Burza w szklance… gazu

Burza w szklance… gazu

Główne dostawy i dla Polski, i dla UE w przyszłości także będą kontrolować Rosjanie Kiedy w połowie lutego rosyjski Gazprom zakręcił kurki z dostawami gazu przez linie przesyłowe biegnące przez Białoruś na jeden – dokładnie JEDEN – dzień, wywołało to wśród polityków opozycji w Sejmie wrzawę, że jesteśmy bezbronni wobec moskiewskiego dyktatu energetycznego. Kto oglądał transmisję z obrad parlamentu, bez wątpienia zapamiętał wypowiedzi Ludwika Dorna z PiS czy polityków Platformy Obywatelskiej, w których domagali się nie tylko ukarania „winnych” (czyli ministrów rządu SLD), ale też – natychmiastowego! – podjęcia działań, które spowodowałyby, że rosyjski gaz niemal przestałby być nam potrzebny, bo „Rosji nie sposób ufać”. Antyrosyjskie fobie, a przy okazji brak rozeznania na europejskim rynku paliw, spłynęły w następnym tygodniu także do gazet. Najdalej poszedł w straszeniu opinii publicznej dziennik „Fakt”. „Nasz kraj czeka energetyczna katastrofa, jeśli Białorusini nie znajdą pieniędzy na spłacenie długów i Rosjanie ostatecznie zakręcą gazowy kurek”, napisała gazeta. Według „Faktu” w takiej sytuacji od 29 lutego (sic!) w polskich magazynach może zacząć brakować gazu, chociaż rząd zapewniał, że wystarczy go na trzy tygodnie. Zgasnąć miałyby wtedy piece hutnicze, stanąć linie produkcyjne. Szefowie zakładów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 10/2004, 2004

Kategorie: Świat