Najazd na zajezdnię

Najazd na zajezdnię

Co chciał osiągnąć prawicowy prezydent Kielc, nasyłając na strajkujących kierowców MPK ochroniarzy z pałkami i gazem łzawiącym? To był szok. W IV RP, która miała być praworządna i sprawiedliwa, prezydent miasta nasyła siły porządkowe na swych pracowników. O determinacji, z jaką załoga Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji w Kielcach walczyła o swoje prawa, stało się głośno w całej Polsce. Tej nocy, z wtorku na środę, 28-29 sierpnia, na pewno nie zapomną pracownicy MPK, którzy 16. dzień strajkowali na terenie zajezdni przy ulicy Pakosz. Niespodziewanie o godz. 1.30 wkroczyli ochroniarze z firmy sprowadzonej przez prawicowego prezydenta Wojciecha Lubawskiego aż ze Śląska. – To były sekundy, podjechali dwoma samochodami, wpadli jak zbiry – opowiadają pracownicy. Sceny jak ze stanu wojennego Ochroniarze dali 20 dyżurującym kierowcom pół godziny na opuszczenie zajezdni, potem przeszli do działania. Wszystkich wyrzucali za ogrodzenie. – Bardziej opornych łapali za ręce i nogi – opowiadają pracownicy. – Wyciągali za bramę i kopali. Zachowywali się jak w amoku, jak wściekłe psy. Wszystko jest na filmie. – Tarczą „pomagał” mi opuścić bazę – opowiada jeden z kierowców. Ubrani na czarno, w kaskach, z tarczami i pałami, wyciągali z samochodów strajkujących. Nawet nie wzięli wiszących w dyspozytorni kluczy, tylko na siłę wyważali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2007, 36/2007

Kategorie: Kraj