Najważniejsze cztery lata

Najważniejsze cztery lata

Przyszłością lewicy zajmują się wszyscy. Od „Trybuny” do „Frondy”

Polska prawica święci największe triumfy w historii. Dwie prawicowe partie wprowadziły łącznie 375 posłów. Jednocześnie prawica narzuciła Polsce konserwatywną hegemonię. Podczas ślubowania poselskiego formułę „Tak mi dopomóż Bóg” dołączyło ponad 400 wybrańców narodu. W roku 1993 uczyniło tak tylko 17, a przecież w ławach sejmowych zasiadało 134 konserwatywnych światopoglądowo ludowców. Lewica nie tylko przegrała drugie z kolei wybory, przegrywa również spór o Polskę. Dlatego w ostatnich tygodniach ważne miejsce w debacie publicznej zajęło pytanie: Co dalej z lewicą? Za interesujące dla swoich czytelników uznały je nie tylko redakcje „Trybuny” czy „Gazety Wyborczej”, ale również radykalnie prawicowej „Frondy”. Wiele wskazuje na to, że obecna kadencja Sejmu będzie dla lewicy decydująca. Albo stanie się ona pierwszoplanową siłą polityczną, albo zostanie trwale zmarginalizowana. Powtórzmy więc jeszcze raz pytanie: co dalej z lewicą?

Trzy etapy

Na to pytanie powinni odpowiedzieć sobie przede wszystkim sami zainteresowani, czyli politycy lewicy i centrolewicy. Oznacza to konieczność szerokiej i pogłębionej debaty z udziałem wszystkich polskich środowisk lewicowych. Prof. Jacek Wódz, socjolog polityki z Uniwersytetu Śląskiego, wskazuje, że debata ta powinna otrzymać określoną strukturę, którą można sprowadzić do trzech etapów. Pierwszym powinna być odpowiedź na pytanie: Jakiej Polski chce lewica? Innymi słowy należy dokonać próby opisu Polski powstałej w wyniku lewicowych przekształceń. Sprawa tylko z pozoru wydaje się oczywista. Niestety, polska centrolewica po 1989 r. nigdy takiej wizji nie posiadała. Jeśli w latach 90. mieliśmy do czynienia z jakimś mglistym zarysem lewicowej wizji Polski, to został on zniszczony przez rządy Leszka Millera. – To była tragedia dla polskiej lewicy. Politykę rozumianą jako realizację idei zastąpił posunięty do skrajności pragmatyzm. Towarzyszyła temu faktyczna kapitulacja przed prawicową wizją Polski – tłumaczy Wódz. Skutki tej polityki centrolewica odczuwa do dziś. W efekcie doszło do wyborczego zwycięstwa prawicy spod znaku PiS i PO, które przedstawiły społeczeństwu alternatywną wizję Polski sprzedaną pod nazwą IV Rzeczypospolitej. Dopóki lewica nie stworzy odpowiedzi na tę wizję – niebędącą jednocześnie programem prostego powrotu do III RP – dopóty nie będzie w stanie przełamać politycznego monopolu dwóch partii prawicowych.
Postulat prof. Wodza dotyczący stworzenia własnej wizji Polski uzupełnia dr Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. – Na całym świecie w partiach lewicowych odbywają się debaty na temat globalizacji. Bez solidnej analizy tego zjawiska każdy współczesny polityk jest intelektualnie bezradny wobec otaczającego go świata – podkreśla Chwedoruk. Jego zdaniem, przy jednym stole konferencyjnym powinni zasiąść czołowi politycy partii tworzących LiD oraz polscy alterglobaliści. – Aby rozwiązywać problemy lokalne, trzeba posiadać spójne stanowisko na temat procesów globalnych. Bez tego debata na temat przyszłości lewicy nie ruszy z miejsca – przekonuje Chwedoruk.
Po zakończeniu tego etapu debaty – zdaniem prof. Wodza – należy przejść na poziom analizy konkretnych problemów społecznych. – Równość szans ludzi młodych, godne życie ludzi starszych, problem bezrobocia, kwestia praw pracowniczych – to wszystko problemy, którymi powinna zająć się lewica – podkreśla prof. Wódz. Konieczne jest wypracowanie w tej kwestii programów szczegółowych, zawierających konkretne rozwiązanie, do wprowadzenia których lewica powinna dążyć po wygranych wyborach. Dopiero teraz dochodzimy do trzeciego punktu debaty. Jest nim podejmowanie konkretnych decyzji politycznych, co z przyczyn zrozumiałych musi leżeć w gestii władz politycznych. Decyzje te muszą jednak uwzględniać wcześniejszy dorobek debaty programowej. – Nie może być tak, jak w przeszłości działo się w SLD, że program mówił jedno, a decyzje polityczne szły w zupełnie innym kierunku – dodaje Chwedoruk.

W centrum czy w lewo?

Podczas dyskusji programowej działacze lewicy z pewnością nie będą mogli zrezygnować z odpowiedzi na inne fundamentalne pytanie: Kogo chcemy reprezentować, w czyim interesie działać. Próby odpowiedzi na to pytanie podjęli się na łamach „Gazety Wyborczej” Władysław Frasyniuk i Dariusz Rosati. Ich zdaniem, LiD powinien stać się partią reprezentującą interesy młodej i dynamicznej klasy średniej, czyli walczyć o elektorat głosujący obecnie na Platformę. Innego zdania jest prof. Bronisław Łagowski, któremu bliska jest wizja SLD jako partii reprezentującej interesy ludzi PRL-u. Trzeci głos w tej dyskusji należał do Sławomira Sierakowskiego, w opinii którego lewica powinna zwrócić się w stronę osób wykluczonych ekonomicznie i kulturowo.
Do powyższych stanowisk można odnieść się na płaszczyźnie ideologicznej i pragmatycznej. Ten drugi punkt widzenia proponuje dr Chwedoruk.
– Obecna klasa średnia kształtowała swoje polityczne postawy pod koniec lat 80. Ważnym elementem jej świadomości jest negatywny stosunek do stanu wojennego i PRL-u jako takiego. Dlatego trudno o jej głosy zabiegać będzie lewicy, niezależnie od tego, kto będzie stał na jej czele. Polska klasa średnia ma swoją partię i jest nią PO.
Inaczej do sprawy podchodzi prof. Wódz. Zauważa on istnienie liberalnej światopoglądowo części klasy średniej, której może nie odpowiadać konserwatyzm Platformy. Problem polega na tym, że PO umiejętnie maskuje swój konserwatyzm poprzez działalność takich polityków jak Janusz Palikot. Jak do tej pory jest to działanie skuteczne.
Przeciwstawieniem dla partii klasy średniej jest partia skupiająca się na reprezentowaniu głosów osób wykluczonych. W obiegu naukowym popularna jest teza, że w Polsce wybory wygrywa ten, kto zwróci się do elektoratu socjalnego. Wynik ostatnich wyborów pozornie zdaje się zaprzeczać tej tezie. Czy nie jest to jednak tylko wyjątek potwierdzający regułę? Czy mobilizacja klasy średniej przeciwko rządom Kaczyńskich była zjawiskiem jednorazowym, czy też ten elektorat już zawsze będzie chodził do wyborów? – to kolejne pytanie stanowiące klucz do zrozumienia polskiej sceny politycznej. Faktem jest natomiast, że SLD zawsze dobrze wychodził na prezentowaniu programu socjalnego, przedstawianego jako socjaldemokratyczna korekta neoliberalnej transformacji. Wyniki wyborów w roku 1993, 1997 czy 2001 tylko potwierdzają tę tezę. Nie zmienia tego brak konsekwencji w realizacji programów wyborczych. To on był przyczyną klęski rządów Millera.
Byłego premiera w pewnym sensie może usprawiedliwiać dominacja w okresie jego rządów koncepcji trzeciej drogi, sprowadzającej się do ostrego skrętu w stronę centrum. Wówczas lewica walczyć miała – jak postulują również dzisiaj Frasyniuk i Rosati – o głosy klasy średniej. Obecnie jednak te koncepcje są politycznie passé. Przykładem może być polityka kanclerza Gerharda Schrödera, który swoje rządy zaczął od obniżania podatków dla najbogatszych, a skończył na ich podwyżce. Uchronił tym samym SPD przed klęską wyborczą i zagrodził drogę do koalicji chadecko-liberalnej. Po odejściu Schrödera SPD skręciła jeszcze mocniej w lewo, czego symbolem jest przyjęty na ostatnim zjeździe program hamburski odwołujący się do hasła demokratycznego socjalizmu. Podobnie lewej strony trzymają się partie z naszego regionu, czescy i węgierscy socjaldemokraci. W efekcie od lat osiągają wyniki znacznie wyższe niż LiD-owskie 13%.
Na inne źródło słabości postkomunistycznej lewicy lat 90. wskazuje prof. Mirosław Karwat z Instytutu Nauk Politycznych UW. Jest nią prosta alienacja polskiej klasy politycznej.
– „Zawód: polityk” stał się statusem społecznym określającym świadomość polityków. Politycy weszli w wielki świat, zaczęli stykać się z ludźmi biznesu i z biegiem czasu zaczęli mówić ich głosem – wskazuje prof. Karwat. Jest to bolączka tak stara, jak istnienie parlamentarnej lewicy i lewica z tym problemem musiała radzić sobie przez lata. Polska postkomunistyczna lewica znajduje się jednak w sytuacji podwójnie sprzyjającej alienacji. – Politycy tej formacji zachowywali się niczym inteligenci z awansu w PRL-u, mieli poczucie piętna i starali się to piętno zmazać. Robili wiele, aby stać się pełnoprawnymi bywalcami politycznych salonów. Na polityczne skutki tego zachowania nie trzeba było długo czekać.

Razem czy osobno?

Na zakończenie warto przejść do sporu, który dużo bardziej elektryzuje partyjne masy niż wszystkie spory ideowe razem wzięte. Spór o LiD. Czy centrolewica powinna kontynuować współpracę w tej formule? Czy LiD jest przeszłością, czy przyszłością centrolewicy? Zdaniem prof. Wodza, LiD jest tylko etapem na drodze do powstania wspólnej partii, utworzonej w wyniku zarysowanej przez niego debaty ideowej. Partia ta powinna mieć jednak charakter wielonurtowy odzwierciedlający realnie występujące różnice poglądów. Konieczność zjednoczenia centrolewicy dostrzega również prof. Karwat, nie rozstrzygając jednocześnie o instytucjonalnej formie tego zjednoczenia. – Stan obecny jest najgorszym z możliwych. Dzisiaj bowiem lewica jest podzielona, i to nie wzdłuż osi podziału merytorycznego. Niewykluczone, że w przyszłości centrolewica podzieli się na dwa obozy. Ważne jest, aby był to podział ideologiczny. Słowem, polaryzacja zamiast pluralizacji – konkluduje Karwat. Obecnie jednak dostrzega potrzebę konsolidacji centrolewicy. Pozytywnym punktem odniesienia ma być SLD działający jako koalicja wyborcza. – Utworzenie przez Millera jednolitej partii o nazwie SLD było politycznym błędem, stanowiło przeskoczenie kilku etapów w rozwoju ruchu politycznego. W efekcie stracili na tym wszyscy: i nowe SLD, i ugrupowania lewicowe, które znalazły się poza nową partią.
W kwestii LiD wiele emocji budzi współpraca z Partią Demokratyczną. Automatycznie pojawia się pytanie o siłę tej partii. W rozumowaniu przywódców SLD jej podstawowym atutem miały być wpływy w liberalnych mediach, w szczególności w „Gazecie Wyborczej”. Ta ostatnia jednak LiD w wyborach nie poparła. Współpraca z PD miała służyć również zrzuceniu postkomunistycznego odium. Pytanie, czy dzięki niej – w odbiorze publicznym – LiD był mniej postkomunistyczny niż SLD, pozostaje otwarte. Wynik wyborczy tego jednak nie potwierdza. Z pewnością – jak wielokrotnie wskazywał prof. Łagowski – porozumienie SLD z PD było przede wszystkim porozumieniem elit tych formacji, nie zaś ich wyborców. Wyraźnie było to widać po zachowaniu elektoratu PD, który zamiast na LiD zagłosował na Platformę. Wszystko to nie przekreśla sensowności porozumienia z PD. To nie po stronie Demokratów leży klucz do ewentualnego sukcesu centrolewicy. Warto jednak zastanowić się nad realną siłą tej formacji. Problem ten wskazuje dr Chwedoruk. – Obecnie tylko jeden poseł ma legitymację PD. W moim odczuciu kapitał polityczny PD, czyli środowiska na prawo od SLD, porównywalny jest z potencjałem lewicy na lewo od SLD, która pozostaje poza LiD. Może należałoby się zastanowić nad uzupełnieniem LiD o lewą nogę, którą miał SLD jako koalicja, na początku lat 90. – przekonuje Chwedoruk.

Dwa plus dwa

Co dalej z lewicą? – pytanie zadane na początku tekstu, powraca niczym bumerang w jego zakończeniu. Pozostaje równocześnie tak samo aktualne jak na początku. Odpowiedzieć na to pytanie muszą bowiem przywódcy polskiej centrolewicy. – Kadencja parlamentu będzie trwała najprawdopodobniej cztery lata. LiD powinien więc wybrać model 2 plus 2. Dwa lata na pogłębioną debatę na temat tożsamości i programu. Dwa lata na tworzenie nowej jakości organizacyjnej, zapewniającej walkę o wyborcze zwycięstwo – konkluduje prof. Wódz. Przed nami najważniejsze cztery lata w historii współczesnej polskiej lewicy.

 

Wydanie: 2007, 46/2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy