Żelazny kanclerz w wazelinie

Żelazny kanclerz w wazelinie

Michał Karnowski napisał w „Dzienniku” artykuł o gospodarskiej wizycie premiera Kaczyńskiego. Jak to on. Dał tytuł „Jarosław Kaczyński chce być żelaznym kanclerzem IV RP”. A potem pisał: „Kaczyński nie jest mydłkiem sterowanym przez doradców, ma wizję, która może brzmieć chropawo, ale przez niedopowiedzenia staje się atrakcyjna”. Albo tak: „Krótkie, ale twarde przemówienie. Wyraźny polityczny komunikat. I charakterystyczna reakcja sali, artystów i menedżerów kultury: postawa stojąca, gdy premier wchodzi, mocne oklaski, absolutna cisza i bezruch w czasie 10-minutowego wystąpienia. Dająca się wyczuć, tu i na innych spotkaniach, świadomość spotkania z politykiem, który jest w stanie narzucić innym swoją wolę. To nowy ton w polskiej polityce”. Albo w ten sposób: „Na pokładzie niemal 100-miejscowego rządowego samolotu TU 154 M jest – i to łącznie z załogą – zaledwie kilkanaście osób. Lecimy kilka tysięcy metrów nad ziemią i czasem, gdy huk maszyny staje się głośniejszy, zdanie trzeba powtarzać dwa razy, by zostać zrozumianym. Ale w zestawieniu z szalejącą na ziemi, rozdzierającą płaszcze wichurą i tak jest tu spokojniej. W saloniku przy dziobie starego tupolewa premier Jarosław Kaczyński odpoczywa po kilkugodzinnej wizycie w Małopolsce. – To ciężki urząd. Rozumiem, dlaczego Piłsudski mówił, że tak można tylko przez rok robić. Ja chcę oczywiście dłużej,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2007, 2007

Kategorie: Przebłyski