Grażyna Staniszewska dla Jacka Kuronia była w Sejmie jak latarnia morska Fotograf, który robił jej zdjęcie na plakat wyborczy w ostatniej kampanii, nie był zadowolony: – Pani wychodzi mi za bardzo rozanielona, przydałoby się trochę energii, drapieżności w wyrazie twarzy, proszę pomyśleć o swoich wrogach. – Ale ja nie mam wrogów – usprawiedliwiała się. Fotograf spasował, a Grażyna Staniszewska i tak dostała się na Wiejską, tym razem do Senatu. W parlamencie jest nieprzerwanie od 15 lat, niezmiennie wierna swej jedynej partii w życiu – Unii Wolności. Na Wiejskiej taką konsekwencję można przypisać jeszcze tylko Oldze Krzyżanowskiej. Inauguracja Sejmu kontraktowego w sierpniu 1989 r. My, sprawozdawcy parlamentarni, stoimy na piętrze przy balustradzie głównych schodów; na dole, koło sali kolumnowej, kłębi się tłum nowo wybranych posłów. Nawet z takiej odległości łatwo odróżnić, kto z jakiego obozu. Postkomuniści, jak ich nazywano, wbici w garnitury i garsonki. Ci, którzy weszli do Sejmu z rekomendacji Wałęsy (to Wajda wpadł na pomysł, aby solidarnościowcy robili sobie plakatowe zdjęcie z Lechem), wyglądają jakby dopiero co opuścili konspiracyjne zebrania i piwniczne, nielegalne drukarnie. Od dawna niegolony zarost, u wielu panów długie włosy. Prawie wszyscy mają na sobie ręczne robione
Tagi:
Helena Kowalik