Tag "zimna wojna"

Powrót na stronę główną
Historia

Ustawiony kryzys

Urho Kekkonen w dużej mierze zawdzięczał ponowny wybór na prezydenta wsparciu radzieckiego sąsiada Działo się to zaledwie kilka miesięcy po wzniesieniu muru berlińskiego i – ku zdziwieniu obserwatorów – dotyczyło relacji fińsko-radzieckich, zdecydowanie niebędących głównym teatrem zmagań zimnowojennych. Stosunki między obydwoma krajami regulował traktat o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy z roku 1948. Stanowił on podstawę koncepcji fińskiej polityki zagranicznej, polegającej na neutralności oraz utrzymywaniu poprawnych relacji z ZSRR. Polityka ta uzyskała potoczną nazwę „linii Paasikiviego” od nazwiska prezydenta republiki Juhy Paasikiviego. Był on architektem porozumienia pokojowego kończącego prowadzoną w latach 1939-1940 i 1941-1944, w niczym przez Finów niesprowokowaną wojnę z ZSRR. W 1956 r. urząd prezydenta republiki objął dotychczasowy minister spraw zagranicznych, Urho Kalevi Kekkonen. Z wykształcenia prawnik z doświadczeniem pracy w wywiadzie i policji pełnił w czasie wojny i w okresie powojennym wiele odpowiedzialnych funkcji w aparacie państwowym. W kręgach polityków radzieckich, jak pisze w książce „Historia Finlandii” Barbara Szordykowska, uznawany był za polityka mądrego i rozsądnego. Kolejne lata rządów nie umocniły jednak jego pozycji, reelekcja w zbliżających się w 1962 r. wyborach stanęła zaś pod znakiem zapytania. Na fińskiej scenie politycznej doszło nawet do aliansu politycznego między partią centrum

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Groźby Trumpa zawisły w próżni

Więcej amerykańskich żołnierzy w Polsce? Lepiej niech zostaną w Niemczech Donald Trump ma z Niemcami problem. Oficjalnie chodzi o to, że Republika Federalna Niemiec nie spełnia kryterium 2% PKB, jakie państwa NATO powinny przeznaczać na obronę. Berlin wydaje zalewie dwie trzecie tej wartości (45 mld euro), „żerując” tym samym na amerykańskim parasolu ochronnym. I jakkolwiek zasadne jest oczekiwanie od Niemców większego – stosownie do potencjału ekonomicznego – wkładu w militarną siłę Sojuszu, nie sposób pominąć personalnego podłoża tego konfliktu. Trump nie znosi krytycznie nastawionej do niego Angeli Merkel i pozwala, by uraz ten wpływał na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Zakładnikiem tej sytuacji stały się amerykańskie wojska stacjonujące u naszego zachodniego sąsiada. Trump zagroził bowiem, że zredukuje tamtejszy kontyngent o 10 tys. ludzi. W Polsce niektórzy politycy i publicyści przyjęli tę zapowiedź z entuzjazmem. Sygnał dała Georgette Mosbacher, amerykańska ambasador w Warszawie, sugerując, że część wycofywanych z Niemiec wojskowych mogłaby trafić do Polski. Obecnie przebywa u nas ok. 5 tys. żołnierzy US Army – sporo, ale wciąż dużo poniżej ambicji władz RP. Czy wzmocnienie amerykańskiej obecności w Polsce kosztem Niemiec stanowi dla nas kuszącą opcję? Nic bardziej mylnego.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Mosty szpiegów

Jak wymieniano schwytanych agentów Kiedy w 2015 r. na ekrany kin wszedł dreszczowiec Stevena Spielberga „Most szpiegów”, tematyka wymiany szpiegów między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim z miejsca zainteresowała szeroką publiczność. Po pierwsze, jeden z najsłynniejszych twórców w historii kina sięgnął po inspirujący zimnowojenny wątek, a po drugie, wydarzenia z tamtych czasów są po prostu ciekawe i zagadkowe. Tajne operacje, wywiadowcze podstępy, ale również demaskowanie podwójnych agentów to kwintesencja gry wywiadowczej prowadzonej w podzielonej żelazną kurtyną Europie. Film Spielberga opowiada historię Williama Gienrichowicza Fishera, którego ostatnią szpiegowską tożsamością był Rudolf Abel. Od 1948 r. działał w USA, szefował m.in. siatce agentów infiltrujących tamtejsze instytucje państwowe. Wpadł przez nieudolność pomocnika, Reina Häyhänena. Zatrzymany w 1957 r., po kilku dniach przesłuchań przyznał się do bycia radzieckim szpiegiem i stanął przed sądem. Został skazany na 30 lat pozbawienia wolności. Jednak odzyskał ją już 10 lutego 1962 r. Punktualnie o godz. 8.52 został wymieniony na amerykańskiego pilota Francisa Gary’ego Powersa, który musiał awaryjnie lądować podczas lotu szpiegowskiego samolotem U-2 nad ZSRR. Miejscem wymiany był most na rzece Haweli, Glienicker Brücke, łączący Berlin Zachodni z enerdowskim Poczdamem, a doszło do niej niespełna pół roku po rozpoczęciu budowy muru

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia Publicystyka

Mieliśmy kiedyś dyplomatów

W czasach PRL polscy dyplomaci byli szanowani na całym świecie 50 lat temu, 14 lutego 1967 r., 33 kraje podpisały w Meksyku Traktat o zakazie broni jądrowej w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach. Wszedł on w życie dwa lata później, po uzyskaniu gwarancji mocarstw atomowych, że nie użyją przeciw sygnatariuszom swoich arsenałów. W porozumieniu, znanym także pod nazwą układu z Tlatelolco, znalazła się istotna cząstka polskiej myśli politycznej. Dla wielu dzisiejszych historyków stosunków międzynarodowych może to się okazać zaskoczeniem. O PRL nie mówi się przecież inaczej niż jak o państwie o ograniczonej suwerenności. Rzeczywiście polska polityka zagraniczna była koordynowana ze Związkiem Radzieckim i musiała być spójna z jego interesami, ale nie oznaczało to braku własnych opinii lub inicjatyw. Własne zdanie Już w czasie londyńskiego spotkania mającego ustalić założenia organizacyjne ONZ w 1945 r. doszło do różnicy zdań między reprezentującym Polskę wiceministrem spraw zagranicznych Zygmuntem Modzelewskim a ministrem Andriejem Gromyką w sprawie lokalizacji siedziby ONZ. Polska opowiadała się za Europą. Tymczasem Gromyko zapowiedział, że będzie głosować za Stanami Zjednoczonymi. Powtarzał, jak bardzo Związkowi Radzieckiemu zależy na obecności USA w ONZ i jaką wagę przywiązuje on do współpracy radziecko-amerykańskiej. Modzelewski, powołując się na instrukcje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Kukliński nie był sam

Szpiedzy w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego Amerykanie mieli w Polsce lepszych szpiegów niż Ryszard Kukliński. Zanim nastąpił stan wojenny, na Zachód uciekło co najmniej dwóch oficerów, którzy posiadali większą niż on, a na pewno użyteczniejszą dla USA wiedzę na temat polskich sił zbrojnych. To oni podali Amerykanom na tacy aktywa polskiego wywiadu wojskowego, stan polskiej armii i opisali wartość bojową Układu Warszawskiego. Dlaczego o nich jest cicho, a o Kuklińskim głośno? To jedna z większych tajemnic CIA… Nazwiska tej dwójki są znane. Jeden z nich, płk Włodzimierz Ostaszewicz, to sąsiad Kuklińskiego z ulicy Rajców na warszawskim Nowym Mieście. Obaj zajmowali sąsiadujące segmenty. Drugiego Kukliński mógł nie znać, ale za to on znał go doskonale. To kpt. Jerzy Sumiński, wieloletni oficer kontrwywiadu, komórki nadzorującej wywiad wojskowy. Ich sylwetki opisuje w swojej najnowszej książce „Kulisy stanu wojennego. 1981-1983” wydanej przez Bellonę gen. Franciszek Puchała. Ale nie tylko sylwetki – autor dokonuje również rzeczy z punktu widzenia wojskowego najważniejszej – analizuje, co mogli wiedzieć i co w związku z tym przekazali CIA. Sumiński: oczy i uszy partii Zacznijmy od kpt. Jerzego Sumińskiego, który zdezerterował w czerwcu 1981 r. Był nie byle kim, bo oficerem kontrwywiadu WSW, odpowiedzialnym za ochronę kontrwywiadowczą Zarządu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.