07/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Media

MTV – MIT TELEVISION

Kanał muzyczny dla młodzieży zamiast bawić, stał się metaforą rynku konsumpcyjnego Jestem ostrą laską, która potrzebuje kowboja do ujeżdżania – mówi 18-letnia blondynka z Kalifornii. – Ja ciągle bawię się wężem waszego syna – to wypowiedź 19-latki z Denver do rodziców jej obecnego chłopaka. – Nie wiem, co to parlament, ale cycki pokazałam – to z kolei kwestia jednego z króliczków „Playboya”. To tylko niektóre mądrości uczestników programów „muzycznej” telewizji dla nastolatków MTV. Stacja, która wytyczała nowe ścieżki w rozrywce, kreowała teledyski, także te kontrowersyjne, promowała muzyków i gwiazdy show-biznesu, a co najważniejsze – poświęcała bardzo wiele godzin muzyce, stała się propagatorem programów balansujących nie tylko na granicy dobrego smaku, ale przede wszystkim na granicy ludzkiej głupoty. Czy tak musiało się stać? Nowa jakość – luz i zabawa MTV (Music Television, ang. telewizja muzyczna) powstała w 1981 r. w USA. Stacja była swoistym objawieniem, zaczarowała wszystkich luzem i niczym nieskrępowaną zabawą. Co najważniejsze jednak, stworzona została dla młodzieży i przemawiała jej językiem. – W końcu nastolatki uzyskały swoją niszę, swoją stację, która odpowiadała ich potrzebom. U jej podłoża była otwartość, przyjaźń i sympatia – mówi prof. Maciej Mrozowski, medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Radosław Sikorski opowiada pięknie, jak to wspaniale funkcjonował sztab kryzysowy, pracujący, by uratować porwanego w Pakistanie inżyniera. Szkoda tylko, że z tej pięknej opowieści co chwila odpada kolejny kawałek politury. Wiemy już np., że działania sztabu w jego krótkiej, czteromiesięcznej historii (Polaka porwano 28 września 2008 r.) nadzorowało czterech kolejnych wiceministrów. Od Ryszarda Schnepfa począwszy (który w tym czasie zajmował się załatwianiem sobie wyjazdu na placówkę), na obecnym wiceministrze Jacku Najderze skończywszy. Każdy, kto choć trochę zna prace administracji, nie będzie miał złudzeń – nadzór był tu symboliczny. Wiemy też, jak prowadzona była polityka medialna MSZ w tej sprawie. Otóż rzecznik MSZ spotkał się z dziennikarzami i poprosił ich o maksimum powściągliwości, żeby o sprawie porwanego jak najmniej mówili i pisali, bo dzięki temu łatwiej będzie go wydobyć z rąk talibów. Trik chwycił, przez cztery miesiące MSZ i rząd miały spokój. A teraz pytanie dnia: ile jeszcze razy Piotrowi Paszkowskiemu uda się nabić w butelkę dziennikarzy? Mamy też różne śmieszne opowieści dotyczące działania tego sztabu. Z patriotycznego obowiązku skupmy się na tych mniej kompromitujących. Dość szybko np. się zorientowano, że z takim sztabem powinni współpracować ludzie znający

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Rządowe ośrodki deficytowe

Ze sprzedaży rządowych ośrodków wypoczynkowych miały wpłynąć do kasy państwa 2 mld zł, nie wpłynęła nawet złotówka Rząd PO od początku urzędowania zapowiada „tanie państwo”, a wśród konkretnych posunięć prowadzących do tego celu m.in. likwidację rządowych ośrodków wypoczynkowych i wczasowych. Jest ich wciąż ok. 90, z czego dziewięć należy bezpośrednio do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a reszta jest zarządzana przez poszczególne ministerstwa. Korzystają z nich głównie pracownicy tych instytucji (najczęściej ze zniżką od 10 do 30%), ale większość z nich jest też dostępna dla tzw. szarego obywatela. Choć media sugerują, że receptą na poprawienie sytuacji ośrodków i hoteli należących do rządu byłaby prywatyzacja, to jednak ani poprzednia ekipa, ani obecna nie sprzedała jak dotąd żadnego ośrodka. Obiektami, w których wypoczywali ministrowie i premierzy, zarządza wyodrębnione z Kancelarii Premiera Centrum Obsługi. Efektami tego zarządzania są straty idące od lat w miliony złotych. Zdaniem NIK ich przyczyną jest przede wszystkim ustalanie cen poniżej kosztów i małe wykorzystanie miejsc hotelowych. W efekcie dokładać trzeba nawet do rządowego hotelu Parkowa w stolicy, który działając w warunkach konkurencji, z pewnością byłby dochodowy. Gadka szmatka Premier z PiS Kazimierz Marcinkiewicz prywatyzację ośrodków i hoteli wpisał do swojego sztandarowego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Koszmarne superbakterie

Brazylijską supermodelkę zabiły odporne na antybiotyki zarazki Mariana Bridi da Costa była czołową modelką Brazylii. Miała zaledwie 20 lat, świat leżał jej u stóp. Ale lekarze nie potrafili uratować ślicznej dziewczyny. Marianę zabiły bakterie odporne na antybiotyki. Mariana, finalistka brazylijskich wyborów na Miss Świata, zachorowała 18 grudnia. Początkowo lekarze zdiagnozowali kamienie nerkowe. Terapia jednak nie przynosiła rezultatu. W końcu okazało się, że to nie kamienie, lecz infekcja układu moczowego, spowodowana przez bakterię Pseudomonas aeruginosa. Podano antybiotyki, które jednak nie zadziałały. Inwazji zarazków nie zatrzymały nawet „leki ostatniej szansy”, wankomycyna i kolistyna. Zjadliwa Pseudomonas mnożyła się we krwi, zaatakowała skórę. Do kończyn docierało za mało tlenu, zrozpaczeni lekarze zdecydowali się na amputację dłoni i stóp pacjentki. Ale wszystko na próżno. Mariana zmarła 24 stycznia. Brazylijczycy pogrążyli się w żałobie. Wiele wskazuje na to, że w przyszłości takich śmierci będzie więcej. Liczba odpornych na antybiotyki szczepów Pseudomonas podwoiła się w ciągu zaledwie dwóch lat. Co czwarta infekcja wywołana przez Pseudomonas jest dziełem superbakterii, wobec której antybiotyki są bezradne. Eksperci, jak niemiecki mikrobiolog Uwe Frank z Instytutu Medycyny Środowiskowej we Freiburgu, ostrzegają, że już teraz zarazki, wobec których zawodzą antybiotyki,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wynajem długoterminowy kontra leasing

W jaki sposób najtaniej korzystać z samochodu? W obecnej sytuacji gospodarczej, w dobie poszukiwania oszczędności, instytucje i przedsiębiorstwa znacznie chętniej korzystają z usługi wynajmu długoterminowego samochodów. Szefowie firm często jednak zastanawiają się, czy lepiej wynajmować auta – czy może brać je w leasing. Rachunek kosztów zdecydowanie przemawia za pierwszym rozwiązaniem, bo leasing powoduje ograniczenie zdolności kredytowej firmy. Najemca po upływie okresu umowy może kupić użytkowane auto po znacznie niższej cenie lub zwrócić je i, jeśli chce, wynająć następne. Leasingobiorca natomiast staje się właścicielem pojazdu po zapłaceniu ostatniej raty i opłat: wstępnej (do 20% wartości auta, wnoszonej w chwili zawierania umowy) oraz końcowej (z reguły 1% wartości). Raty za wynajem i za leasing są wliczane w koszty, w obu przypadkach odlicza się do 6 tys. zł VAT. Tylko cieszyć się jazdą Poza podobieństwami, między wynajmem długoterminowym auta a leasingiem jest wiele różnic. Przede wszystkim najemca nie ponosi żadnych kosztów ani ryzyka związanego z korzystaniem z samochodów. Np. wynajmując auto w spółce POL-MOT Auto, należącej do pionierów świadczenia tej usługi w Polsce i będącej jednym z największych dilerów Skody, najemca oprócz stałych rat płaci tylko za paliwo i płyn do spryskiwacza. Przeglądy, naprawy gwarancyjne i pogwarancyjne, części

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.