Archiwum

Powrót na stronę główną
Aktualne Promocja

Polski rynek gier hazardowych przez pryzmat Vavada Casino

Polski rynek gier hazardowych nadal rośnie, a szacunki wskazują, że do 2026 r. może osiągnąć wartość około 2,5 mld USD. Oczekuje się, że w latach 2020-2026 wzrośnie w tempie 5,1% CAGR. Wzrost ten przypisuje się kilku czynnikom,

Aktualne Promocja

Co jest droższe złoto czy platyna? W który metal szlachetny lepiej inwestować?

Inwestycja w metale szlachetne – przede wszystkim złoto – uchodzi za jedną z najbezpieczniejszych i najbardziej stabilnych form lokowania kapitału. Chociaż wśród szlachetnych kruszców obiektem zainteresowania inwestorów najczęściej cieszy się inwestycja w złoto i srebro, niektórzy

Aktualne Promocja

Wybieramy wygodne klapki na wyjazd – trzy najlepsze modele

Wakacyjne wyjazdy wymagają skompletowania garderoby i dodatków, zapewniających komfort i doskonały wygląd w każdej sytuacji. Klapki damskie płaskie oraz japonki stanowią absolutny must have podczas letniego wypoczynku. Sprawdź, które są obecnie modne i zagwarantują Ci doskonałą prezencję.

Aktualne

Julia Garner i Jessica Henwick w thrillerze „The Royal Hotel”

Nowy film jednej z najciekawszych współczesnych reżyserek Kitty Green, opowiada historię dwóch przyjaciółek, które w poszukiwaniu tymczasowej pracy trafiają na australijską prowincję, gdzie ich życie zmienia się w koszmar. Thriller „The Royal Hotel” z Julią

Aktualne

Długi weekend w warszawskim Teatrze Capitol – komediowe hity, gwiazdorskie obsady i atrakcje dla całej rodziny! Przyjdź i naładuj się pozytywną energią.

Warszawski Teatr Capitol serdecznie zaprasza wszystkich entuzjastów dobrej zabawy na długi weekend teatralny. Od 30 maja do 2 czerwca w repertuarze stołecznego teatru, każdy znajdzie coś dla siebie – od najlepszych komedii i kultowych fars po

Aktualne Promocja

Najciekawsze prezenty dla 3-latki. Nasze propozycje, którymi zachwycisz rodziców i solenizantkę

Wybór prezentu dla 3-latki może być wyzwaniem. W tym wieku dzieci są pełne energii, ciekawe świata, mają swoje ulubione zabawki i coraz bardziej sprecyzowane zainteresowania. Warto postawić na coś, co sprawi radość zarówno małej solenizantce,

Świat

Radykalna prawica zwiera szyki

Włosi nadal traktują UE jak złą macochę, a do Parlamentu Europejskiego może trafić z tego kraju wiele kontrowersyjnych postaci.

Korespondencja z Włoch


W dniach od 6 do 9 czerwca 2024 r. ponad 350 mln obywateli 27 krajów członkowskich UE będzie mogło wybrać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. To najważniejsze wybory w historii UE, decydujące o jej przyszłości. Transformacja ekologiczna i cyfrowa, wspólna polityka migracyjna, obronność europejska, wzrost gospodarczy i konkurencyjność są głównymi wyzwaniami, którym musi sprostać wspólna Europa. W tym historycznym momencie, naznaczonym radykalnymi zmianami, rosnącą niepewnością co do przyszłości i zagrożeniem wojną nie wszyscy jednak zdali sobie sprawę z wagi nadchodzących wyborów, traktując je jedynie jako przedłużenie rywalizacji na krajowym podwórku. Tak właśnie jest we Włoszech.


„Drodzy homoseksualiści, nie jesteście normalni”, „feministki to współczesne wiedźmy”, „nawet jeśli mamy drugie pokolenie Włochów o migdałowych oczach, kantoński ryż i sajgonki nie są częścią tradycyjnej kuchni włoskiej” – to tylko niektóre perełki z książki „Il mondo al contrario” (Świat do góry nogami) autorstwa gen. Roberta Vannacciego, najbardziej kontrowersyjnego włoskiego kandydata do europarlamentu. Wojskowy napisał i opublikował ją sam na Amazonie, a jego dzieło stało się bestsellerem, sprzedając się w 200 tys. egzemplarzy. Toskańczyk, lat 56, z których 37 poświęcił służbie wojskowej, dochodząc do stopnia generalskiego w 186. Dywizji Spadochroniarzy „Folgore” (Błyskawica), jednej z trzech brygad lekkiej piechoty włoskiej armii, brał udział w misjach wysokiego ryzyka w Somalii, Afganistanie oraz Iraku i wie, co to rzemiosło wojenne. 

Po opublikowaniu książki 28 lutego br., został zawieszony w służbie przez ministra obrony Guida Crosetta. Według włoskiego MON Vannacci wykazał „niedobór poczucia odpowiedzialności” i zagroził „prestiżowi i reputacji wojska”. Dla Mattea Salviniego, lidera Ligi, wicepremiera oraz ministra infrastruktury i transportu, gen. Vannacci to jednak najlepsze nazwisko, w które warto zainwestować w wyborach europejskich w czerwcu. Salvini obsadził go jako jedynkę we wszystkich pięciu włoskich okręgach wyborczych, pomimo niezadowolenia części swojej partii. Tym samym z generałem macho, homofobem i rasistą związał swoją przyszłość polityczną, widząc, iż jego własna popularność mocno spada. 

Radykalizując się, Salvini próbuje odebrać głosy Giorgii Meloni, która stała się bardziej umiarkowana i proeuropejska. Tezy, które do tej pory według kryteriów europejskich uznawano za ekstremizm, ksenofobię, rasizm, homofobię i maczyzm, teraz w ramach wyborów do PE są oswajane i normalizowane we Włoszech. „Gej, masochista, weganin, zjadacz psów i kotów jest ekscentrykiem, lecz w imię równości muszą być przed nim otwarte wszystkie drzwi, ale przynajmniej nie powinien on afiszować się ze swoją ekscentrycznością w odniesieniu do powszechnych zachowań i wartości. A powszechne oznacza także normalne w tym sensie, że należą one do zdecydowanej większości i są przez nią podzielane”, napisał gen. Roberto Vannacci w swoim wiekopomnym dziele.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Postanowiłem się przystosować

JEDEN:

ANDRZEJ WERBLAN

TROJE:

DOMINIKA RAFALSKA

PAWEŁ SĘKOWSKI

MARIAN SZULC

Fragmenty obszernego wywiadu, który w całości można przeczytać w jubileuszowym 200. numerze „Zdania” (1/2024) – w wersji papierowej do nabycia w Empikach, w wersji elektronicznej na sklep.tygodnikprzeglad.pl.

Kup książkę e-Zdanie 1/2024

DOMINIKA RAFALSKA: Wracając do pańskiego zesłania na Syberię…
ANDRZEJ WERBLAN: – (…) To było 8 kwietnia 1940 r. Wywieźli całą rodzinę, tzn. matkę z sześciorgiem dzieci. Za wyjątkiem najmłodszej jej córeczki, która miała wtedy sześć miesięcy. Ponieważ my mieszkaliśmy w tym jednym dużym domu, to gdy pakowaliśmy się, zbiegła się cała rodzina i pomagała matce. Babcia zaoferowała się, żeby mama zostawiła tę najmłodszą córkę, bo mówiła, że mała może podróży nie przeżyć. I funkcjonariusz NKWD kierujący ekipą, która nas zabrała, zgodził się na to. Ja byłem najstarszy z dzieci, miałem 15 lat. Mieliśmy w tym nieszczęściu trochę szczęścia. Ci, co nas zabierali, widzieli, w jakiej sytuacji jest matka – że samotna i z małymi dziećmi, więc zachowywali się wobec nas dość, powiedziałbym, po ludzku. Udzielali matce rad, co ma zabierać ze sobą. To były rady bardzo przydatne, co się okazało dopiero na miejscu, na Syberii. Matka chciała zapakować sobie takie rzeczy, które byłyby jej najbardziej przydatne, np. ubrania robocze, a odkładała na bok eleganckie suknie. To wtedy ten człowiek z NKWD nam kiwał palcem i mówił: nie, nie, to zabierajcie ze sobą. A my potem z tego przez rok żyliśmy. On takich rad udzielił nam więcej. Mama chciała zostawić jakiś zegar, budzik, a on wtedy mówił: nie, nie, wszystko to bierzcie. Matka się dziwiła, ale była przerażona i zabierała wszystko, co on kazał.

Z Tarnopola wywieźli wtedy dwa transporty, w każdym 1,2 tys. osób. Wywieźli rodziny wszystkich aresztowanych – już to był spory dorobek, bo od wejścia Armii Czerwonej minęło przecież pół roku. Wywieźli też rodziny internowanych, czyli wojskowych i policjantów, a zatem rodziny katyńskie, które wtedy traciły swoich najbliższych. 

Trafiliśmy do południowej Syberii, na pogranicze Syberii i Kazachstanu, między Omskiem a Semipałatyńskiem. My byliśmy w połowie drogi, w rejonie Pawłodaru. Zawieźli nas wszystkich na tereny wiejskie, nad Irtyszem, do kazachskiego sowchozu hodowlanego. Tylko kierownictwo było tam rosyjskie. Osiedlono w tym miejscu w pięciu farmach chyba z 50 rodzin z Tarnopola. Spędziliśmy tam półtora roku. To był niezwykle trudny okres. Jedyna rzecz, którą mogliśmy robić, to najniżej kwalifikowane prace fizyczne. Nawet dwojgu wykwalifikowanych weterynarzy nie zezwolono na pracę w zawodzie. Matka otrzymała pracę przy hodowli cieląt. Bo doić nie umiała, ale pielęgnować cielęta, skoro pielęgnowała dzieci, to się nauczyła. Ja byłem pastuchem, pasłem owce, a potem zaczęli nam troszkę lepsze prace dawać. Zorientowali się, że matka trochę zna się na ogrodnictwie. Bo sama dość przyzwoity ogród prowadziła, więc zatrudnili ją do przygotowywania sadzonek. Ja też zacząłem pracować w rolnictwie ogrodowym i robiłem za stróża na dużej plantacji arbuzów i melonów. Szczerze mówiąc, mimo że coś zarabiałem, to tam żadnych sklepów nie było, niczego nie można było kupić. Do najbliższego miasta trzeba było iść piechotą 20 km. Dlatego przymieraliśmy głodem i żyliśmy głównie ze sprzedaży tego, co ten Rosjanin enkawudzista nam poradził, żebyśmy wzięli. I tak dożyliśmy sierpnia 1941 r., czyli układu Sikorski-Majski. (…)

W maju 1942 r. zostałem powołany do armii Andersa. Pożegnałem się z rodziną, dostałem bilet i pojechałem. Jechaliśmy z Pawłodaru do Uzbekistanu, gdzie znajdowało się wojsko. Przed Ałma Atą weszły do wagonu sanitariuszki. Świeciły każdemu w oczy i sprawdzały w ten sposób, kto ma gorączkę. I dwie osoby, w tym mnie, wyjęto z pociągu. Okazało się, że miałem 38,5 st., a kolega miał 39 st. Obejrzały nam plecy – pojawiły się już plamy. Mieliśmy tyfus plamisty. Tak to zamiast do armii Andersa trafiłem do wojskowego szpitala zakaźnego pod Ałma Atą. Wypisano mnie ze szpitala dopiero po dwóch miesiącach, w dość kiepskim stanie fizycznym. Dostałem skierowanie do najbliższego wojenkomatu, tam obejrzeli wszystkie moje papiery i odesłali mnie do domu z poleceniem zdemobilizowania w miejscowym wojenkomacie. Armii Andersa już tam nie było. W ten sposób dwa i pół miesiąca później wróciłem do domu. W Pawłodarze byłem miesiąc, bo wkrótce pogorszyły się stosunki z polskim rządem emigracyjnym i postanowiono wszystkich lub prawie wszystkich zesłańców polskich przebywających w miastach wysłać na wieś. Na miejscowym cmentarzu zostawiliśmy grób najmłodszego braciszka Józia, zmarł na dyzenterię.

Kup pakiet książek prof. Werblana Prawda i realizm

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego Polacy więcej klną?

Dr Małgorzata Kłos,
językoznawczyni, Uniwersytet SWPS

Czy przeklinamy dużo? A raczej: czy dziś przeklinamy więcej? Istotnie, choćby w mediach częściej można znaleźć wulgaryzmy; warto jednak pamiętać, że dostęp do szeroko rozumianych mediów i dyskursu publicznego zdemokratyzował się. Do hermetycznego wcześniej języka medialnego weszły dyskursy dotąd niedopuszczane do tej przestrzeni, czyniąc go bardziej kolokwialnym, spontanicznym. Nie tyle zatem przeklina się więcej, ile nawyk ten został przeniesiony na nowe pola, co zapewne pociąga za sobą też spowszednienie wulgaryzmów. Warto jednak pamiętać, że moc przekleństwa kryje się przede wszystkim w intencji, nie zaś w samym słowie. Dlatego w rozważaniach nad frekwencją wulgaryzmów powinno się chyba przenieść akcent ze statystyki i estetyki na etykę, tzn. językowe poszanowanie innych. Nie używając wulgaryzmów, również można znieważyć innych (choćby nazywając ich „zdegenerowanymi ludźmi”) i to takie zachowania językowe, tj. wymierzone w godność innych, należałoby wyeliminować.

 

Magdalena Góralska,|
antropolożka kulturowa

Jeśli faktycznie tak jest, to może dlatego, że mamy dużo powodów do werbalnej ekspresji emocji, takich jak gniew, irytacja czy złość. A nasze bogate słownictwo umożliwia taką ekspresję. Można się pokusić o hipotezę, że narzekanie i przeklinanie to strategie oporu, które wpływają na narracje o różnych zjawiskach społeczno-kulturowych w sytuacji, gdy inne formy oporu nie są możliwe.

 

Dr Mirosław Oczkoś,
autor książki „Sztuka poprawnej wymowy, czyli o bełkotaniu i faflunieniu”

Poziom debaty publicznej bardzo się obniżył w ostatnich latach. Zwroty kiedyś powszechnie uznawane za nieparlamentarne są dziś wręcz wyrażeniami, których społeczeństwo od parlamentarzystów się uczy. Właśnie o przekleństwa chodzi. Wpisuje się to w jakąś taką logikę ze starego dowcipu, że gdyby zakazać niektórym Polakom przeklinania, to w ogóle przestaliby mówić. Pamiętajmy, że na świecie zaczęło królować pismo obrazkowe. Mimo wzrostu czytelnictwa w niektórych obszarach językowo ubożejemy jako społeczeństwo. Mamy także nasze słowo na k, zresztą jak każdy kraj na świecie. Należy też pamiętać, że w emocjach łatwiej powiedzieć: „Spadaj stąd!”, niż: „Oddal się ode mnie, ponieważ nie mogę na ciebie patrzeć”. Przekleństwa prócz agresji pozwalają oddawać wielki ładunek emocjonalny, np. bezsilność czy oburzenie. Pamiętajmy, że żyjemy w kulturze języka. Jeśli coś nie jest nazwane, to nie istnieje. Przekleństwa pomagają zaś wiele rzeczy nazwać.

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

CPK dla wykluczonych

Miała być walka z wykluczeniem komunikacyjnym. A że boryka się z tym większość Polaków, politycy chętnie o tym gadają. Ale robią coś odwrotnego. Miłością wielką pokochali Centralny Port Komunikacyjny. Zdanie zmieniają nawet ludzie, którzy widzą cały bezsens tego pisowskiego humbugu. Zmieniają, bo ulegają wynikom badań.

Skąd się bierze tak duże poparcie Polaków dla CPK? Skąd w Polsce tylu znawców portów cargo i miłośników lotów do Singapuru czy Japonii? Ogromna kasa pójdzie na CPK, a wykluczeni nadal będą jeździć gruchotami lub siedzieć w domu. A może nawet bombardowani reklamami CPK zagłosują przeciwko swoim interesom? Wystarczy spojrzeć na listę mediów, które dostały zlecenia od CPK, i wszystko będzie jasne. „Gazeta Polska”, „Sieci”, radio RMF, „Puls Biznesu”, Wirtualna Polska, a nawet kwartalnik „Apostoł”. I wielu, wielu innych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.