Tag "Eliza Leszczyńska-Pieniak"

Powrót na stronę główną
Reportaż

Matuszki

Matuszka to nie zawód, to instytucja. To ona buduje relacje między ludźmi a duchownym, jest szarą eminencją parafii Czosnek spleciony w warkocz wisi w dużej kuchni Anny Prokopiuk. Cisza. Od tej ciszy Anna nie mogła spać. We Wrocławiu kołysały ją do snu szum samochodów i kroki za oknem. Teraz pod okna podchodzą sarny i lisy. W Bończy nie ma chodnika, ale nawet gdyby był, przechodniów jest niewielu, a dom Anny stoi z dala od drogi. Trzeba było polubić tę ciszę. – To był skok na głęboką wodę – wspomina pierwsze miesiące w roli żony prawosławnego księdza, czyli matuszki. – Sporo czytałam, starałam się jak najlepiej poznać swoją religię. W mojej rodzinie nie było duchownych, nie miałam bezpośrednich wzorów. Matuszka to nie zawód, to instytucja. Właśnie ona buduje relacje między ludźmi a duchownym, jest hipermatką, źródłem ciepła i oficerem sztabu w jednej osobie. Szarą eminencją parafii. – Czy to pani nie męczy? – pytam, bo zginam się pod tym ciężarem już na samą myśl. – Czasami mam ochotę stać się anonimowa, bo jako matuszka zawsze muszę pamiętać, że pracuję na autorytet męża. Nie mogę sobie pozwolić na nieprzemyślane komentarze czy zbyt wyzywający strój. Tutaj ludzie wszystko widzą. Ksiądz dobry na męża Iwona Kot

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Wioska dzieci i kobiet

W Polsce są cztery takie osiedla złożone z kilkunastu ładnych domków. W każdym samotna kobieta opiekuje się kilkorgiem dzieci. Brakuje tylko ojca Dziewczynka ma najwyżej siedem lat. Włosy związane w kucyk i bluzę z Hannah Montana. Stoi na przejściu obok krępej 30-latki i 50-latka z teczką. Niecierpliwi się i łypie na boki. – Zrobić ci loda, staruszku? – pyta zaczepnie. Mężczyzna z teczką czerwienieje i wyrywa na zielonym. – Na początku było mi głupio, potem przywykłam do tego, że są nieobliczalne. Przecież nie mogę tłumaczyć przypadkowym przechodnim, że nie jestem ich matką – opowiada Anna Kowalczyk, od kilku miesięcy na stażu w wiosce dziecięcej. Wioska dziecięca wbrew nazwie nie ma nic wspólnego z wsią. To zamknięte osiedle domów jednorodzinnych przeznaczone dla sierot społecznych i biologicznych oraz ich opiekunów. Placówką zarządza dyrektor, który za jej sprawne funkcjonowanie odpowiada przed władzami Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce. W Polsce działają cztery wioski dziecięce: w Biłgoraju, Kraśniku, Siedlcach i Karlinie. Pracują w nich kobiety. Grube, chude, ładne, brzydkie, samotne i po przejściach. Łączy je to, że wychowują cudze dzieci. Jak do nich mówią? Te młodsze, które nie pamiętają rodziców, wołają mamo, starsze wolą proszę pani albo ciociu. Małgorzata Babska wychowywała chłopca, który mówił mamo przy każdej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.