Wpisy od Marcin Sar

Powrót na stronę główną
Świat

Kandydaci dekownicy

Jeśli sądzić po półrocznym preludium do historycznych – jak można się spodziewać – wyborów prezydenckich, urzędującego prezydenta Donalda Trumpa i kandydata demokratów Joego Bidena łączy bardzo mało, poza wiekiem emerytalnym i niewielką ochotą do służby w wojsku za młodu. Oczywiście dla Ameryki, i pewnie nie tylko, najważniejsze jest podejście przyszłego prezydenta do gospodarki, pandemii, bezpieczeństwa publicznego, stosunków ze światem zewnętrznym, a przede wszystkim odpowiedzialne sprawowanie funkcji zwierzchnika największej potęgi militarnej globu. Człowiek na takim stanowisku powinien mieć pewne pojęcie o wojskowości i kwestiach strategicznych, co nie oznacza, że koniecznie musiał sam nosić mundur. I właśnie to wygląda zadziwiająco podobnie u obu kandydatów.   Kto przekona wojskowych i weteranów   Trump kreuje wizerunek zbawcy, który zawrócił siły zbrojne znad przepaści, wydając więcej niż poprzednik na sprzęt militarny. To drugie zasadniczo się zgadza, nawet przy wzięciu pod uwagę inflacji. Natomiast według relacji byłych bliskich współpracowników prezydent niejednokrotnie nazywał poległych w boju czy wziętych do niewoli żołnierzy przegranymi i naiwniakami (losers and suckers). W prawyborach Partii Republikańskiej w 2015 r. naigrawał się z rywalizującego z nim o nominację prezydencką senatora Johna McCaina, który strącony nad Wietnamem spędził w niewoli pięć i pół roku.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Libia: obraz zatrzymany w czasie

Polskę czekają niełatwe decyzje względem migrantów z krajów arabskich i z subsaharyjskiej Afryki. Jednym z głównych kanałów przemytu ludzi jest Libia, sama targana nieładem i wojną domową. Nie czuję się powołany by wymądrzać się w te czy wewte na ten temat

Od czytelników

Katmandu: obraz zatrzymany w czasie

12 maja kolejne trzęsienie ziemi w Nepalu. Znów ofiary w ludziach chociaż dużo mniej niż w strasznym kwietniowym gdy zginęło ponad 9000 ludzi, kilka razy więcej rannych, całe wioski zrównane z ziemią. Nikt nie jest w stanie

Od czytelników

Dlaczego lubiłem chodzić na pochód 1-majowy?

Powodów było kilka, ale najpierw ustalmy precyzyjnie, że wspominam druga połowę lat 70-tych. Przedtem mi się nie chciało, a potem wyjechałem za granicę, czyli okazji nie było. Bylem wówczas doktorantem, a potem adiunktem na Uniwersytecie Warszawskim. Po pierwsze, była zawsze

Od czytelników

Z Nowego jorku o Karskim i Obamie

Janowi Karskiemu byłoby przykro, że jego nazwisko służy jako pretekst do autopromocji czy rozgrywek międzypartyjnych Przez kilkanaście dni naoglądałem się i naczytałem różnych komentatorów, świeżo upieczonych specjalistów od Ameryki, oraz polityków, z panią Fotygą i panem Millerem na czele. Temat gafy prezydenta Baracka Obamy przewałkowano na tysiąc sposobów i skonstruowano tuziny teorii spiskowych. Postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze, ponieważ miałem zaszczyt znać długo prof. Karskiego i myślę, że byłoby mu przykro, że ważne wydarzenie i jego nazwisko służą niektórym jako pretekst do autopromocji czy rozgrywek międzypartyjnych. Profesor miał poglądy polityczne, i to wyraziste, ale nie lubił partyjniactwa. Wolał rozumować kategorią interesu państwowego Polski. Niemniej jednak jako kurier podziemnej Polski pilnie wysłuchiwał w okupowanym kraju działaczy wszystkich stronnictw uczestniczących w rządzie emigracyjnym, by następnie przekazać to wiernie przywódcom w Londynie. W obawie przed wpadką podczas przedzierania się przez Europę nie miał niczego na piśmie, wszystko zanotował w pamięci jak najlepszy magnetofon. Relację zdawał każdej partii oddzielnie, bez słowa swojego komentarza. Notabene profesor obserwował też podziały w Polonii i nieustające konflikty w jej ważniejszych instytucjach. Mówił mi, że razem można by tak wiele zdziałać, ale sami rzucamy sobie kłody pod nogi, i że on tego po prostu nie rozumie. Odnośnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Wielkie mocarstwa, mała Polska

Podbój Polski siłą nie stanowił integralnej części wizji Hitlera budowy Wielkich Niemiec Najnowsze wydanie monumentalnej pracy prof. Jana Karskiego pt. “Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919-1945. Od Wersalu do Jałty” zostało praktycznie wyprzedane. Wydawnictwo UMCS szykuje dodruk. Postać Profesora owiana jest legendą bohaterskiego kuriera rządu londyńskiego. Jego misja dokumentująca zagładę Żydów w bezpośrednich spotkaniach z mężami stanu Wielkiej Brytanii i USA to jeden z najbardziej rozczarowujących moralnie epizodów drugiej wojny światowej. W swoim dziele życia Profesor unika wątków autobiograficznych. “Wielkie mocarstwa…” oparte są na bogatych źródłach z archiwalnymi na czele. Historia Polski przedstawiona jest w kilku odrębnych odsłonach. Ot, początek pierwszej wojny światowej. Na jakie mocarstwa postawić dla odzyskania niepodległości? Jak odtworzyć to równanie z wieloma niewiadomymi z pozycji Piłsudskiego czy Dmowskiego? Albo jak sprostać zadaniu stojącym przed Beckiem?… “Sceptyczna wobec swojego francuskiego sojusznika – syntetyzuje Karski – i położona między dwoma potencjalnie niebezpiecznymi mocarstwami, których wzajemna wrogość wydawała się nie do pogodzenia, Polska musiała liczyć przede wszystkim na siebie. Aby robić to skutecznie, zmuszona była utrzymywać dobrosąsiedzkie stosunki zarówno z Niemcami, jak i z Rosją, stosunki oparte na wzajemności i dwustronnych paktach o nieagresji.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.