Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Jak wójt z sołtysem

Gdy kłócą się radni w gminie, zawsze za wystąpieniami obywatelskimi kryje się prywata  Trwa sesja Rady Gminy Zbiczno. Jak zwykle wybucha awantura. Tym razem chodzi o ostatni protokół. Moje wypowiedzi są całkowicie wypaczone, a na kasetach słychać tylko chamskie komentarze – denerwuje się radny Rozwadowski. Sprawa dzieli radę. Jedni chcą przyjąć protokół, inni domagają się czytania, jeszcze inni proponują nanieść korektę na piśmie. Zdezorientowany i przestraszony przewodniczący rady prosi, uspokaja, tłumaczy, wreszcie zniecierpliwiony wykrzykuje: ”Ja mam tego dosyć, tak można wszystko zanegować, no wszystko”. – Jak na każdej sesji, zawsze te same przepychanki – wzdycha siedzący tuż obok mnie starszy mężczyzna ze Zbiczna. Chociaż nie jest ani radnym, ani sołtysem, nie opuszcza żadnego zebrania. Obserwowanie absurdów lokalnej samorządności sprawna mu frajdę. Tymczasem radni dalej wiodą swój bój. Tym razem idzie o stawki podatków. Interesy rolników ścierają się z interesami tych, co siedzą w turystycznym biznesie lub są zatrudnieni w budżetówce. – Paranoję sobie robią, bo boją się tych małorolnych – wykrzykuje ktoś z końca stołu. – Stawki podatkowe tylko podnosimy, a miejscowym ludziom nic nie dajemy – dodaje inny. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zabiję, ale przejdę

Przez wschodnią granicę przedzierają się nie tylko nędzarze z Azji. Również mafijni handlarze bronią Tych pięciu ciemnoskórych mężczyzn przedostało się tunelem wygrzebanym pod ukraińskimi zabezpieczeniami granicy. Musieli się czołgać, bo podkop pod siatką był wysoki tylko na pół metra. Gdy wyszli na polską stronę, błoto spływało po nich od czubka głowy po gołe stopy. Byli tak wynędzniali, że komendantowi straży granicznej w Medyce, kapitanowi Markowi Pliszce, zrobiło się ich żal. Ale służba nie drużba. Uciekinierzy, jak się okazało, aż ze Sri Lanki, zostali odstawieni do izby zatrzymań w Przemyślu. Tam dostali gorącą herbatę i chleb z wędliną, którą wyjęli jednak z kanapek i położyli na stole. Pozwolono im się umyć, wysuszyć łachmany. Nie mieli przy sobie nic do jedzenia, a cała gotówka to l0-dolarowy banknot. Przyznali, że usiłowali dostać się do Niemiec, bo tam można zatrudnić się na czarno. Do granicy doprowadził ich przewodnik, od każdego wziął po l000 dolarów. Żeby zebrać takie pieniądze, nie tylko sprzedali w ojczyźnie cały swój dobytek, ale jeszcze pożyczyli od sąsiadów, którzy mieli nadzieję, że później i oni zostaną ściągnięci do Europy. Nie udało się. Elektromagnetyczna siatka na granicy reaguje na dotknięcie i automatycznie włącza alarm u ukraińskich pograniczników. Bosi nędzarze zostaną przekazami, zgodnie z międzynarodowymi przepisami, stronie ukraińskiej. ZRZUTY

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jak sądzić podwójnego agenta?

Niemiecki handlowiec, który sprzedawał Rosji tajemnice wojskowe, szpiegował też dla wywiadu RFN Uznano to za największy sukces kontrwywiadu RFN od l0 lat. W lipcu ubieglego roku aresztowani zostali biznesmen, Michael Koch i bawarski inżynier, Peter Sommer. Obu oskarżono o sprzedawanie wywiadowi rosyjskiemu pilnie strzeżonych tajemnic wojskowych. Lecz w styczniu 2000 r. sukces ten nie wydaje się już taki oczywisty. Okazalo się bowiem, że Koch szpiegował także w Rosji – dla niemieckiego wywiadu Bundesnachrichtendienst (BND). 40-letni obecnie Michael Koch rzeczywiście wywoził do Moskwy tajne plany. Kiedy ujęto go na lotnisku w Hanowerze, miał w teczce dokumentację pocisków rakietowych najnowszej generacji. Rosyjscy zleceniodawcy obiecali zapłacić za nią 100 tysięcy dolarów. Poprzednio podczas każdej podróży dostawał za szpiegowskie usługi takie właśnie “honorarium”. Jednocześnie w zakładach firmy LFK-Lenkflugkoerpersysteme GMBH, będącej filią największego niemieckiego przedsiębiorstwa przemysłu kosmicznego, lotniczego i zbrojeniowego Daimler-Chrysler Aerospace (DASA) w bawarskim Ottobrunn, został aresztowany 52-letni inżynier, Peter Sommer. To on przekazał Kochowi kilka tysięcy supertajnych dokumentów, dotyczących kierowanych laserem pocisków rakietowych trzeciej generacji, przeznaczonych do odpalania z okrętów, czołgów i samolotów. W dwóch walizkach, ukrytych w samotnej chłopskiej zagrodzie w Górnej Bawarii,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Doktor, który kochał śmierć

Największym seryjnym mordercą w dziejach Wielkiej Brytanii okazał się lekarz domowy „Cynicznie nadużywaleś zaufania swoich ofiar – byłeś przecież ich lekarzem. Jestem pewien, że pacjentki uśmiechały się i mówiły: „Dziękuje”, nie przeczuwając, że właśnie dostały śmiertelny zastrzyk. Zabijałeś z zimną krwią, perfidnie wykorzystując swą wiedzę medyczną. Nie okazałeś skruchy. Teraz wreszcie odpowiesz za swe ohydne, ohydne zbrodnie. W tym przypadku dożywocie musi oznaczać dożywocie. Spędzisz więc w więzieniu resztę swoich dni”, stwierdził sędzia Thayne Forbes. Tak zakończyła się rozprawa przed Sądem Koronnym w Preston w północnej Anglii, uznana przez prasę brytyjską za proces stulecia. Na ławie oskarżonych zasiadł 54-letni Harold Frederick Shipman, lekarz domowy z miasteczka Hyde pod Manchesterem. Oskarżono go o zamordowanie 15 pacjentek, kobiet w średnim lub w starszym wieku. Przysięgli jednogłośnie uznali go za winnego. Za każde z tych zabójstw Shipman otrzymał wyrok dożywocia. Kiedy sędzia odczytał sentencję wyroku, z ław publiczności rozległy się oklaski  i okrzyki: „Tak, tak!”. Medyk-morderca siedział z kamienną twarzą. Nie liczył się z takim finałem, chociaż dowody przeciw niemu były miażdżące. Shipman z więzienia zamówił nawet kwiaty, by uświetniły przyjęcie: ”Witamy z powrotem w domu”, które polecił przygotować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Cud z zamarzniętą narciarką

Pozornie martwe ofiary hipotermii często można jeszcze uratować 29-letnia szwedzka narciarka, Elisabeth Anna Baegenholm, znajdzie się w Księdze Rekordów Guinnessa. Wpadła bowiem w lodową pułapkę i z klinicznego punktu widzenia umarła, a jednak lekarze zdołali ocalić jej życie. Po raz pierwszy w dziejach medycyny zdołano uratować człowieka, którego temperatura ciała spadła do zaledwie 13,7 stopnia Celsjusza. Dotychczas najbardziej przemarzniętą ofiarą wypadku, którą udało się ocalić przed śmiercią, było dziecko. Jego temperatura ciała wynosiła 14,4 stopnia. Ale to dzieci zawsze lepiej znoszą hipotermię (tj. skrajne wychłodzenie organizmu) niż dorośli. „Uratowanie tej kobiety było medycznym cudem”, mówi doktor Mads Gilbert ze szpitala w norweskim mieście Tromso, stojący na czele zespołu lekarzy, kardiochirurgów i anestezjologów, który przywrócił do życia Elisabeth Benholm, bladą, sztywną, zamarzniętą i przypominającą bryłę lodu. Tę dramatyczną walkę o ocalenie narciarki Gilbert opisał na łamach brytyjskiego magazynu medycznego ”The Lancet”  Elisabeth Bdgenholm; Szwedka pracująca w szpitalu w Tromso jest zapaloną sportsmenką, uprawiającą narciarstwo i wyczynowy alpinizm. 20 maja 1999 roku wybrała się wraz z przyjaciółmi na narciarską wycieczkę w góry między Narwikiem a Fagornsfjellet. Wszyscy troje byli wytrawnymi sportowcami wyszkolonymi w udzielaniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Mikroskopijni saperzy

Świecące bakterie z genem meduzy pomogą likwidować śmiercionośne pola minowe Łatwo jest postawić minę lądową, lecz pozbycie się jej to skomplikowane przedsięwzięcie. Usunięcie jednej miny, wartej trzy dolary, kosztuje trzysta razy więcej. Zakopana w ziemi, zardzewiała śmierć stanowi przy tym ogromne niebezpieczeństwo. Co miesiąc w Kambodży, Afganistanie, Mozambiku, Kosowie, Nikaragui i w innych regionach świata w wyniku wybuchu min ginie, traci kończyny lub odnosi inne okropne rany dwa tysiące osób   Próby zlikwidowania pól minowych są żmudne i niekiedy ciągną się latami. Tylko psy dzięki swemu znakomitemu węchowi potrafią wykryć wydobywające się z 90% min cząsteczki trotylu (trójnitrotoluen, TNT). Ale i te zwierzęta w gorącym klimacie tropikalnym, gdzie powietrze przesycone jest ostrym zapachem egzotycznych roślin, napotykają na granice swoich możliwości. Desperackie wysiłki ludzi dziurawiących ziemię drewnianym kijem w poszukiwaniu min mogą skończyć się śmiercią niefortunnego sapera., Wykrywacze metalu są natomiast zbyt wrażliwe i podnoszą alarm z powodu byle gwoździa, czy nawet żelazistej gleby. Naukowcy na całym świecie poszukują więc nowych sposobów wykrywania tkwiącej w ziemi śmierci. Robert Burlage i Martin Hund, amerykańscy biologowie z Oak Ridge National Laboratory (Tennessee), wyhodowali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

ZSRR, Polska i zjednoczenie Niemiec

Rozmowy Mazowiecki – Gorbaczow, Skubiszewski – Szewardnadze, czyli czy nadal obowiązuje porządek jałtański ZAPIS ROZMOWY MINISTRA SPRAW ZAGRANICZNYCH PRL. KRZYSZTOFA SKUBISZEWSKIEGO, Z MINISTREM SPRAW ZAGRANICZNYCH ZSRR, EDUARDEM SZEWARDNADZE, WARSZAWA, 24 PAŹDZIERNIKA 1989 R. Krzysztof Skubiszewski (dalej KS) („.) chciałbym poruszyć teraz ”kwestię niemiecką” cokolwiek znaczy ten termin. Otóż W Polsce różni posłowie czy politycy mówią o Zjednoczeniu Niemiec, o nieuniknionym zjednoczeniu Niemiec. Nie jest to stanowisko naszego rządu, ani też moje. O tym, jakie jest moje stanowisko, mówiłem już w Nowym Jorku. Krótko sumując, istnienie dwóch państw niemieckich jest elementem porządku europejskiego. Co będzie za kilkadziesiąt, sto lat nie mogę przewidywać. Obecnie Polska występuje przeciw destabilizacji NRD, m.in. W Sprawie uchodźców z NRD otrzymałem list od ministra Genschera. Niedawno odpowiedziałem. Odnoszę wrażenie, że również Genscher, jako minister spraw zagranicznych, jest przeciwny destabilizacji NRD. To samo wrażenie odniosłem we Włoszech W czasie rozmów z Andreottim i de Michelisem. Mogę to uogólnić. Włosi są absolutnie przeciw temu, aby trudności ekonomiczne w naszych państwach, czy też inne, jak chociażby narodowościowe w ZSRR, wykorzystywać jako element nacisku na nasze kraje. O tym, że Polska jest przeciw destabilizacji NRD,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Lekcja realizmu

Na tle powszechnej skłonności do polonocentryzmu i historycznego romantyzmu, książka Duraczyńskiego może uchodzić za prawie wzorcowy podręcznik realizmu politycznego Historia drugiej wojny światowej wciąż pozostaje w Polsce tematem gorącym politycznie, co bardziej sprzyja manipulowaniu prawdą historyczną niż jej dociekaniu. Do zdarzeń politycznych czasu wojny odwołuje się prawi» ca polityczna w poszukiwaniu legitymacji do swych dzisiejszych aspiracji, trwa rewizja poglądów wyrażanych i publikowanych W czasach PRL, toczą się zacięte wojny słowne sędziwych kombatantów. Na tle tego zamieszania opublikowana ostatnio synteza politycznych dziejów Polski w latach 1939-1945, pióra Eugeniusza Duraczyńskiego, wyróżnia się zarówno szerokością ujęcia, kompletnością tematyczna, jak zwłaszcza solidnością naukowego obiektywizmu. Autor ma w zakresie tej problematyki pokaźny dorobek, kilkadziesiąt publikacji, W tym kilka monografii publikowanych w ciągu trzech dziesięcioleci. Jednak nie musi niczego rewidować. Robi to, co autor syntezy powinien, korzysta z własnych, wcześniejszych ustaleń, poszerza je i uzupełnia, wykorzystuje całokształt aktualnego dorobku nauki, pogłębia analizę. Oś rozważań wyznaczają trzy wątki tematyczne: wysiłek zbrojny Polaków i zwłaszcza ruch oporu, rząd polski na wychodźstwie i jego polityka oraz międzynarodowe i geopolityczne uwarunkowania sprawy Polski. Duraczyński wystrzega się heroicznej megalomanii, rozmiary i rezultaty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Nowy horyzont przeszłości II

W poprzednim felietonie opisałem nowy horyzont historii, datowany za pośrednictwem astronomii dziesięć tysięcy pięćset lat temu. Czyli na połowę IX tysiąclecia przed Chrystusem ale wahania chronologii mogą tu być ogromne. Nastąpiło to po stopieniu się lodów i podniesieniu poziomu mórz o przeszło sto metrów. Czyli po potopie Wspomniałem też o metodzie wysnuwania faktów z baśni i legend.  Właśnie sam potop jest taką wszechobecną legendą A przed nim wątpliwe relacje Platona o Atlantydzie, jeszcze bardziej wątpliwe o Lemurii czy Mu. Niewiele. Wprawdzie są jeszcze jakieś mezopotamskie dane o ”królach sprzed potopu”, ale to są imiona i nieprawdopodobne okresy ich panowania. Coś jest w Egipcie, coś w Biblii, ale w sumie niewiele. Akurat dla rzeczników interwencji z kosmosu. takich jak Daniken albo Zitchin. Ze 30 lat temu Charroux wydał “100 tys. lat historii ludzkości”, ale niczego specjalnie mądrego nie miał do powiedzenia. Sto tysięcy lat? Mamy udokumentowane. i to częściowo. wydarzenia z czterech, no od biedy pięciu tysięcy lat i to już wszystko. Nawet Sfinks i piramidy są dyskusyjne. Ale bezspornie taki wiek, ósme tysiąclecie p.n.e. ma jednak stare Jeryho, o którym też prawie nic nie wiemy, ale wiemy na pewno, że już wtedy powstawały budowle murowane. Ale przedtem, przedtem – czy były tylko namioty i lepianki, czy też

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Mieszkanie dla Kasi – narty dla posła

Po studiach pracowałem w MSZ. Bylem więc, jakie określa ”życzliwa” mi prasa, PR-owskim dyplomatą. W tamtych latach oznaczało to nic innego, jak możliwość wyjazdów do pracy w polskich placówkach dyplomatycznych i z pewnością cztery lata wygodniejszego życia, niż miała większość ludzi mieszkających w Polsce . W latach 1986-90 bylem pierwszym sekretarzem ambasady polskiej w Wiedniu. Był to okres, zwłaszcza pierwsze jego lata, kiedy wielu Polaków wyjeżdżała na Zachód, może nie za chlebem, jak kiedyś do Ameryki, ale za . szynką do niego. Wielu z towarem, wielu, by szukać pracy. Pamiętam dobrze negatywny stosunek Austriaków do naszych obywateli. Zaczynało się wszystko od ogromnej kolejki na granicy czechosłowacko-austriackiej oczywiście, oddzielnej dla samochodów z polską rejestracją – i skrupulatnej kontroli celnej. Zawracanym z granicy, ze zbyt dużą ilość papierosów, za zły stan techniczny samochodu, zbyt małą ilość pieniędzy na pobyt itp. wstemplowywano do paszportów, jak nazywali Polacy, ”misia”. Z ”misiem” nie wjechało się do Austrii przez żadne z przejść. Ci, co przyjechali szukać pracy, zbierali się przy kościele polskim na Rennwegu. Na drzwiach wejściowych na plebanii ksiądz rektor Mazurek musiał wywiesić kartkę, że kościół polski nie pośredniczy w znalezieniu pracy. Miał tylu „wiernych”, co przyjechali do Austrii pracować, że nie nadążał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.