Odsunięci od konfitur

Odsunięci od konfitur

Afera mostowa wywróciła do góry nogami układ sił w warszawskiej PO Zamieszanie wokół warszawskich działaczy PO uwikłanych w tzw. aferę mostową nie przypadkiem wybuchło teraz. Na koniec października zaplanowany jest bowiem zjazd wyborczy mazowieckich działaczy. Zawieszeni członkowie Platformy to akurat najważniejsze postacie w warszawskim samorządzie. Ambicje polityczne niektórych z nich nie w smak były dotychczasowym liderom. W kuluarach Sejmu mówi się, że w całej aferze tak naprawdę nie chodziło o przekręty, ale o utrącenie niewygodnych działaczy. Różnica zdań panuje tylko co do tego, kto bardziej zyskał na odsunięciu samorządowców. Jako największych beneficjentów wymienia się Pawła Piskorskiego i Jana Rokitę. – Zanim zaczęła się sprawa z „towarzyskimi mostami”, w Warszawie było troje liderów: Wojciech Kozak, Małgorzata Ławniczak i Piotr Fogler. Najbliższy zjazd miał potwierdzić, że to oni rządzą w mieście. Nagle z tej trójki baronów został tylko Kozak, bliski współpracownik Pawła Piskorskiego. Człowiek bardzo pracowity, ale typowy urzędnik, pozbawiony charyzmy i ambicji politycznych – ocenia warszawski polityk Platformy. Tzw. afera mostowa wywróciła do góry nogami układ sił w stołecznej strukturze PO. Utrąceni liderzy warszawscy Ujawnienie przez „Rzeczpospolitą” powiązań towarzysko-biznesowych między warszawskimi działaczami PO wywołało burzę. W grę wchodziły milionowe kontrakty na budowę mostów, które firma Wojciecha Ławniczaka miała otrzymywać dzięki życzliwości działaczy Platformy. Wprawdzie ani gazeta, ani badająca sprawę komisja posła Bronisława Komorowskiego nie doszukały się złamania prawa przez samorządowców, ale dziewięcioro członków PO i tak zostało zawieszonych. Wśród nich znalazło się dwoje posłów: Marta Fogler i Jerzy Hertel. Ukarani zostali również m.in. Małgorzata Ławniczak-Hertel, Piotr Fogler i Paweł Bujalski. Czyli akurat szefowie warszawskich kół PO. – Nie postawiono mi żadnych zarzutów i do tej pory nie dostałam nawet uzasadnienia decyzji o zawieszeniu. W rozmowach w cztery oczy koledzy mi mówią, że jestem niewinna. Powiedziała mi tak chociażby Zyta Gilowska, ale oficjalnie każdy się boi tak mówić. Przekonują, że jak się wychylą, to oni mogą być następni. Takie typowe bolszewickie zachowanie ludzi, którzy mają władzę i zastraszają innych – mówi posłanka Marta Fogler. Zawieszony nie ma głosu Fakt, że zostali zawieszeni, oznacza, że nie mogą uczestniczyć w życiu partyjnym, np. startować w żadnych wyborach. – Najprawdopodobniej wszyscy zostaną odwieszeni, ale dopiero po trzech miesiącach, kiedy będzie już po wszystkich wyborach – mówi jeden z polityków na Wiejskiej. Postacią kluczową w całej sprawie okazuje się, jak twierdzą nasi rozmówcy, Piotr Fogler. – Kiedy Paweł Piskorski został sekretarzem generalnym partii, wciągnęła go wielka polityka. To odsunięcie się od spraw stołecznych chciał wykorzystać Fogler. Myślał, że skoro Paweł jest sekretarzem, to zrezygnuje z szefostwa na Mazowszu, robiąc miejsce Foglerowi. W ten sposób stałby się on najważniejszą po Piskorskim i warszawskich parlamentarzystach postacią w regionie – mówi polityk PO. Ale Fogler, który po wyborach samorządowych został szefem sejmiku mazowieckiego, przeliczył się. Piskorski nie ma bowiem zamiaru rezygnować z wpływów w Warszawie, nie jest mu też potrzebny rosnący w siłę rywal. – Fogler to człowiek o bardzo dużych ambicjach politycznych. Nie bez znaczenia jest także to, że ma swoje zaplecze. Przez kilkanaście lat w samorządzie warszawskim zdołał sobie zaskarbić przychylność wielu osób – wyjaśnia warszawski polityk. Według niego, do „wojska” Foglera należą byli działacze SKL i Partii Konserwatywnej, część samorządowców z dawnego Ruchu 100 i Unii Wolności. No i bezsprzecznie Fogler ma bardzo ważny atut – żonę w parlamencie. A mieć wpływ na posła to nie byle co, bo w partyjnej hierarchii to najważniejsze osoby. Swoje „szable” miał także utrącony aferą poseł Jerzy Hertel. Mniej liczne niż w przypadku Foglera, ale dość znaczące, bo stanowiła je grupa urzędników samorządowych, dyrektorów dzielnic czy wicestarostów. Zresztą jego żona, Ławniczakowa, była jedną z trzech najsilniejszych postaci w samorządzie warszawskim. – To osoba bardzo pracowita i szanowana. Ale nie można było pominąć jej w aferze – przekonuje polityk PO. Hertel jednak, choć poseł, nie ma większych ambicji politycznych. – Jemu bardziej zależało na pilnowaniu własnych interesów niż na partyjnych gierkach. To bardziej biznesmen niż polityk – oceniają go koledzy z klubu. Reszta zawieszonych, jak Paweł

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Kraj