42/2006

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Nobel dla dysydenta

W konflikcie między islamem a resztą świata Orhan Pamuk stara się godzić obie strony, co na wschód od Bałkanów jest aktem wielkiej mądrości i odwagi Nagrodę Nobla przyznaje się w tym roku po raz 105. Orhan Pamuk jest jej 103. laureatem w dziedzinie literatury i pierwszym urodzonym po 1950 r. Niemal żaden komentarz nie podważa rangi jego pisarstwa. Pamuk ma już za sobą sukces międzynarodowy; kilkanaście jego książek zostało przetłumaczonych na ponad 30 języków i wydanych w 40 krajach. Otrzymały one kilka wysoko lokowanych nagród, z których zapewne najpoważniejsza to irlandzka IMPAC Dublin Literary Award za powieść „Nazywam się Czerwień” (2003). U nas wyszła niedawno jedynie powieść „Śnieg” (w krakowskim Wydawnictwie Literackim, w przekładzie Anny Polat). Większość polskich krytyków znalazła się 12 października w kłopocie. Jeśli nawet słyszeli o tym pisarzu, to mało kto czytał go w obcych wydaniach, a wznawiany pośpiesznie „Śnieg” dopiero teraz będzie miał prawdziwe wzięcie. Za chwilę Pamuk będzie i u nas tak dobrze znany, jak na Zachodzie, gdzie jego szanse na Nobla były wysoko oceniane. Może nawet będziemy o niego toczyć spory, tak jak toczyliśmy o Daria Fo (Nobel 1997) lub Elfriede Jelinek (2004). Autor

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Z brzytwą na media

Zadziwiający jest sposób komunikowania się braci Kaczyńskich z mediami. Do historii przejdą oni z pewnością. Jako pomysłodawcy wprowadzenia do relacji polityków z mediami nowego narzędzia. Brzytwy. Gdzież jest jeszcze taki kraj, którego prezydent z całą powagą stawia mediom zarzut zbrodni wobec demokracji? Czym są przy takiej zbrodni inne, choć nieustannie powtarzane i niepoparte dowodami, ataki na dziennikarzy? Okazuje się, że dzięki PiS możemy wreszcie poznać prawdziwe oblicze tej grupy zawodowej. Oblicze czarne jak korupcja, która jest częścią tego zawodu. I przebiegłe jak związki dziennikarzy ze służbami specjalnymi, które są częstsze od ich związków z wodą i mydłem. A w tle tego związku jest oczywiście wielka łapa szarej sieci i układu, który tym wszystkim rządzi. To niestety nie są majaki senne, a streszczenie wypowiedzi najwyższych urzędników państwowych. Czy w takiej sytuacji są jeszcze w Polsce niezależni i uczciwi dziennikarze? Zdziwią się Państwo, ale zdaniem premiera Kaczyńskiego, są! A co się z nimi stało? W większości zostali skierowani do mediów publicznych. Sposób, w jaki PiS zdobyło media publiczne, zasługuje na specjalną analizę. Dlaczego? Prawie w ten sam sposób zostanie bowiem PiS odsunięte od wpływu na te media. Depisyzacja mediów publicznych będzie miała charakter równie głęboki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Miliardy przejdą koło nosa

Giertycha mało obchodzi, że ministerstwo nie wykorzysta unijnych pieniędzy W kwestii pieniędzy z UE ocena ministra Romana Giertycha na tle ministrów Mirosława Sawickiego i Michała Seweryńskiego wypada niekorzystnie. Chociaż jego poprzednicy nie byli w stanie zapobiec przeciąganiu się procedur przyznawania środków ani skutecznie reagować na różne dwuznaczności w przetargach, to jednak starali się nadać tempo całemu procesowi absorbcji funduszy unijnych. Min. Mirosław Sawicki, który sprawował pieczę nad resortem od maja 2004 r. do października 2005 r., starał się o to, by projekty skierowane do dofinansowania były opracowane maksymalnie szybko. Z kolei Michał Seweryński, którego skrócona kadencja przypadła od października 2005 r. do maja 2006 r., zadbał o przyśpieszenie organizacji przetargów, pod koniec zaś swego urzędowania, kiedy widział, jak opornie przebiega proces wykorzystania funduszy unijnych, skierował wniosek o kontrolę tego procesu do NIK. Co do ministra Romana Giertycha, z analizy porównawczej przeprowadzonej przez „Puls Biznesu” wynika, że ten nie zrobił absolutnie nic. „PB” pisze o nim: brak działań mających przyśpieszyć wykorzystanie funduszy UE. Nastąpił zastój w przetargach Ministerstwa Edukacji Narodowej, w efekcie czego ogromne pieniądze wymykają się resortowi z rąk. Minister ma inne lekarstwo Trudno oczywiście wymagać od Romana Giertycha, który do „leczenia oświaty”

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Przypadki dyrektora Wojciechowskiego

Powołany na szefa telewizyjnej Jedynki Maciej Wojciechowski miał prokuratorskie zarzuty Telewizja publiczna ma nowego dyrektora Programu 1. Jest nim człowiek z telewizyjnej prowincji, z Katowic – Maciej Wojciechowski. Z perspektywy stałych bywalców budynku na ulicy Woronicza – człowiek znikąd, nikomu nieznany. Nic bardziej błędnego niż to przekonanie. Jeżeli bowiem coś można powiedzieć o Macieju Wojciechowskim, to na pewno to, że – używając języka PRL – jest to nomenklatura partyjna z górnej półki. Oczywiście nomenklatura PiS, bo któż inny mógłby zagwarantować apolityczną linię Jedynki TVP niż były kandydat PiS do europarlamentu oraz były członek rady politycznej tej partii. Były, ponieważ łączyć funkcję polityczną z pracą w TVP już nie bardzo wypadało. Z aktywisty na szefa ośrodka Maciej Wojciechowski trafił na warszawską posadę z fotela dyrektora Ośrodka TVP Katowice. Sposób, w jaki wtedy jeszcze czynny aktywista PiS został szefem regionalnego ośrodka telewizyjnego, powinien być podawany jako podręcznikowy przykład tworzenia się „układu”. Pisaliśmy o tym w „Przeglądzie” w styczniu ub.r. Pod koniec rządów Roberta Kwiatkowskiego w TVP, w Katowicach rozpisano konkurs na dyrektora ośrodka telewizyjnego. Wygrał go kojarzony z lewicą dotychczasowy dyrektor – Andrzej Janicki. Następca Roberta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Granaty w szafie Lesiaka

Materiały UOP pokazują, że była inwigilacja opozycji, ale i ówczesne partie były zbyt blisko afer gospodarczych Jeszcze kilkanaście dni temu media informowały, że musi minąć jeszcze kilka miesięcy, zanim wszystkie materiały z tzw. szafy Lesiaka zostaną odtajnione. Tymczasem od kilku dni Polska Agencja Prasowa publikuje kolejne dokumenty, ujawniane są też przesłuchania z prokuratury, która prowadziła w tej sprawie śledztwo. Cóż takiego się stało, że szafa, wydawałoby się, zamknięta na cztery spusty, nagle została otworzona? Czy wszystkie jej dokumenty ujrzały światło dzienne? Czegóż możemy z ujawnionych materiałów się dowiedzieć? Jaką Polskę i jakich polityków pokazują? Kto na tym wszystkim straci, a kto zyska? Kogo rozerwą granaty z szafy Lesiaka? Rozerwą tego, w kogo trafią. Dokumenty z szafy są jak dokumenty z IPN: uderzają w tych, przeciwko którym były zbierane, uderzają w zbierających, obnażają intencje tych, którzy dziś nimi grają. No i są jakimś obrazem swoich czasów… Granatem w Rokitę Politycy PiS zrobili słusznie, ujawniając dokumenty. Szkoda tylko, że ujawniają je selektywnie, no i mocno ocenzurowane. To już zostało im wypomniane, bo m.in. bardzo zaczerniane są informacje dotyczące dziwnych kontaktów ze światem biznesu ministrów PC – Macieja Zalewskiego i Adama Glapińskiego. Za to mocno wybijane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.