Tag "Wojciech Narębski"

Powrót na stronę główną
Andrzej Romanowski Felietony

Nieodbyte rozmowy

Niedługo przed 79. rocznicą bitwy o Monte Cassino umarł w Krakowie prof. Wojciech Narębski, jeden z ostatnich jej uczestników. Był wtedy chłopcem 19-letnim. Odszedł 27 stycznia, dwa miesiące przed ukończeniem 98 lat. Niejednokrotnie w kancelarii Polskiej Akademii Umiejętności zdarzało mi się stać obok niego. Był drobniutki, filigranowy, zdawał się uosobieniem łagodności. Korciło, by go zagadnąć. Ale o co? Nie znałem się na uprawianej przez niego geologii, trudno też było składać nagle hołd weteranowi armii Andersa. A przecież miałem pretekst do rozmowy. Mogłem rzec najpierw, że – choć przez dziesięciolecia mieszkaliśmy w jednym mieście – o prof. Narębskim powiedziano mi nie w Krakowie, lecz w Kijowie. A potem mógłbym dodać, że powiedział mi to nie Polak, lecz Ukrainiec. Nazywał się Leonid Seleznienko. Było to jeszcze w czasach ZSRR. Nieznajomy mężczyzna siedzący obok mnie w kijowskiej bibliotece uniwersyteckiej, zaintrygowany przeglądanymi przeze mnie „przedrewolucyjnymi” czasopismami, długo i nachalnie zaglądał mi przez ramię. Poprosiłem, byśmy wyszli na korytarz; pogadaliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi – przez trzy tygodnie mojego pobytu umawialiśmy się stale na mieście. Leonid mówił najczystszą polszczyzną; nauczył się języka, prenumerując „Przekrój” i czytając książki Janusza Makarczyka. Ale miał też polskich znajomych, a do nich należała Barbara Narębska-Dębska, mieszkająca w Toruniu malarka, starsza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.