Jeśli sądzić po półrocznym preludium do historycznych – jak można się spodziewać – wyborów prezydenckich, urzędującego prezydenta Donalda Trumpa i kandydata demokratów Joego Bidena łączy bardzo mało, poza wiekiem emerytalnym i niewielką ochotą do służby w wojsku za młodu. Oczywiście dla Ameryki, i pewnie nie tylko, najważniejsze jest podejście przyszłego prezydenta do gospodarki, pandemii, bezpieczeństwa publicznego, stosunków ze światem zewnętrznym, a przede wszystkim odpowiedzialne sprawowanie funkcji zwierzchnika największej potęgi militarnej globu. Człowiek na takim stanowisku powinien mieć pewne pojęcie o wojskowości i kwestiach strategicznych, co nie oznacza, że koniecznie musiał sam nosić mundur. I właśnie to wygląda zadziwiająco podobnie u obu kandydatów. Kto przekona wojskowych i weteranów Trump kreuje wizerunek zbawcy, który zawrócił siły zbrojne znad przepaści, wydając więcej niż poprzednik na sprzęt militarny. To drugie zasadniczo się zgadza, nawet przy wzięciu pod uwagę inflacji. Natomiast według relacji byłych bliskich współpracowników prezydent niejednokrotnie nazywał poległych w boju czy wziętych do niewoli żołnierzy przegranymi i naiwniakami (losers and suckers). W prawyborach Partii Republikańskiej w 2015 r. naigrawał się z rywalizującego z nim o nominację prezydencką senatora Johna McCaina, który strącony nad Wietnamem spędził w niewoli pięć i pół roku. Trump twierdził, że nie jest on dla niego żadnym bohaterem, bo bohaterowie nie dają się wziąć do niewoli. Nie przysporzyło mu to popularności w środowisku weteranów ani emerytowanej generalicji, która do jego kadencji zazwyczaj unikała krytycznych wypowiedzi pod adresem polityków. Z obecnym dowództwem armii Trumpowi też nie zawsze po drodze, bo wojskowi niechętnie odnosili się do pomysłów tłumienia protestów ulicznych za pomocą regularnej armii. Joe Biden w kampanii wyborczej wypowiada się o wojsku z szacunkiem i w duchu patriotycznym. Przejmuje się sprawami rodzin wojskowych i weteranów. Najwidoczniej z braku własnych wspomnień bojowych w wystąpieniach publicznych często przywołuje pamięć o swoim synu Beau, który skończył akademię wojskową, służył w armii sześć lat, z tego rok w Iraku, a zmarł na raka mózgu w 2015 r., dołączając do matki i młodszej siostry, które zginęły w wypadku samochodowym, gdy miał cztery lata. Mimo to byłemu wiceprezydentowi nie będzie łatwo przekonać do siebie wojskowego elektoratu, który tradycyjnie głosował na kandydatów republikańskich, oni bowiem z reguły obiecywali większy budżet na siły zbrojne. W 2016 r. Trump otrzymał według exit poll 60% głosów żołnierzy w służbie czynnej i weteranów. Sportowcy niezdolni do służby O ile można zrozumieć wymogi i logikę walki wyborczej, o tyle zaciekawia niemal lustrzane podobieństwo postaw kandydatów wobec własnej służby wojskowej. Donald Trump urodził się w 1946 r., czyli od 1964 r. podlegał obowiązkowi służby wojskowej. Wojna wietnamska nabierała wówczas tempa. Komisja wojskowa uznała Trumpa za zdolnego do służby, ale dwa lata studiował na przeciętnej uczelni w Nowym Jorku i kolejne dwa na prestiżowej Wharton School w Pensylwanii na poziomie licencjackim. Z tego tytułu czterokrotnie otrzymał odroczenie służby wojskowej, a w 1968 r. zmieniono mu kategorię na 1-Y, czyli niezdolny do służby z wyjątkiem stanu wyjątkowego w kraju. Cztery lata później uzyskał zaś zmianę kategorii na 4-F, dożywotnio zwalniającą od służby, ze względu na ostrogi w piętach. Wcześniej nic nie zapowiadało takiego zwolnienia. Trump z powodzeniem grał w reprezentacji swojej szkoły średniej w bejsbol, a do połowy studiów w uczelnianym klubie tenisowym i squasha. Według własnych wypowiedzi miał talent na miarę angażu w profesjonalnym bejsbolu, ale wolał się skupić na studiowaniu biznesu, co nie przeszkodziło mu rozpocząć przygody z golfem. Joe Biden urodził się w roku 1942. Studia licencjackie rozpoczął w 1961 r. w stanie Delaware. Prezydent Kennedy autoryzował właśnie wysłanie 500 żołnierzy wojsk specjalnych i doradców wojskowych do Wietnamu Południowego. Do końca 1962 r. doradców było tam ok. 11 tys. W 1965 r. Biden kontynuował studia na Syracuse University na północy stanu Nowy Jork, skończył je w roku 1968 jako magister prawa. Dostał cztery odroczenia służby wojskowej, a tuż po zakończeniu studiów został uznany za niezdolnego do niej ze względu na astmę w wieku nastoletnim (asthma as a teenager). Także w jego wypadku niezdolność do służby mogła zaskakiwać. Joe Biden był wyróżniającym się graczem w reprezentacji szkoły średniej w futbolu amerykańskim i dorabiał jako ratownik wodny.
Tagi:
Marcin Sar