Czy trzeba nam inteligencji?

Czy trzeba nam inteligencji?

Liberum veto W nowoczesnym społeczeństwie „inteligencja” jako grupa to relikt przeszłości. Natomiast zawsze i wszędzie potrzebne są elity zarówno konserwatywne, jak „postępowe”, otwarte na przyszłość, na zmiany, na rozwój Jak wiadomo, w języku polskim funkcjonują dwa znaczenia słowa „inteligencja”. Po pierwsze, „inteligencja” to pewien rodzaj zdolności, właściwych osobnikom i osobniczkom gatunku homo sapiens. Po drugie – grupa społeczna, która powstała w pierwszej połowie XIX w. i przyjąwszy to miano, wszystkim swoim członkom przypisała posiadanie tych zdolności. Samo słowo pochodzi od łacińskiego intelligo (rozumiem), z czego wynika, że jednostka lub grupa (klasa? stan? klan?) nim określana powinna lepiej rozumieć świat i rządzące nim prawa. Od rzeczownika „inteligencja” powstały też dwa różne przymiotniki: inteligentny oraz inteligencki. Tego drugiego, o ile mi wiadomo, nie ma w żadnym języku zachodnim. „Inteligencja” jako grupa powstała w Polsce i w Rosji, dwu krajach zapóźnionych cywilizacyjnie. Po prostu w społeczeństwach, w których ogromną większość stanowili niepiśmienni chłopi – sama umiejętność czytania i pisania była wysoko ceniona, a tym, których los nią obdarzył – zapewniała korzystniejsze warunki bytowania. Daniel Beauvois, francuski historyk, specjalista od spraw polskich (niestety nie tak popularny jak Norman Davies), swego czasu poświęcił początkom

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2009, 39/2009

Kategorie: Opinie