19/2003
Kazus Ziobry
Kompromitacja to łagodne określenie pierwszych dni przesłuchań Leszka Millera Niesmak. To chyba najkrótsze podsumowanie ostatnich dwóch dni pracy sejmowej Komisji Śledczej, na które przypadło przesłuchanie Leszka Millera. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, czy członkowie komisji nie kierują się intencjami politycznymi w swojej pracy, bez wątpienia stracił je 26 i 28 kwietnia. Jeśli były nadzieje, że uda się zapanować nad brzydkimi rachubami jej członków, też raczej zostaliśmy ich pozbawieni. Efekt generalny jest tragiczny. Cokolwiek dziesięciu (nie)sprawiedliwych członków komisji zrobi w następnych tygodniach, wszystkimi szwami będzie wychodzić podejrzenie co do czystości zamierzeń, uczciwości zadawanych pytań i niezależności (czytaj: ponadpartyjności) w dążeniu do prawdy. W pamięci, a niewykluczone, że i w politycznej historii Sejmu pozostanie na pewno wspomnienie zachowania posła Zbigniewa Ziobry. Zanim jednak młody polityk PiS otrzyma należne razy w „Przeglądzie”, trzeba zauważyć, że na wysokości zadania, i to nie tylko przy okazji przesłuchania premiera, nie stanęli także inni członkowie komisji. Awantury Anety Błochowiak o dostęp do mikrofonu i zadawanie Leszkowi Millerowi pytań przed posłami opozycji też nie wynikały z czystych (czytaj: powodowanych interesem śledczym) intencji. Na domiar złego od pierwszych minut pracy komisji w poniedziałek 28 kwietnia wprowadziły do sali