Granie Waldorffem

Granie Waldorffem

Uważaj, co mówisz w telewizji! Odejście osoby tak sławnej i znakomitej, jak Jerzy Waldorff, spowodowało trochę zamieszania. Winny był sam po części sam Zmarły – mistrz słowa, bo to, co mówił, zapadało mocno w pamięć, a także tzw. warszawka i środowiska ludzi kultury. Trzy miesiące przed śmiercią Jerzy Waldorff wypowiedział przed telewizyjnymi kamerami myśl, iż obserwując bezmiar nieszczęścia na świecie, doszedł do wniosku, że Boga nie ma. W przeciwnym razie jakże wytłumaczyć wojny, krzywdy i zło tego świata. Okazało się, że jest to ostatnia wypowiedź zarejestrowana na taśmie i ją też odtworzono we wspomnieniu pośmiertnym. W Warszawie zahuczało od plotek. Mówiono, że organizatorom pochówku, dla których miejscem najgodniejszym do pożegnania człowieka tej miary i profesji był kościół św. Krzyża (tu bowiem spoczywa serce Chopina), odmówiono zgody na uroczystości w tej świątyni. Ba, padały stwierdzenia, iż prymas Glemp nie uznaje go za katolika, że zakazał odprawiania mszy itd. W nastroju pewnej nerwowości oczekiwano na dzień pogrzebu. Odbył się on jednak godnie. Z pomocą Ministerstwa Kultury zorganizowano świeckie pożegnanie we foyer Teatru Wielkiego, które zaszczycił premier Jerzy Buzek, zaś nabożeństwo żałobne odprawiono w kościele św. Karola Boromeusza na Cmentarzu Powązkowskim. Mszę celebrowali duszpasterz środowisk twórczych, ks. Wiesław Niewęgłowski i duszpasterz rodzin katyńskich, ks. Zdzisław

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 02/2000, 2000

Kategorie: Sylwetki