapasach zajmuje się budową sieci klubów fitness. Jest również właścicielem międzynarodowego parkingu dla tirów. Organizuje nową grupę zawodowych zapaśników. Ponadto pełni funkcję wiceprezesa PZZ. Przez pewien czas związany był z telewizją i filmem. – Grałem w serialu „Klasa na obcasach” i w filmie kinowym „Sezonie na leszcza”. Z prawdziwą przyjemnością wspominam również przygodę z programami „To było grane” oraz „Trafiony zatopiony”. Jestem aktorem przez małe „a”. Media jednak przedłużyły moją karierę, nie pozwoliły o mnie zapomnieć. Teraz czekam na propozycje.
A zupełnie prywatnie? – Rok temu urodził mi się syn, chciałbym, aby poszedł w moje ślady, ponieważ sport ma w sobie najcenniejsze cechy.
Obecnie Andrzeja Suprona pasjonuje tenis. – Mam serce sportowca i nie mogę zaprzestać treningów. Wciąż przecież jestem wojownikiem.
Kolejny przedstawiciel sportów walki, dżudoka Waldemar Legień, dwukrotny mistrz olimpijski z Seulu i Barcelony, od dziewięciu lat mieszka we Francji, gdzie jest dyrektorem sportowym i jednocześnie trenerem w paryskim klubie. – Nie jestem kurczowo związany z klubem, sam sobie organizuję zajęcia i cieszę się wolnością. Jestem zadowolony z tego, co robię, i to mi wystarcza. Nie mam zamiaru gonić za pieniądzem. Teraz przyszedł czas na spokój, ponieważ w swoim życiu się już najeździłem.

Znaleźć swoje miejsce

Siatkarz Tomasz Wójtowicz, mistrz olimpijski z Montrealu, wybrany do ósemki najlepszych siatkarzy XX w., mieszka obecnie w Lublinie, gdzie prowadzi restaurację Piwnica pod Fortuną. Ostatnio udziela się jako komentator. – Podobno trochę się znam, tak przynajmniej mówią – śmieje się Wójtowicz. – Żeby tylko nasi jeszcze grali – dodaje z nostalgią. – Do trenerki mnie nie ciągnie. Ojciec był trenerem i widziałem, jak wyrywał sobie włosy z głowy. Wystarczająco wówczas się napatrzyłem. Po co mi to?
Własną firmę meblową prowadzi Janusz Olech, wicemistrz olimpijski z 1988 r., drużynowy wicemistrz świata w szermierce. Na emeryturze od 1996 r. Dziś pasjonuje się tenisem. – Zawsze mi się podobał, chociaż gdy trenowałem szermierkę, trochę to kolidowało. Spotykam się z Andrzejem Supronem, Ryśkiem Szurkowskim i od czasu do czasu sobie gramy. To świetna sprawa. W ten sposób podtrzymujemy związki wielkiej olimpijskiej rodziny.
Alicja Pęczak, w swoim czasie jedna z najlepszych pływaczek w Europie, jest dzisiaj asystentką na gdańskiej AWFiS. Otworzyła własną szkołę pływania. – Przejście na emeryturę to problem leżący w psychice. W moim przypadku odejście ze sportu było świadomą decyzją. Wiedziałam, co chcę robić, więc nie było problemów. Mam napięty kalendarz, tyle jeszcze chcę zrobić, w tylu dziedzinach się sprawdzić – oby tylko czasu starczyło.
Pływak Rafał Szukała, wicemistrz olimpijski z Barcelony na 100 m stylem motylkowym, mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy, przebywa obecnie w USA, gdzie pracuje jako informatyk. Nie ma kontaktu z pływaniem i – zdaniem jego matki – nie ciągnie go do wody. Tęskni natomiast za krajem, czego wyrazem są tablice w samochodzie ze znakiem PL i Poznań. A prywatnie? Jak informuje mama, w przyszłym roku Rafał bierze ślub z obywatelką Japonii.
W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego pracuje Erwina Ryś-Ferens, łyżwiarka szybka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy. Jest też wiceprezesem ds. marketingu w Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.
A co słychać u przyjaciół z jednego kajaka, czyli Marka Łbika i Marka Dopierały? Mistrzowie świata i medaliści olimpijscy w kanadyjkach dwójkach ze względu na natłok obowiązków, a także odległość spotykają się dzisiaj sporadycznie. Pierwszy prowadzi małe prywatne przedsiębiorstwo w branży spożywczej, jest również prezesem klubu Warta Poznań. Drugi założył własną firmę.

Zły los

Niestety, los nie dla wszystkich bywa łaskawy. Nie wszystko też da się przewidzieć i zaplanować. Czasem na przeszkodzie stają rzeczy niezależne od człowieka. Tak było w przypadku Krzysztofa Nowaka. 27-letni pomocnik reprezentacji polski i niemieckiego Vfl Wolfsburg zapowiadał się na klasowego piłkarza. Mimo młodego wieku miał już wyrobioną markę. Wróżono mu wielką karierę, a zainteresowanie Nowakiem wykazywali wielcy światowej piłki: Bayern Monachium, Juventus Turyn czy rzymskie Lazio. Nowak marzył jednak o Barcelonie. Tragedia zaczęła się od niewinnej anginy. Później lekarskie diagnozy były fatalne: wysportowany, zdrowy – jak się wydawało – chłopak zaczął mieć kłopoty z układem nerwowym polegające na nieprawidłowym przewodzeniu impulsów nerwowych. Natychmiast musiał przerwać treningi. Niestety, wizyty w kolejnych klinikach nic nie pomogły, a wycieńczenie organizmu pogłębiało się. Dzisiaj niedowład kończyn uniemożliwia mu normalne życie. Musiał odejść ze sportu.
Równie dramatyczna jest historia Jerzego Hawrylewicza. I on miał nadzieję, że występy w Niemczech odmienią jego życie. Odmieniły… Kilka lat temu podczas meczu 2 Bundesligi upadł na boisku. W zasadzie do dziś nie wiadomo, czym było to spowodowane. Były piłkarz Pogoni Szczecin do dziś pozostaje w śpiączce.
Stan zdrowia przeszkodził również Dariuszowi Wolnemu, który na treningu swojego klubu, GKS Katowice, przeszedł atak serca. Z trudem reanimowany musiał zrezygnować z piłki.
Cenionemu niegdyś bramkarzowi Dariuszowi Płaczkiewiczowi życie zdruzgotał nowotwór. Ta dramatyczna lista nie kończy się na wymienionych nazwiskach.
Pewne jest jedno, bez względu na to, jak toczyły się kariery, wszystkim byłym sportowcom brakuje dawnego życia. Nie ukrywają tego nawet ci, którzy również dziś kroczą od sukcesu do sukcesu. Odnajdywanie dawnych emocji sprawia im frajdę. Zbigniew Boniek wciąż z błyskiem w oku opowiada o trzech bramkach strzelonych Belgom, poseł Kulej z nostalgią wspomina pojedynki na ringu, Supron – na macie, a Roman Kosecki denerwuje się, jak jego pseudonimem określa się innych. Przecież każdy z nich był i jest tylko jeden, niepowtarzalny.


Po wielu latach starań Sejm uchwalił rentę olimpijską. Oficjalnie nazywa się świadczeniem pieniężnym dla medalistów olimpijskich. Na dzień dzisiejszy pobiera je 227 osób. Suma świadczenia to przeciętne wynagrodzenie w poprzednim roku kalendarzowym. W tym roku jest to około 2 tys. zł brutto. Aby je otrzymać, należy spełnić pięć podstawowych warunków:
– być medalistą olimpijskim;
– mieć ukończone 35 lat i nie uprawiać już zawodowo sportu;
– posiadać polskie obywatelstwo;
– na stałe zamieszkiwać na terenie RP;
– nie być karanym za przestępstwa umyślne.
Warto dodać, iż świadczenie olimpijskie przyznawane jest dożywotnio.

 

Wydanie: 2002, 50-51/2002

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy