Tag "Ireneusz Czop"

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Broadaci mężczyźni

W 1988 r. Maciej Berbeka jako pierwszy człowiek na świecie przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum, co więcej – spędził w strefie śmierci kilkadziesiąt godzin zagrzebany w śnieżnej jamie i cudem wyszedł żywy z tego przedsięwzięcia, dzięki akcji ratunkowej towarzyszy wyprawy. Chwała zdobywcy szczytu Broad Peak trwała krótko, bo okazało się, że Berbeka wdrapał się zaledwie na przedwierzchołek, zwany Rocky Summit. Koledzy wiedzieli o tym od początku, ale celowo nie podali wspinaczowi prawdziwego położenia, aby uratować mu życie – gdyby wiedział, że ma jeszcze dodatkową godzinę drogi do celu, nie zawróciłby w porę, co skazałoby go na niechybną śmierć. Powiedzieć, że Berbeka poczuł rozczarowanie, kiedy zrozumiał, że „to wszystko było po nic”, to nic nie powiedzieć. Skala mojego rozczarowania filmem Leszka Dawida jest podobna. Dwa lata pracy, bezprecedensowe zaangażowanie ekipy na etapie dokumentacji w Karakorum, ekstremalne plany filmowe w wysokich górach, wybitni himalaiści w ekipie wspierającej, fenomenalna praca operatora, mistrzowskie ujęcia z drona w autentycznej scenerii, wspaniali aktorzy (świetny Ireneusz Czop dotarł osobiście do bazy na 5000 m n.p.m.), wielki budżet, dzięki któremu scenografowie dosłownie odbudowali w szczegółach bazę ‘88 – i wszystko po nic. Berbeka wrócił po ćwierćwieczu, żeby dopiąć celu, i zapłacił za to życiem – zdobył

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.