Tag "Marcin Kącki"

Powrót na stronę główną
Kraj

Koniec dziadocenu

Reakcje na tekst Marcina Kąckiego i konsekwencje tej publikacji pokazują, że na przemoc i pobłażanie jej sprawcom nie ma już miejsca Kiedy 5 stycznia br. w internetowym serwisie „Gazety Wyborczej” ukazało się „Moje dziennikarstwo – alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem” autorstwa cenionego reportera, autora książek i wykładowcy Polskiej Szkoły Reportażu Marcina Kąckiego, w komentarzach początkowo dominował zachwyt. Tekst miał być – i tak był reklamowany – „spowiedzią” autora i jego rozliczeniem z przeszłością oraz kosztami, jakie poniósł jako dziennikarz opisujący sprawy przemocy seksualnej i inne głośne w ostatnich latach w Polsce. Wielu kolegów i koleżanek po piórze gratulowało go Kąckiemu, łącznie z wicenaczelną „GW” Aleksandrą Sobczak, która polecała tekst w newsletterze. Podkreślała, że czytając go kilkakrotnie, płakała, a poza tym żałuje, że nie jest on książką. Doceniano szczerość i odwagę autora, który napisał, że jego „dziennikarstwo nie było bezkarne”. Były w nim bowiem rozbite związki, porzucone córki, morze alkoholu oraz „kobiety źle kochane”. I „strach przed świtem”. Wkrótce jednak pojawiły się głosy krytyczne, głównie kobiece; przeważały wśród nich opinie aktywistek, dziennikarek i naukowczyń, traktujących ten tekst jako nie tyle rozliczenie się z trudną przeszłością i przyznanie do błędów, ile pełną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura Wywiady

Zaorać przeciwnika

Korwin karmi się oczekiwaniem ludzi, że coś się wydarzy Marcin Kącki Nęci cię w książce eksperyment, by sobie wyobrazić, że królem Polski zostaje Janusz Korwin-Mikke. – Tak, z tytułem Jego Wysokość Janusz Korwin-Mikke Pierwszy Król Wszytek Ziem Polskich ku Chwale Boga Konfederacko Zjednoczonych, ale gdy nurkuję w swoją wyobraźnię, karoca zamienia się w dynię, doradcy w szczury, król kuśtyka po schodach, pijąc z pantofelka, i krzyczy: pro fide rege et lege! (za wiarę, króla i prawo – przyp. red.), królowa drobi za nim kroczkami gejszy, córy dworu zmienione w złote rybki ćpają z kadzielnicy, hrabiowie jak smoki chleją z fontanny, zagryzając korniszonami, a potem król każe ściąć chorą na syfilis wróżkę chrzestną, uprzednio nieco ją gwałcąc – co miało pewne uzasadnienie w obyczajach ludzi związanych z Konfederacją. Wiem, czyta się to inaczej niż moje poprzednie książki, bo „Chłopcy” nie są zbiorem monologów na temat rzeczywistości, w których jestem jedynie przekaźnikiem. By zajrzeć do świata korwinistów i konfederatów, musiałem wejść tam cały, pobawić się literaturą i teatralnym przedstawieniem tego świata. Nie mógłbym też bezkrytycznie cytować anegdot Korwina – a uwielbia je stosować do ubarwienia wywodu – bo bywają nonsensem. Korwin mówił o czarnuchach, o obijaniu mord i paleniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.