Świat

Powrót na stronę główną
Świat

Czechy pod wodą

Pomoc powodzianom pokazała, że rozszerzenie Unii stało się faktem. Solidarność pokonała urzędnicze bariery Korespondencja z Pragi 15 czerwca tego roku w wieży katedry św. Vita na Hradczanach pękło serce największego czeskiego dzwonu – Zygmunta. W gazetach pojawiły się informacje, że zwiastuje to klęskę, śmierć i nadejście złych czasów. Legenda głosi, że serce tego dzwonu ochrania Czechy. Kiedy w roku 1670 pękło po raz pierwszy, zmarł Jan Amos Komenski. W roku 1879 dzwon przestał bić tuż przed tym jak przez Morawy i Śląsk przeszły na pola walk północnych Włoch plądrujące ziemię wojska. Kiedy 15 czerwca po raz kolejny pękło serce dzwonu, całe Czechy żyły wyborami parlamentarnymi. Nikt nie przypuszczał, że historyczna przepowiednia może spełnić się wręcz dosłownie, że kraj czeka tysiącletnia próba. Walki z apokaliptycznym zagrożeniem. Strach nad miastem Drugi sierpniowy weekend był ciepły i słoneczny, ale już w niedzielę po południu (11 sierpnia) zaczęło padać. Deszcz zmienił się w ulewę. W dziennikach radiowych pojawiły się pierwsze informacje o zagrożeniu powodzią. Sytuacja z godziny na godzinę stawała się coraz dramatyczniejsza, tym bardziej że kilka dni wcześniej – po oberwaniach chmur – doszło do lokalnych powodzi w zachodnich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Szczyt 170 państw

Gigantyczna konferencja w Johannesburgu może tylko spowolnić degradację planety To z pewnością największa konferencja w historii ONZ, zapewne także w dziejach świata. W dniach 26.08-4.09 br. w Johannesburgu obradować będzie od 40 do 50 tys. delegatów ze 174 państw, obserwowanych przez 10 tys. dziennikarzy. Bezpieczeństwo zapewni im 27 tys. policjantów. Organizatorzy spodziewają się przyjazdu 106 szefów państw i rządów, z których każdy będzie miał 10 minut na przemówienie. Koszty tej gigantycznej imprezy (łącznie z wieloma konferencjami towarzyszącymi) oceniane są na 55 mln dol., ale przecież stawka jest ogromna – ocalenie planety Ziemia, bezlitośnie niszczonej przez ponad 6 mld ludzi. Cynicy twierdzą jednak, że spaliny z samolotów i luksusowych limuzyn, którymi rozjeżdżać się będą uczestnicy ekologicznego szczytu, spowodują w środowisku więcej szkód, niż będzie korzyści ze wszystkich podjętych w Johannesburgu postanowień. Organizatorzy przezornie zamierzają zainstalować „barometr śmieciowy”, mający codziennie wskazywać rzeszom delegatów, ile odpadków właśnie wyprodukowali. Główna konferencja, w której weźmie udział około 5 tys. uczestników, nosi oficjalną nazwę Światowy Szczyt na rzecz Zrównoważonego Rozwoju (World Summit on Sustainable Development), ale potocznie mówi się o drugim Szczycie Ziemi czy też o konferencji Rio+10. W Johannesburgu ma bowiem zostać przedstawiony bilans

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pamięć o Dianie

W pięć lat po tragicznej śmierci księżnej Walii jej mit pozostaje żywy Zginęła 31 sierpnia 1997 r. w wypadku samochodowym w Paryżu. Już kilka dni później pewna kobieta z Sheffield ujrzała na niebie „świetlistą postać księżnej Walii”. Potem przyszły kolejne objawienia, zaczęto opowiadać o cudach dokonanych przez Lady Di. Diana błyskawicznie stała się swego rodzaju nowoczesną świętą. Śmierć księżnej Walii wstrząsnęła światem, a zwłaszcza monarchią brytyjską. Na pogrzeb Diany przyszły setki tysięcy żałobników. Zazwyczaj opanowani i wstrzemięźliwi Brytyjczycy nie wstydzili się łez. Ostro krytykowano królową Elżbietę II, która okazała zbyt mało smutku. Niektórzy przewidywali, że Wielka Brytania rychło stanie się republiką, bowiem społeczeństwo nie wybaczy królowej gnębienia ukochanej księżniczki. Pięć lat po dramacie w tunelu Alma po dawnych emocjach zostało niewiele. Nikt już nie uważa Diany za świętą, przed pałacem Kensington, w którym ongiś mieszkała, nie widać morza kwiatów. Monarchia brytyjska ma się dobrze, królowa Elżbieta II, kochana przez poddanych, obchodziła hucznie 50. złoty rok panowania. Republikanie, którzy usiłowali uczynić z księżnej Walii swój sztandar, zamilkli. Książę Karol prawdopodobnie poślubi swą wieloletnią przyjaciółkę i rywalkę Diany, Camillę Parker-Bowles, którą Lady

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Komu służył Abu Nidal?

Osławiony terrorysta zginął w Bagdadzie tajemniczą śmiercią Przed 20 laty był najgroźniejszym terrorystą świata, swego rodzaju bin Ladenem, skazanym zaocznie na śmierć w Jordanii, a we Włoszech na dożywocie. Zabijał na zlecenie Iraku, Syrii, Libii, może też innych mocodawców. Nazywano go „spluwą do wynajęcia”. Jego organizacja atakowała statki i porywała samoloty, rozstrzelała też w Stambule modlących się żydów. Z rąk siepaczy Abu Nidala zginęło w 20 krajach co najmniej 280 ludzi, a 700 zostało rannych. Sprawca tych zbrodni – 65-letni „terrorysta na emeryturze”, chory, zniszczony przez białaczkę i whisky – nikogo już nie zabije. Spotkał się ze śmiercią w swym mieszkaniu w Bagdadzie. Według władz irackich, popełnił samobójstwo. Wicepremier Iraku, Tarik Aziz, twierdzi, że Abu Nidal przybył z Iranu, posługując się fałszywym paszportem, lecz został zdemaskowany. Iracka policja wykryła, że spiskuje z „wrogami” w Arabii Saudyjskiej i Kuwejcie w celu obalenia rządu Saddama Husajna. Kiedy agenci przyszli, aby go aresztować, wybrał śmierć z własnej ręki. Szef irackiego wywiadu, Taher Dżalil al-Habusz, wystąpił 21 sierpnia w Bagdadzie na konferencji prasowej. Pokazał zdjęcia martwego lub konającego terrorysty, mówiąc, że Abu Nidal włożył sobie lufę pistoletu w usta i nacisnął spust.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Grzechy Ameryki

Zaniepokojony antyamerykańskimi nastrojami Waszyngton zorganizował Biuro Komunikacji Globalnej, które ma poprawić wizerunek USA w świecie Kto kocha dzisiaj Amerykę, a kto jej nienawidzi? Obserwatorzy współczesnego świata zgodni są, że w miarę jak Stany Zjednoczone stają się coraz silniejszym hegemonem na arenie międzynarodowej (Francuzi ukuli niedawno nowy termin: „hipermocarstwo”), rośnie liczba tych, których dominacja amerykańska uwiera albo po prostu rozwściecza. Ostatnie tygodnie – kiedy Waszyngton praktycznie oficjalnie zapowiedział, że dokona za jakiś czas wojskowej inwazji na Irak, aby obalić reżim Saddama Husajna – wyostrzyły jeszcze obraz tego psychologicznego, ale i społeczno-politycznego problemu. „Na czyje bezwarunkowe poparcie może liczyć dziś Ameryka”, zadał przy tej okazji pytanie Reuters. Z analizy angielskiej agencji wynikło, że w Europie w najlepszym wypadku na Wielką Brytanię (a właściwie premiera Tony’ego Blaira, bo 52% Brytyjczyków jest przeciw atakowi na Irak), ewentualnie na Hiszpanię i Polskę. Ale już nie na Niemcy, gdzie kanclerz Schröder publicznie powiedział, że Berlin nie weźmie udziału w „amerykańskiej awanturze”. W Azji USA też nie bardzo mają na kogo liczyć, być może, na Koreę Południową. W Ameryce Łacińskiej – też do końca nie wiadomo. Na Bliskim Wschodzie zaś na nikogo. Nawet tak twardzi sojusznicy USA jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Schröder się nie poddaje

Socjaldemokraci mogą stracić władzę, choć lata 1998-2002 były jednymi z najbardziej dynamicznych w dziejach RFN „Po czterech latach rządów wokół Schrödera roztacza się apokaliptyczny nastrój klęski, taki sam, jaki panował po 16 latach ery Kohla”, pisze „Berliner Zeitung”. Komentatorzy są zgodni – 22 września w wyborach do Bundestagu tylko cud może uratować partie rządzącej w Niemczech lewicowej koalicji socjaldemokratów i Zielonych od upokarzającej porażki. Chrześcijańscy demokraci ze swym kandydatem na kanclerza, premierem Bawarii Edmundem Stoiberem z CSU, mają nad SPD komfortową, co najmniej pięcioprocentową przewagę, która utrzymuje się od wielu tygodni. Zgodnie z sondażami, CDU/CSU wraz ze swym prawdopodobnym koalicyjnym partnerem – liberałami z FDP – może liczyć na absolutną większość 51% w nowym parlamencie. Jeśli nastroje społeczne się nie zmienią, SPD i Zieloni zdobędą razem najwyżej 41%. Eksperci ds. badania opinii publicznej, jak Renate Köcher, podkreślają, że Schröder nie powinien spodziewać się szybkiego odzyskania poparcia wyborców. Na zasadniczą zmianę nastawienia politycznego społeczeństwa trzeba około 100 dni. Do wyborów pozostał nieco ponad miesiąc. Wiele wskazuje na to, że socjaldemokraci znów znajdą się w ławach opozycji, w których zasiadali do 1998 r. przez 16 długich i frustrujących lat. Schröder i jego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Potop w Europie

Drezno pod wodą, Złota Praga spustoszona, Budapeszt, Wiedeń i Bratysława broniące się przed żywiołem. To nawet nie wstępny bilans powodzi stulecia, która niespodziewanie nawiedziła Stary Kontynent Zalane autostrady, zatopione historyczne miasta, zamknięte przejścia graniczne. Dworce, które zmieniły się w jeziora, domy i mosty zmiecione z powierzchni ziemi, sto ofiar śmiertelnych i miliardowe straty. Drezno pod wodą, Złota Praga spustoszona, Budapeszt, Wiedeń i Bratysława broniące się przed żywiołem. To nawet nie wstępny bilans powodzi stulecia, która niespodziewanie, w środku lata, nawiedziła Europę. W Czechach i Niemczech przeprowadzono największe ewakuacje od czasów II wojny światowej. W Republice Czeskiej 200 tysięcy osób, w tym 50 tysięcy prażan, musiało opuścić swe domy. W Niemczech do piątku 16 sierpnia ponad 100 tysięcy ludzi uciekło przed żywiołem. Kanclerz Austrii, Wolfgang Schüssel, mówił o największej katastrofie naturalnej w dziejach Republiki. „Dzieło odbudowy wschodnich landów będziemy musieli zaczynać od początku”, oświadczył wstrząśnięty kanclerz RFN, Gerhard Schröder, gdy zobaczył to, co zostało z saksońskiej Grimmy. Miasteczko wyglądało jak po nalocie ciężkich bombowców. Tysiące ludzi w Austrii, Czechach, na Słowacji, w Bawarii, Saksonii, Saksonii-Anhalt, Brandenburgii utraciły dach nad głową i środki do życia. Usuwanie skutków kataklizmu potrwa lata

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Terroryzm w stylu Hollywood

Gdyby nie 11 września, „Suma wszystkich strachów” przeszłaby bez echa „Czekamy, aż skrzydło motyla rozpęta huragan, którego sam Bóg nie zdoła opanować”. Ten nieco kiczowaty cytat nie pochodzi bynajmniej z traktujących o wojnie z terroryzmem przemówień któregoś z amerykańskich oficjeli. Słowa te w filmie „Suma wszystkich strachów” wypowiada przywódca zjednoczonych neonazistów. Ów złowieszczy sojusz wkrótce po uduchowionej przemowie swego lidera dokona nuklearnego zamachu na stadionie w Baltimore podczas finału Super Bowl. Neonaziści spróbują zrzucić winę na Rosjan i tym samym wywołać konflikt między dawnymi wrogami z czasów zimnej wojny. Tym razem reakcją na ten ekranowy atak na amerykańskiej ziemi nie będzie pukanie się w czoło i twierdzenie, że scenarzysta ma chorą wyobraźnię, a jego wizja absolutnie nie ma prawa się ziścić. Film wszedł na ekrany amerykańskich kin pod koniec maja, dosłownie kilka dni po tym, jak waszyngtońska administracja przyznała, że zamachy bombowe w USA są nieuniknione. Paradoksalnie więc okoliczności historyczne uratowały ten dość staroświecko i schematycznie nakręcony obraz, nadając mu dodatkowe znaczenie. Uplasował się tuż za filmami wojennymi w serii produkcji odbieranych – zupełnie niezamierzenie – jako reakcja na 11 września. A powstał przecież dużo wcześniej, na początku 2001 r., za podstawę mając wydaną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pentagon, Hollywood, Wall Street i Silicon Valley

Połowa Nagród Nobla przypada obywatelom USA. Świat co najwyżej rozwija i udoskonala to, co wymyślili Amerykanie Siła dolara, technologii spod znaku komputera i Internetu, a także potęga armii oraz urzekający ludzi na całym globie powab amerykańskiej kultury to cztery filary dominacji USA w dzisiejszym świecie. Analitycy, którzy zastanawiają się, dlaczego Ameryka jest tak potężna, nie mają wątpliwości. W prawie każdej dziedzinie życia Stany Zjednoczone przodują albo mają najwięcej do powiedzenia. Są bogate, a także atrakcyjne kulturowo i politycznie dla sporej części ludzi na Ziemi. Wykazują najwięcej kreatywności, z publikowanych niedawno informacji wynika, że właśnie w USA młodzi ludzie uczą się znacznie dłużej niż w Europie czy tzw. azjatyckich tygrysach (które przyspieszony rozwój zawdzięczają głównie rozwojowi edukacji w swoich społeczeństwach). Często podkreślana jest też unikalna metoda kształcenia w Ameryce, łącząca w jeden cykl uniwersytety, badania naukowe, funkcjonowanie przedsiębiorstw oraz aktywność na giełdzie. Efekt? Każdego roku ponad połowa Nagród Nobla przypada obywatelom amerykańskim albo uczonym zatrudnionym w amerykańskich laboratoriach i katedrach uniwersyteckich. Nie tylko Microsoft Billa Gatesa, ale także gros innych wielkich firm teleinformatycznych skoncentrowanych jest w USA. Niegdysiejsze obawy, że Azja (a zwłaszcza Japonia) czy Europa wygrywać będą z Ameryką swoimi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Równości nie można sprywatyzować

Nowy szef rządu Republiki Czeskiej pierwszego zagranicznego wywiadu udzielił „Przeglądowi” Ostatnie wybory rozbiły scenę polityczną lat 90. Czesi chcą liberalizmu, ale i państwa socjalnego Rozmowa z Vladimirem Szpidlą, premierem Czech, przewodniczącym Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (CSSD) Vladimir Szpidla urodził się w 1951 r. Jest absolwentem historii i archeologii Uniwersytetu Karola w Pradze, w czasach Czechosłowacji mieszkał w Czeskich Budziejowicach i prowadził życie człowieka określanego jako „nieprzyjaciel (komunistycznej) władzy”. Nie mogąc pracować w swoim zawodzie, był robotnikiem, maszynistą kurtyny w teatrze, zbierał zioła. W 1989 r., gdy w Pradze wybuchła aksamitna rewolucja, Szpidla w Czeskich Budziejowicach organizował Obywatelskie Forum. Założyciel partii socjaldemokratycznej (CSSD). W 1996 r. został posłem. Dostrzeżony przez poprzedniego lidera CSSD, Milosza Zemana, szybko awansował w partii. Gdy w 1998 r. socjaldemokraci wygrali wybory, Zeman powierzył mu stanowisko wicepremiera oraz tekę ministra pracy i spraw socjalnych. Z tego miejsca zasłynął jako wizjoner socjaldemokracji. W 2001 r. Milosz Zeman na zjeździe Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej, wskazując na Vladimira Szpidlę, wówczas wiceprzewodniczącego CSSD, powiedział: „Oto mój następca”. Szpidla – mówi się w Czechach – ma charakter, jest inteligentny i pracowity. Długo pozostawał w cieniu Zemana, nawet wtedy, gdy w 2001 r. został przewodniczącym CSSD.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.