Wojna szeryfów

Po dymisji Lecha Kaczyńskiego: Wielki spisek fanklubu spec-służb czy skandaliczne pomówienia i absurdalne oskarżenia pod adresem premiera? 

Co było powodem zdymisjonowania szefa resortu sprawiedliwości: konflikt interesów dwóch rywalizujących partii, spór z ministrem Januszem Pałubickim czy może zderzenie dwóch koncepcji państwa. Dlaczego Lech Kaczyński, najpopularniejszy minister w najbardziej niepopularnym rządzie, musiał odejść? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest tak jednoznaczna, jak chciałby premier i jak życzyłby sobie tego Lech Kaczyński. Jednak można mieć pewność, że stanie się ona jednym z elementów walki o głosy podczas kampanii wyborczej.

”Bardzo grzeczny list”
– Cała Polska wie, dlaczego zostałem odwołany – mówił w środę po wyjściu z Kancelarii Premiera Lech Kaczyński. Godzinę wcześniej na konferencji prasowej zapewniał, że nie ma zamiaru odchodzić z urzędu. – Moja dymisja nie leży też w interesie rządu – twierdził. Premier był jednak innego zdania. Jerzy Buzek mówił, że po przeczytaniu listu, jaki wysłał mu we wtorek Kaczyński, „stracił do niego zaufanie”, że znajdują się tam „skandaliczne pomówienia i absurdalne oskarżenia pod adresem premiera” (…). – Żaden szef rządu na świecie nie pozwoliłby sobie na tego typu działania ze strony ministra wewnątrz rządu, ponieważ podważają autorytet państwa – wyjaśniał. Jerzy Buzek przyznał też, że błędem było, iż odwołał Lecha Kaczyńskiego tak późno.
Lech Kaczyński uważa jednak, że list do premiera „był bardzo grzeczny”, a bronił w nim jedynie swego stanowiska w sprawie aresztowania zastępcy szefa katowickiej delegatury UOP. Minister twierdził też, że jego dymisja była przygotowywana już dawno i jest dziełem „fanklubu” służb specjalnych. Jego zdaniem, pośrednim powodem mogły być śledztwa, które rozpoczęła prokuratura za jego kadencji (patrz ramka). – Bezpośredni powód – utrzymuje Lech Kaczyński – to jednak aresztowanie funkcjonariusza UOP. Mój błąd tkwi jedynie w tym, że nie zawiadomiłem premiera o aresztowaniu, chociaż miałem ku temu swoje powody, o których może jeszcze kiedyś będę mówił.
Premier zaprzecza: – Gdybym chciał go z tego powodu odwołać, zrobiłbym to kilka dni wcześniej.
Jednak to właśnie aresztowanie Mariusza Sz. wywołało burzę, przywołując na pierwsze strony gazet trwający już od dawna konflikt między ministrem sprawiedliwości a UOP.
Ostatnio o awanturze między Lechem Kaczyńskim a Urzędem było głośno w styczniu tego roku, gdy minister oświadczył, że niektóre publikacje prasowe są inspirowane przez służby specjalne i nakazał prokuraturze zbadanie tej sprawy. Obietnic, że przedstawi dowody na te oskarżenia, jak dotąd nie dotrzymał. Konstanty Miodowicz, szef sejmowej spec–komisji, stwierdził wówczas, że w każdym państwie europejskim takie wypowiedzi zaowocowałyby dymisją ministra. – Premier obiecał, że się zajmie tą sprawą – opowiada Zbigniew Siemiątkowski z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. – Po wyjściu z rozmowy byliśmy przekonani, że zdymisjonuje ministra Kaczyńskiego.

“Zgrzytało” do dawna
To podobno po tym incydencie Kaczyński i Pałubicki przestali się do siebie odzywać, nawet publicznie na przywitanie nie podawali sobie ręki. Lech Kaczyński twierdzi, że tamten konflikt został dawno zażegnany, a stosunki z ministrem Pałubickim układały się poprawnie. Janusz Pałubicki nie komentuje tych wypowiedzi. Tak samo, jak nie wypowiadał się publicznie w sprawie śledztw, które wcześniej prokuratura prowadziła w sprawie oficerów UOP. Ostatnio było ich kilka: sędzia Zbigniew Wielkanowski złożył zawiadomienie do prokuratury, w którym informuje, że funkcjonariusze UOP z Bydgoszczy przekroczyli swoje uprawnienia podczas przesłuchania; śląski biznesmen zeznał, że funkcjonariusze Urzędu nakłaniali go do składania zeznań obciążających polityków lewicy; oficerom UOP z Wrocławia prokuratura postawiła zarzut ujawnienia tajnych informacji.
Dlaczego aresztowanie zastępcy szefa katowickiej UOP doprowadziło do tak wielkiego zamieszania? Według gdańskich prokuratorów, Mariusz Sz. uprzedził byłego prezesa Centrozapu o planowanym aresztowaniu. Mariuszowi Sz. zarzucono też, że groził podwładnym wyrzuceniem z pracy, jeśli zgromadzony przez nich materiał pozwoli na postawienie zarzutów byłemu prezesowi.
Skandal wybuchł, gdy szefowie urzędu oświadczyli, że aresztowanie było niezgodne z prawem, bo nie zostali o nim poinformowani i nie wiedzieli o dochodzeniu prowadzonym przeciw Mariuszowi Sz. Dzień później, gdy prokuratorzy chcieli sprawdzić zawartość służbowego komputera i szafy pancernej Mariusza Sz., UOP odmówił im, zasłaniając się tajemnicą państwową. Za Sz. poręczyło też piętnastu szefów delegatur UOP oraz szef Urzędu, Zbigniew Nowek. Mimo to sąd, na wniosek prokuratury, zdecydował o aresztowaniu go na trzy miesiące. Podniosły się jednak głosy, że poręczenie i odmowa udostępnienia dokumentów z szafy i komputera to bunt służb specjalnych.
Jakby tego było mało, UOP natychmiast wniósł o wszczęcie postępowania przeciw katowickiemu prokuratorowi, Mirosławowi P., który zwlekał z decyzją o zatrzymaniu szefów Centrozapu.
Pikanterii sprawie dodają nieoficjalne przecieki o tym, że Mariusz Sz. prowadził śledztwa w sprawie pięciu prokuratorów z Katowic i Gdańska. Podobno udało mu się ustalić, że regularnie przekazywali tajne informacje o śledztwach. Mariusz Sz. miał poinformować o tym swoich zwierzchników, zanim go aresztowano.

Mundurowych nie lubi?
Kontakty prokuratury układały się nie najlepiej nie tylko z UOP. Głośne sprawy prowadzone przez prokuraturę dotyczyły też policjantów. Najgłośniejsza z nich – aresztowanie Piotra W., byłego naczelnika Wydziału do Walki z Przestępczością Zorganizowaną w Warszawie – zdaniem wielu funkcjonariuszy, świadczy o posuniętym do granic absurdu braku zaufania prokuratury nie tylko do samych policjantów, ale i do szefów MSWiA. Zeznania obciążające Piotra W. złożył Jarosław Sokołowski, ps. Masa – świadek koronny ze śledztwa przeciw gangowi pruszkowskiemu. Sokołowski oświadczył, że Piotr W. próbował od niego wyłudzić 10 tysięcy dolarów łapówki. Mimo że za Piotra W. ręczyli koledzy oraz minister spraw wewnętrznych i administracji, Marek Biernacki, były naczelnik od prawie pół roku siedzi w areszcie.
Wielu polityków uważało, że wypowiedzi ministra Kaczyńskiego w sprawie śledztw prokuratury to element kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, partii braci Kaczyńskich. Zapewne utwierdzili się w tym przekonaniu kilka godzin przed dymisją ministra sprawiedliwości, gdy wyszło na jaw, że zażądał on od podlegających mu prokuratorów, aby przekazywali mu w trybie pilnym informacje o postępowaniach przeciwko osobom ze świata polityki, gospodarki i administracji, a także o tym, „czy organy policji gromadzą materiał z takim zamiarem”. Lech Kaczyński chciał też sprawdzić, jak mają się do rzeczywistości deklaracje szefa MSWiA, Marka Biernackiego, że zintensyfikowane zostaną działania przeciwko przestępcom w białych kołnierzykach. Do czego były mu potrzebne takie informacje? Lech Kaczyński twierdzi, że jako prokurator generalny po prostu powinien wiedzieć o takich sprawach. Czy jednak powinien je znać lider partii konkurującej z ugrupowaniem rządzącym?

Grali na różne bramki
W dniu dymisji ministra Kaczyńskiego CBOS opublikował przedwyborcze sondaże. Prawo i Sprawiedliwość zajmuje w nim czwarte miejsce, tuż przed AWSP. Gdyby wybory odbyły się teraz, partia braci Kaczyńskich, w przeciwieństwie do ugrupowania Buzka, weszłaby do parlamentu. Z sondaży wynika też, że Lech Kaczyński jest drugim pod względem popularności politykiem po prezydencie Aleksandrze Kwaśniewskim.
Czy Jerzy Buzek, dymisjonując Lecha Kaczyńskiego, pozbył się rywala w walce o głosy wyborców? Oczywiście że premier zaprzecza, twierdząc, iż gdyby tak było, usunąłby Kaczyńskiego z rządu już dawno – gdy powstała jego partia.
Co jednak premier zyska? Nie ulega wątpliwości, że Lech Kaczyński wykorzysta swą dymisję podczas kampanii. – Będzie jawił się jako ofiara – powiedziała PAP Lena Kolarska–Bobińska, szefowa Instytutu Spraw Publicznych. – Jego popularność wynikała z poczucia zagrożenia bezpieczeństwa u wielu osób. Jednak zdaniem Kolarskiej–Bobińskiej, dymisja nie pomoże Prawu i Sprawiedliwości w zdobyciu głosów niezdecydowanego elektoratu. Jej zdaniem, ludzie „tak naprawdę nie wiedzą, co się kryje za sprawami FOZZ czy afery z UOP, na ile Kaczyński jest uwikłany, a na ile jest bojownikiem, którego wszyscy starają się skompromitować”.
Prof. Ireneusz Krzemiński uważa, że premier może stracić na dymisji Kaczyńskiego, ale nie oznacza to, że eks-minister na tym zyska: – Ludzie mogą sobie pomyśleć, że właściwie nawet ten uczciwy wdaje się w gry i wszyscy oni jednakowo są nic niewarci. Taka bowiem negatywna opinia o polityce i politykach jest absolutnie dominująca w opinii publicznej.
W prokuraturze opinie o dymisji ministra Kaczyńskiego są podzielone. Część prokuratorów, z którymi rozmawialiśmy, twierdzi, że zmiana na stanowisku prokuratora generalnego może spowodować chaos, a tuż przed wyborami na zamówienie polityczne mogą się pojawić nowe zalecenia, które zdezorganizują pracę.
Zadowoleni z dymisji ministra Kaczyńskiego prokuratorzy mają nadzieję, że skończą się czasy, w których niektóre śledztwa musiałyby być uwieńczone „spektakularnymi sukcesami”. Jednak i wrogo nastawieni do byłego ministra prokuratorzy zastanawiają się, jakie mogą być decyzje Stanisława Iwanickiego, tym bardziej że w jednym z pierwszych wywiadów, jakie udzielił po otrzymaniu teki ministra, zapowiedział, że nie ma zamiaru „przejmować funkcji procesowych każdego prokuratora, który prowadzi śledztwo”. Obiecał jednak, że „prowadzone przez wydziały śledcze najpoważniejsze sprawy zakończą się w możliwie szybkim terminie na najwyższym poziomie profesjonalnym”. O jakie najważniejsze sprawy chodzi? Zapewne dowiemy się o tym jeszcze przed wyborami.


W przeszło rocznej karierze ministra sprawiedliwości, Lecha Kaczyńskiego, sporo jest głośnych spraw. Oto niektóre z nich.
– Pod koniec 2000 r. Lech Kaczyński zadecydował o rozpoczęciu śledztwa w sprawie światłowodu biegnącego przez Polskę wzdłuż gazociągu jamalskiego. Wystąpił też o uchylenie immunitetu posłowi AWS, Kazimierzowi Poznańskiemu, podejrzanemu o wymuszanie łapówek.
– Na początku 2001 r. minister polecił rozpoczęcie śledztwa w sprawie inspirowania artykułów prasowych przeciw niemu przez służby specjalne.
– Nakazał też śledztwo w sprawie finansowania przez PKN Orlen kampanii prezydenckiej Mariana Krzaklewskiego.
– W lutym na polecenie Lecha Kaczyńskiego prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie ułaskawienia przez prezydenta Lecha Wałęsę Andrzeja Zielińskiego, ps. Słowik. Zaczęło się też śledztwo w sprawie korupcji podczas przetargu w Totolotku.


Fragmenty listu przez, który minister Kaczyński „stracił zaufanie premiera”:
Przed kilkoma dniami przedstawił pan premier publicznie ocenę mojej pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Mówiąc najkrócej sprowadza się ona do uznania, iż zasługuję na dymisję, która nie jest mi udzielana tylko dlatego, że kończy się kadencja Sejmu, a wraz z nią praca obecnego Rządu. Podstawą tej niezwykle surowej oceny są okoliczności i sam fakt zatrzymania przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, a następnie tymczasowego aresztowania przez sąd kapitana UOP Mariusza Sz. (…)
Śledztwo w jego sprawie prowadzone było od 20 kwietnia 2001 r., przy czym Prokuratura dwukrotnie pisemnie informowała o nim UOP zgodnie z przepisami (…) powiadomiony został zgodnie z przepisami przełożony zatrzymanego (…). Całkowicie niedopuszczalne jest przyjmowanie, że interpretacja prawa przez kierownictwo UOP ma pierwszeństwo przed jego interpretacją przez organa prokuratury (…). Zawarte implicite w wypowiedziach Pana Premiera żądanie, by o zatrzymaniu uprzedzić kierownictwo UOP nie znajdują żadnych podstaw prawnych. Co więcej, ich przyjęcie oznaczałoby nadanie kierownictwu UOP, a także funkcjonariuszom tego urzędu, specjalnego statusu w sposób bezprawny. (…)
Całkowicie niedopuszczalne jest też przyjmowanie, że interpretacja prawa przez kierownictwo UOP ma pierwszeństwo przed jego interpretacją przez organa Prokuratury, stojącej zgodnie z ustawą na straży przestrzegania prawa.
Niestety, z Pańskich oświadczeń wynika, że właśnie taką hierarchię uznał Pan za obowiązującą. W żadnym razie nie mogę się na nią zgodzić (…). W tym kontekście zapytuję Pana Premiera, czy fakt zgodnego z prawem zatrzymania osoby podejrzanej może „naruszyć spokój społeczny, spowodować duże zamieszanie, osłabić autorytet Państwa, zmniejszyć poczucie bezpieczeństwa obywateli, a nawet przeszkodzić w łapaniu przestępców” – co publicznie Pan Premier ogłosił?

Wydanie: 2001, 28/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy