Tomasz Jastrun
Jak grać na durniu
Od przegranych wyborów przechodzimy przez różne stadia żałoby. Jest ból, szukamy winnych, jest gniew na doradców Trzaskowskiego, koalicję, naród, jest w końcu depresja. Zdumiewa, jak powszechna i głęboka jest ta żałoba. Nie podoba mi się rozdmuchiwanie niedokładności w liczeniu głosów, z sugestią, że wybory zostały sfałszowane. To nasi przeciwnicy mają cierpieć na myślenie spiskowe, tymczasem my budzimy je teraz w sobie. Zauważyłem, że wpadają w to najgłębiej ci moi znajomi, którzy są chorobliwie zazdrośni o żony.
Polak w kosmosie. Były tam już setki ludzi z wielu krajów. A w Polsce wielkie podniecenie z tego powodu. I objawy narodowej dumy. Jakoś nie potrafię się entuzjazmować. Sławosz Uznański-Wiśniewski sympatyczny, jego żona, o orientalnej urodzie i na dodatek posłanka KO, też sympatyczna. Ale w tym celebrowaniu wydarzenia zdaje się mieszkać kompleks niższości. Pamiętam, że gdy poleciał Hermaszewski, znalazłem artykuł pod tytułem „Czy Polska jest mocarstwem kosmicznym?”. Pytanie wydaje się znowu aktualne. A przecież mamy prawdziwy powód do dumy, ale jakoś tego nie celebrujemy – Polska stała się 20. gospodarką w świecie, od 1989 r. mamy największy w historii sukces cywilizacyjny. Po koszmarnych wiekach to są dla nas złote lata. A Polacy oczywiście marudzą – niby się poprawiło, ale wszystko knocimy, więc to dzięki pieniądzom Unii. Chociaż dali, to pewnie zaraz zabiorą, a przy okazji zabiorą nam tożsamość narodową. Tego się najbardziej boi ta Polska z tożsamością zeszmaconą lub szczątkową. Jej nie ma za bardzo czego zabierać.
Mój Franek zdawał egzamin ósmoklasisty, jeszcze nie wiadomo, jak mu poszło, jest optymistą, ale tak ma, a potem bywa różnie. Wymarzył sobie, że zrobi prawo jazdy na skuter i sobie go kupi. Jest chłopakiem wielu pasji, mnożą mu się w zawrotnym tempie. A jak coś sobie wymyśli, to sprawa zaczyna mieć wagę kosmiczną. Na początku zgodziłem się, po czym z żoną wpadliśmy w panikę. Polska to nie Włochy, tam kierowcy są przyzwyczajeni do skuterów, u nas to wielkie ryzyko. Więc blokada. Wpadł w rozpacz, a potem w gniew. Tak mi go było szkoda, że wpadłem w depresję na kilka dni. Ale tu przecież chodzi o jego życie. W chwili wielkiego gniewu nasz dobry synek
Błędne koło
Pesymiści twierdzą, że dni brakowało Iranowi do stworzenia bomby atomowej, sceptycy marudzą, że aż trzech lat. Czy Izrael miał czekać? Iran nie ukrywa, że chce wymazać Izrael z mapy świata. Broń jądrowa świetnie do tego się nadaje. Iran to odrażający reżim, wspierający teraz czynnie Rosję, to państwo ortodoksyjnie religijne, nienawidzące cywilizacji zachodniej. Netanjahu jest politycznym bandytą, Izrael jest głęboko podzielony, jak Polska. Połowa Izraela, ta liberalna, nienawidzi go jak połowa Polski Kaczyńskiego i jego bandy. Netanjahu to typ dyktatora psychopaty, rządzi jednak w demokratycznym kraju, to jedyna demokracja na Bliskim Wschodzie (sądy są tam bardziej niezależne niż u nas, dlatego jak Bibi przestanie być premierem, idzie siedzieć). Paradoksalnie chyba tylko on, nacjonalista, mógł podjąć tak drastyczną decyzję jak uderzenie w 90-milionowy Iran przez liczące 10 mln państwo, oddalone na dodatek o tysiące kilometrów. To była decyzja straszna, ale racjonalna. Jak żyć w niewielkim kraju, leżącym jak na otwartej szczupłej dłoni, z bombą atomową trzymaną nad głową twoją i twoich dzieci przez psychopatę?
Iran stworzył dwie wielkie organizacje terrorystyczne, które popełniły wiele potwornych zbrodni, jest państwem zbójeckim, stosującym drakońskie kary i tortury, ciemiężącym obywateli, szczególnie kobiety. A był to kiedyś, nie tak bardzo dawno, względnie normalny, cywilizowany kraj, pełen sympatycznych ludzi – do chwili przejęcia władzy przez fanatyków religijnych. I trzeba pamiętać, że Irańczycy to Persowie, nie Arabowie. Wiele państw arabskich ich nienawidzi, bo to islamscy szyici. Mają mocarstwowe ambicje oraz złowrogie plany wobec sąsiadów.
Straszna jest spuścizna inwazji z 2003 r. na Irak, gdzie według szacunków mogło zginąć nawet 1 mln ludzi. Operacja wojskowa Izraela była „arcydziełem militarnym”, tak mówią wojskowi. Ale co to gwarantuje na dalszą przyszłość Izraelowi? Niczego nie gwarantuje, doprowadzi do opóźnienia irańskiego programu nuklearnego, za to spowoduje, że nienawiść Iranu do Izraela przybierze formę psychozy. Czy było inne wyjście? Nic nie robić – to czekać na zagładę. Rokowania i inspekcje ich programu nuklearnego to była gra pozorów i seria oszustw.
Jak wiemy, to teraz niejedyna wojna Izraela. Czy ten kraj poczęty
Podgryzanie i wyszczerzanie
Wydawało się, że tak abominacyjny, paranoiczny wróg jak PiS powinien scalać koalicję, a oni się kłócą i podgryzają Tuska. Premier ma swoje wady (znowu nie ma wizji, tej opowieści, baśni dla ludu, raz już przez to przegrał) i musi po raz kolejny udowodnić swoją polityczną wielkość, ale w tej właśnie chwili podgryzanie go jest głupie. A przede wszystkim autodestruktywne. To podcinanie gałęzi, na której siedzi cała liberalna Polska. Celują w tym Zandberg i Hołownia. Nawet widząc narcyzm Hołowni, dałem mu kredyt zaufania. Teraz wygląda na to, że głównym wrogiem Hołowni jest Tusk, bo jemu samemu marzy się urząd premiera. Co też władza robi z ludźmi! Zandberg najgwałtowniej atakuje Tuska. Przypomina zacietrzewionego marksistę. Rycerz w ciężkiej zbroi, ale jak PiS dojdzie do władzy, to on w tej zbroi spadnie z konia. Tego można nie przeżyć.
Zbliża się chwila, gdy Nawrockiego, darujmy sobie epitety, będę musiał oglądać codziennie w telewizji. Komentuję wydarzenia polityczne, więc nie ucieknę od jego wyszczerzonych zębów, przylepionego triumfującego uśmiechu. Z Dudą już się oswoiłem. Duda, chociaż odchodzi, to błaznuje, ale szczęśliwy, bo wie, że być może będziemy za nim tęsknić.
Nie mam jednak wrażenia
Utknęliśmy w błocie
Minęło już trochę czasu od wyborów, ale nadal rzesza Polaków cierpi na stres pourazowy. A przecież te wybory nie były klęską, to tylko przegrana, głosy były podzielone niemal po równo. Lecz nie pamiętam jeszcze tak wielkiego wstrząsu, żałoby i niesmaku. Nie pamiętam, może dlatego, że przeszłość zawsze się idealizuje, gdyż jest już wyjaśniona i wolna od niepokoju. Głęboki stres nie jest twórczy, łatwo się zmienia w zgorzknienie, w bierność, w ospałość, a nam potrzeba energii, by za dwa lata, może wcześniej, obronić Polskę przed najazdem barbarzyńców.
Trwa szukanie winnych. To brzydki spektakl, klęska jest zwykle brzydka. Że fatalny sztab, że zły wybór kandydata. Sam byłem za Sikorskim, o czym nieraz pisałem. Ale ktoś mi teraz mówi: „Pokazano by fotografię pałacu i żony – i żadnych szans. Lud by tego nie kupił”. Chyba tak. Bardzo źle to o nas świadczy. Trzaskowski za to kojarzył się z elitą, za dobrze wykształcony, za ładny, zbyt wymuskany i nie do końca autentyczny, gdy udawał twardziela. W Polsce ujawnił się dawny podział na panów i na lud. A lud w Polsce był szczególnie gnębiony, echa tego upodlenia wciąż są żywe. Nie ma zwykle jednej przyczyny katastrof, lecz jest ich kilka. Tak było z katastrofą smoleńską i tak jest z tą. Swoje zrobiły wielkie prądy, które ruszyły w morzu naszej cywilizacji, i wszystko dryfuje na prawo. U źródeł jest pewnie lęk przed nowoczesnością, świat zmienia się za szybko, wędrówki ludów, zmiany technologiczne, obyczajowe – i ludzie zamykają się w tym, co bezpieczne, więc w metalowej konserwie.
Chamska pospolitość Nawrockiego wielu się spodobała, tak jak tężyzna fizyczna. A grzechy? Kto ich nie ma? Ktoś celnie napisał, zgubiłem autora, przepraszam: „To jest wielki społeczny ruch, jak antysemityzm w Niemczech w latach 20.-30., zbudowany na legendach, rojeniach, fejkach i kłamstwie posuniętym do statusu ideologii. To jest walka z »gender«, »feminizmem«, »ideologią LGBT«, »kłamstwem klimatycznym«, »ekologizmem«, »chemtrailsami« i w obronie Najświętszej Panienki oraz polskiego języka, węgla i wołowiny, a to wszystko w ramach jednego spójnego uniwersum, w którym, uwaga, uwaga, wcale nie ma państwowych żłobków ani podatków progresywnych, nie ma wykluczenia komunikacyjnego ani niskich emerytur. Zaś na końcu tego ruchu jest anihilacja wszystkiego, co obejmie elastyczna definicja »lewactwa«, w którym zmieści się każdy, kto nie jest ostentacyjnie antylewacki”.
W ramach przekonania choćby trzech osób, by nie głosowały na Nawrockiego, a rzucono takie hasło, dzwonię do Pawła. Kiedy proszę go, by nie oddawał głosu na Nawrockiego, długo milczy, w końcu mówi, że to będzie trudne, i wspomina o reparacjach
Dwa narody
Pierwszego prezydenta Polski, która odzyskała niepodległość, Gabriela Narutowicza, naukowca, szlachetnego człowieka, zamordowano w 1922 r., po dzikiej nagonce endecji (odpowiednik Konfederacji i partii Brauna). W Piłsudskim, który Narutowicza „wymyślił”, coś wtedy pękło i uznał, że Polską nie da się rządzić bez bata. Stąd zamach majowy, Bereza, a po śmierci marszałka droga do rządów autorytarnych (czy Hitler nie „uratował” nas przed polskim faszyzmem?).
O polskiej prawicy Piłsudski pisał tak: „Zapluty karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swą brudną duszę, opluwający mnie zewsząd”. Wyrzekania marszałka na Polskę są liczne i mocne: „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. Czytam wspomnienia żony Piłsudskiego. Jest dzień zaprzysiężenia Gabriela Narutowicza: „Byłam wtedy na mieście. W ścisku nie mogłam prawie się ruszać. Z jednej strony parła na mnie stara, przygłupia chłopka, która bez przerwy pytała, o co chodzi, z drugiej – gruba, wielka służąca. Ta ostatnia, z czerwoną twarzą, podrygiwała całym ciałem, wymachując pięściami i krzycząc: »Precz z Narutowiczem! Precz z Żydem!«. Gdy jej zabrakło oddechu, powiedziałam, że znam dobrze rodzinę Narutowiczów, nikt z nich nie pochodzi od Żydów, ale to był groch o ścianę. Za chwilę znowu zaczęła wrzeszczeć: »Żydzi nie będą nami rządzili!«. Skończyło się na tym, że wszyscy dookoła mnie krzyczeli i przeklinali w podobny sposób”. No tak, ale co to za pomysł, pani Aleksandro, by w dzikim tłumie dowodzić, że Narutowicz jest czysty rasowo? A gdyby miał żydowskie korzenie, to co?
A dzisiaj? Nawet bliscy mi ludzie mówili, że Sikorski odpada jako kandydat z powodu żony. Ukraińcom jakoś nie przeszkadza, że Zełenski ma „złe” pochodzenie. Eligiusz Niewiadomski dzisiaj byłby w partii Brauna. Malarz i historyk sztuki, za mord na pierwszym prezydencie został skazany na śmierć; wyrok wykonano w roku 1923. Mój ojciec opowiadał, że gdy jako młody nauczyciel przyszedł tego dnia do szkoły, zobaczył, że większość pedagogów nosi
Kipiel emocji
Na razie żyjemy wyborczą chwilą, więc tracimy z oczu to, że za dwa lata z nawiązką możemy się obudzić w Polsce Konfederacji, Brauna i PiS. Bez względu na to, kto wygra wybory prezydenckie. Nawrocki podpisuje pakt u Mentzena – jak pakt z diabłem. Tak, było w tym spektaklu coś diabolicznego – kandydat obywatelski był pokorny, spłoszony, łaszący się. A przede wszystkim słaby. Czekałem, aż Mentzen pogłaszcze go po głowie jak dużego psa. Mentzen o twarzy dorosłego niemowlaka stał się języczkiem u wyborczej wagi, właściwie jęzorem. Potem rozmowa Menztena z Trzaskowskim. Ten nareszcie wrócił do siebie prawdziwego, więc liberalnego, niezwykle kompetentnego, wcześniej męczył się w nie swoim gorsecie. Jakby teraz się obudził, tylko czy nie za późno? Już widzę, jakie będą żale jego sztabu, jeśli przegra. Czy sztab był tak zły, jak się mówi? Czy nie przemawia przez narzekających gorycz? Że w Polsce jest potęga ciemnoty, do której nie trafiają żadne argumenty?
Internet kipi od emocji wyborczych. Ciekawie jest czasami wyjść ze społecznej bańki – wystarczy na Facebooku otworzyć drzwi w jakimś propisowskim komentarzu i wejść w profil komentującej osoby. Czary-mary i jesteśmy w zupełnie innym świecie – tam też kipi od emocji, ale zupełnie innych. To na ogół są ludzie prości, ich ikonografia – narodowo-kiczowata. Jakbyśmy należeli do innych światów, aż dziwne, że mówimy tym samym językiem. I tak będziemy po tych wyborach żyć: w jednym kraju, ratując się milczeniem w pewnych kwestiach, bo każda rozmowa doprowadzi do konfliktu. Już rozumiemy, dlaczego wojny domowe są zawsze takie okrutne.
Czy gardzę zwolennikami Nawrockiego? Inteligentami tak, a tzw. prostymi ludźmi – nie. Ograniczeni intelektualnie znajdują w Nawrockim swoje odbicie, nawet wypięknione. Jak go nie uwielbiać? Inteligent zakochany w Nawrockim to figura pokraczna, odpychająca. Polaryzacja – zawsze bogata w emocje – teraz nam już zupełnie zdziczała. Dzikie mięso złych emocji. Ale tak jest nie tylko u nas. Marci Shore, znakomita amerykańska historyczka
Pobojowisko
By nie pisać tylko o wyborach: majowe Międzynarodowe Targi Książki przed Pałacem Kultury i Nauki, deszczowy dzień, zdawało się, że będzie mało ludzi, a były tłumy. Książka więc umiera, ale umiera w tłumie. Podpisuję na dwóch stoiskach: Wydawnictwa Lira – „Trąbę powietrzną”, a Czytelnika – wybór wierszy „Oddani istnieniu”. Koszmarna wizja autora: siedzi przy stoliku, obok zaś przepływa rzeka ludzi i nikt nie podchodzi. Znam to uczucie. Teraz na szczęście było inaczej.
Na placu pomiędzy pałacem a nowym muzeum robotnicy układają kamienną kostkę, stukają młotkami, spoglądając ze zdumieniem na stoiska targowe. Książki – że też ludzi to interesuje. Pomyślałem: oni układają kostkę, a ja nie mniej pracowicie układam słowa.
I jesteśmy po pierwszej turze: Trzaskowski nieznacznie wygrał z Nawrockim, Konfederacja wysoko, zaskakująco bogaty w głosy okazał się Braun. Powszechne rwanie włosów z głowy, lament i załamywanie rąk, szukanie winnych, bo jest realne, że w drugiej turze Nawrocki wygra. Ja, skrajny pesymista, pocieszam: to jest przez nas do wygrania. Biadolenie zabiera nam energię, a ta, na te dwa tygodnie, będzie potrzebna. Przez lata pisałem bardzo krytycznie o polskim społeczeństwie, o naszej ksenofobii. Pracowało na to zezwierzęcenie chłopów, niewolnictwo pańszczyzny, więcej niż stulecie niewoli, przejęcie 1,5 mln majątków po zamordowanych sąsiadach.
Przez 20 lat słałem swój „dziennik publiczny” do paryskiej „Kultury”. Moje teksty lubił Jerzy Giedroyc, sam niezwykle krytyczny w stosunku do Polaków, uważał, że jesteśmy poważnie skażeni endeckim myśleniem. Wielekroć z nim o tym rozmawiałem. Podobnie myślał Miłosz, nie inaczej Szymborska, Mrożek, Lem. Miłosz nieraz mnie krytykował, że piszę zbyt ciemno, ale po latach, gdy wrócił ze spotkań na Śląsku, westchnął mi na ucho: „Coś mi się zdaje, że niestety może mieć pan rację”.
Z czasem tak jakoś sam z siebie stałem się optymistą, okropnie zmęczyło mnie własne ciemnowidztwo, delektowałem się naszym cudem gospodarczym, liberalizacją społeczeństwa. Byłem pewien, że mimo pokładów ksenofobii, czarnego strumienia antysemityzmu, zatęchłych złogów prawicowo-narodowo-religijnych zmierzamy w stronę społeczeństwa bardziej liberalnego. Osiem lat rządów PiS i pajacowanie Dudy nie zachwiały moim optymizmem. Ale w międzyczasie wszystko
Pędem ku ścianie
W starym budynku publicznej telewizji biegnie wąski i niezwykle długi korytarz pokryty tandetnym linoleum – nic tu się nie zmieniło od pół wieku. Do korytarza podczepione są liczne studia, też już archaiczne. Szedłem tędy po raz pierwszy w 1975 r., program nagrywano jeszcze w czasach cenzury. W połowie lat 90. prowadziłem tu „Pegaz”. Przez osiem lat rządów PiS ani razu nikt mnie do TVP nie zaprosił, inna sprawa, że bym nie przyszedł. Ale ciekawe, że komunistyczna cenzura była łagodniejsza niż ta pisowska, czarne listy działały niezawodnie. Teraz bywam w programie „Sprawa dla reportera”. Poznaję tam tę inną Polskę, małych miasteczek i wsi, gdzie PiS ma najwięcej wyborców. W czasie programu po studiu łazi pokraczny kundelek – okazuje się, że to pies telewizyjny, który włóczy się po studiach podczas nagrań. Ciekawe, kto go wyprowadza do toalety.
Z komina pofrunął biały dym. A mi się marzyło, by był tęczowy. Nowy papież robi dobre wrażenie, podobno jest dosyć liberalny, miło brzmi, nie czułem jednak dużych emocji przy wyborze. A przecież mam wiele szacunku dla tradycji, imponujący jest szkarłatny sznur kardynałów sunący przez katedrę, majestatycznie, w chmurze śpiewu, w dwójkowej kolumnie, ku kaplicy Sykstyńskiej. Widać już Sąd Ostateczny stworzony przez anielskiego Michała Anioła. Ta sztuka, gdybym nie był twardym ateistą, byłaby dla mnie dowodem na istnienie Boga. Ale w mój ogląd uroczystości wkrada się groteska. Syci, bogaci mieszkańcy małych i dużych kardynalskich pałaców, ojcowie chrzestni z ponad 70 krajów, suną noga za nogą, starzy, zgarbieni, ale też młodzi i prości. Cała anachroniczna jednorodność męska, podkreślona przez wszystkie afery pedofilskie, wielcy kapłani, ale niewolni od żądz cielesnych, z którymi sobie nie radzą. I pomyśleć, że kiedyś było z tym o wiele, wiele gorzej, wszystko tylko było schowane pod kołdrą z wyhaftowanym złotym krzyżem. Odnotowałem przy okazji, że nowy papież jest o cztery lata młodszy ode mnie – do tego już doszło. Dobrze o nim świadczy, że grywa z zapałem w tenisa. Podobno grać będzie nadal. W krótkich papieskich spodenkach?
A ja nie mogę się zdecydować, czy wrócić do tenisa. Boję się, że straciłem formę i technikę. Może lepiej pozostać ze wspomnieniami z przeszłości, kiedy dobiegałem nawet do trudnych piłek.
W Kanale Zero ciekawy wywiad z Rafałem Trzaskowskim. Nie lubię Stanowskiego, bywa dowcipnym błaznem, ale co to za błazen z silnym odchyleniem prawicowym. Krytykuje za cwaniactwo, najchętniej liberałów, podczas gdy sam jest cwaniakiem i chamem promującym głównie siebie. Trzaskowski wypadł świetnie. Jest najlepszy w rozmowie, gorszy, gdy monologuje.
Karol Nawrocki zrobił za to wielkie postępy w sztuce kłamstwa. Arcykapłanem kłamstwa i wielkim nauczycielem jest prezes. Nawrocki zaczął wierzyć we własne kłamstwa – a to już wysoki stopień wtajemniczenia. Wierzy, że Tusk jest agentem niemieckim, a Niemcy chcą nas zdominować i podbić. Globalne ocieplenie to jedno wielkie oszustwo. Polska się zwija, zmierza ku katastrofie gospodarczej i politycznej, jak tak dalej pójdzie, przestanie istnieć. UE to liberalna zgnilizna i
Planeta drapieżców
Spotkanie z Pawłem, moim powinowatym, pierwsze po 30 latach. Żyje w Norwegii, ale ma mieszkanie przy Rynku Nowego Miasta. Ten rynek to dla mnie najpiękniejsze architektonicznie miejsce w stolicy. Konspirowaliśmy w stanie wojennym, człowiek gorliwy, ale nie fanatyczny. W 1983 r. wyemigrował do Norwegii. Ma jeszcze mieszkanie w Hiszpanii, tam spędza zimy. Pytam go: trzy mieszkania, luksusowa emerytura, piękna Norwegia, czy jednak nie żałujesz wyjazdu? Żałuje, bo nigdy nie czuł się tam u siebie.
W rozmowie nie wracamy do stanu wojennego. A przecież bywało ciekawie. Prowadziłem wtedy podziemne pismo literackie „Wezwanie”, kwartalnik niezależny, drukowany w konspiracji. Nosiliśmy z Pawłem z samochodu na czwarte piętro cholernie ciężkie paki z pachnącymi drukiem egzemplarzami, dźwigaliśmy je do mieszkania Magdy (córki Józia Hena), gdzie nakład miał czekać na kolportaż. Raz paczki nagle powypadały nam z rąk, otworzyły się i schodami popłynął strumień „Wezwań”. Wtedy można było za coś takiego pójść siedzieć.
Przepytuję Pawła, widzę, że nie śledzi naszego życia politycznego, coś tylko czasami wpadnie mu do ucha. Więc wpadło, że teraz nie uczy się, jak trzeba, polskiej historii. I dlatego będzie głosował na Nawrockiego. Zadaję mu 10 pytań, począwszy od spraw obyczajowych, aborcji, pigułki dzień po, in vitro i lekcji wychowania seksualnego w szkołach. Na wszystkie odpowiada bez wahania „tak”, nie znosi też Trumpa. Powinien więc być wyborcą Rafała Trzaskowego lub Magdaleny Biejat. Skąd Nawrocki? A tak jakoś. Boję się, że milionom Polaków „coś tam” tylko wpada do ucha, jak odgłosy przejeżdżających samochodów, któryś czasami zatrąbi. I „tak jakoś” zagłosują na jakiegoś potwora.
Po kolejnej debacie, organizowanej z kolei przez „Super Express”, poczucie, że jestem zatruty. Organizm Brauna nie potrafił się powstrzymać i w publicznym miejscu miał rasistowskie wypróżnienie. Zareagowali liberalni uczestnicy, ale nie dziennikarze prowadzący program, a to skandal. Odezwała się siostra Brauna, Monika; ładny, inteligentny tekst, w którym ze zgrozą opisuje brata: „Jestem jego siostrą i wstydzę się tego, co robi Grzegorz”. Wygląda na to, że Braun jednak przesadził i teraz Żydzi i Ukraińcy dobiorą się mu do skóry, a serdeczny mu Putin go nie obroni. Braun, wiadomo, chory, ale ma setki tysięcy wyznawców. Gaśnica stała się symbolem ich ruchu. Czemu nie piec krematorium? Wiele publicznej złości, dlaczego Braun tak długo jest bezkarny. Ale błyskawiczne decyzje to zaleta dyktatury, demokracja się ślimaczy. A nasza zdaje się szczególnie ślimacza.
Czytelnik moich felietonów z Tczewa pisze do mnie: „Niepokój, że następnego dnia obudzimy się w zalewie brunatnej propagandy głoszonej przez obrzydliwe kreatury. Piszę do Pana, aby się podzielić codzienną obserwacją z prowincjonalnego podwórka. To, co widzę i czuję, niepokoi mnie. Tczew nagle zaczął przypominać miasto sprzed wojny, miejsce pełne demonów. Ogromne tablice zioną smrodliwą propagandą nawołującą młodego człowieka do zasilania szeregów
Zjadanie pająka
Po obejrzeniu na Netfliksie serialu „Cesarzowa Sisi” („The Empress”), o cesarzowej Austrii Elżbiecie, wracam do jej biografii pióra Brigitte Hamann. Czytam tę książkę po raz drugi, a jak po raz pierwszy. Jedyna zaleta słabej pamięci. Szalona, niezwykła, piękna cesarzowa, mistrzyni jazdy konnej, a przecież kobiety musiały na koniu siedzieć bokiem, okrakiem dama nie mogła, co za nieprzyzwoitość. Jazda konna była obsesją cesarzowej. Sisi ryzykowała złamanie karku, skakała przez trudne przeszkody. Dzisiaj pewnie zdobyłaby złoty medal olimpijski. Była nieszczęśliwa w związku z cesarzem Franciszkiem Józefem, który jak na cesarza był porządnym człowiekiem i kochał ją bez granic. Lubiła go i szanowała, ale nie kochała (pod koniec życia załatwiła mu nawet kochankę). Jak się zdaje, była oziębła seksualnie. Mimo szalonej liberalnej fantazji i chorobliwej walki o niezależność nie miała kochanków. W poezji – napisała setki wierszy, uwielbiała Heinego – przedstawiała siebie jako królową wróżek Tytanię. Była niedostępna, lękając się, że miłość mogłaby ją pozbawić mocy i uroku. W wierszach przedstawiała mężczyzn jako osłów. Zaskakuje, ile wiemy o Sisi, jest wiele dokumentów, listów, dzienników, nawet fotografii. Wyłania się z tego wielobarwny portret niezwykłej, nieszczęśliwej kobiety, która miała wszystko, a to wszystko było jej przekleństwem. Celny jest jej wierszyk o samej sobie.
Im więcej mam, tym więcej chcę,
I serce nie przestaje śnić.
A gdy się ziści szczęście me,
Już szczęściem mym przestaje być.
Dama dworu cesarzowej, hrabina Maria Festetics, prowadziła dziennik, błyskotliwe są jej opisy Elżbiety: „W niej jest wszystko, ale pomieszane jak w nieuporządkowanym muzeum – pełno skarbów, z których nie ma żadnego pożytku. Ona nie wie, co ma z tym wszystkim zrobić”.
Dwór cesarski był skostniały, konwencjonalny, Elżbieta buntowała się całą sobą, miała liberalne poglądy, nagminnie bez zapowiedzi odwiedzała zwykłych ludzi ciekawa ich życia, szła bez ochrony. I tak zginęła, dźgnięta pilnikiem