Volterazo na rogach

Volterazo na rogach

Po kilku tygodniach spędzonych w szkole matadorów postanowiłem zmierzyć się z bykiem… KORESPONDENCJA Z CHICAGO – Chciałbym zobaczyć, jak sobie radzisz w konfrontacji z 1,5-rocznym, rozjuszonym zwierzęciem, nie mającym nic do stracenia. Byk w tym wieku już doskonale wie, do czego służą rogi. Może cię nimi dotkliwie poranić, złamać kilka żeber, okaleczyć, może nawet zabić… I jak ci się to podoba? – Uhm, w porządku… – rozmawiam telefonicznie z Colemanem Cooneyem, współzałożycielem Kalifornijskiej Akademii Tauromaquia (sztuki walki byków). Właśnie zadeklarowałem chęć rozpoczęcia treningów. – Chcę zostać matadorem i zmierzyć się na arenie z prawdziwym bykiem. – Na terenie Stanów to właściwie zabronione, ale może byłoby to możliwe w którymś z niewielkich przygranicznych miasteczek w Meksyku… Rozmawiamy dłuższą chwilę, a Cooney, nie wiedzieć czemu, próbuje zniechęcić mnie do podjęcia próby. – Ty nawet nie wiesz, jakie te zwierzęta mogą być olbrzymie – rzuca mimochodem, czekając, jakie zrobi to na mnie wrażenie. – Jestem pewien, że przestraszysz się, jak zobaczysz żywego byka przed sobą na arenie… A wiesz, jaki to będzie wstyd, gdy zaczniesz uciekać? Wszystkie panienki na widowni cię wyśmieją… – A nie mógłbym dostać nieco mniejszej sztuki? – łudzę się jeszcze, że Cooney

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Reportaż