Tag "sylwetki"

Powrót na stronę główną
Kraj

Jordan wojownik

Lubi walczyć. W sporcie i w życiu. Nie załamała go nawet kontuzja kręgosłupa Wszyscy myślą, że Jordan to pseudonim, ksywa. A to imię, które dali mu rodzice zafascynowani Michaelem Jordanem, najlepszym  koszykarzowi świata. – Byłem dzieckiem pełnym energii – wspomina 29-letni bydgoszczanin, Jordan Ogorzelski. – A dzięki tacie, dla którego aktywność fizyczna zawsze była i nadal jest bardzo ważna, szybko zacząłem uprawiać sport. Gdy miałem ledwo osiem lat, zapisał mnie na boks. To była moim zdaniem świetna decyzja, boks ma jeden z najlepszych ogólnorozwojowych treningów. Był wierny boksowi 11 lat. Dopiero w liceum, tuż przed ukończeniem 19. roku życia, zadecydował, że w zawodowy boks jednak nie wejdzie, dlatego najwyższy czas się skupić na nauce, a potem na studiach. – Zdałem maturę, ale bez treningów utyłem, zasiedziałem się przed komputerem i czułem się z tym niedobrze. Wiedziałem, że muszę wrócić do aktywności sportowej, że sport jest dla mnie jednak bardzo ważny – wspomina Jordan. – Zawędrowałem wtedy na boisko szkolne, na którym dwóch chłopaków podciągało się na rękach na bramce piłkarskiej. Spodobało mi się! Wkrótce przypadkowo wpadł mi w rękę obszerny wywiad z Hannibalem for Kingiem, dzięki któremu kalistenika – forma sportu znana od starożytności –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Po co był ten miś?

Krzysztof Kowalewski 1937–2021 Trzy lata temu położyłem przed Krzysztofem Kowalewskim instrukcję postępowania na wypadek pożaru. I poprosiłem, by zaznajomił z nią publiczność Ośrodka Kultury w Obornikach koło Poznania, ale bez użycia słów – tylko mimiką, gestem i przydźwiękami. Wywiązał się śpiewająco. „Mówił lepiej niż ci w telewizji”, zachwycała się pani na widowni. Pomrukiem, pokasływaniem, tzw. głupią miną, kilkoma „yyy…”, „eee…” wyraził z grubsza to, co przeciętny rodak ma w głowie. Nic dodać. Krzysztof Kowalewski, rocznik 1937, adres: Warszawa, Nowogrodzka 25. Dostatni dom mieszczański, tata był dyrektorem historycznej fabryki papieru w Jeziornie pod Warszawą. Mama pochodziła z żydowskiej rodziny o korzeniach rabinicznych, ale szybko się asymilowała. O swoim (i syna) pochodzeniu powiedziała Krzysiowi dopiero po wojnie. W dodatku w Kielcach, dzień po osławionym pogromie. O tacie docierały mgliste wieści ze Wschodu – rozstrzelali go prawdopodobnie w Charkowie. Ale oni z matką i tak się cieszyli, że przeżyli całą tę nawałnicę. Ostatecznie oboje omal nie umarli w czasie powstania warszawskiego. Z głodu. Po latach Krzysztofowi kilka razy zdarzyło się grać esesmana. Bez sukcesu. Ze „Stawki większej niż życie”, kiedy jeszcze nadawano ją w Teatrze Kobra, usunęli go po pierwszym odcinku. Z tą poczciwą gębą był nieprzekonujący. Szuka aktorska w stu krokach Edukację zaczynał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.