Archiwum

Powrót na stronę główną
Świat

Dziwny „Komiczny Ali”

Zatrzymany minister informacji reżimu Saddama wreszcie przyznał się do klęski w wojnie Stał się kultową postacią wojny w Iraku, symbolem cynicznych kłamstw. Minister informacji w reżimie Saddama Husajna, Mohammed Said al-Sahaf, głosił zagładę amerykańskich „szubrawców” nawet wówczas, gdy czołgi US Army były dosłownie za jego plecami, po drugiej stronie Tygrysu. „Nie ma niewiernych w Bagdadzie. Zagubili się gdzieś na pustyni. Oni nawet nie potrafią posługiwać się kompasem. Albo się poddadzą, albo usmażą się w swoich czołgach. Przepędzimy tych łajdaków z powrotem do Londynu”, grzmiał Al-Sahaf, potrząsając naładowanym pistoletem. Prezydent George W. Bush, który nie miał czasu, aby spotkać się z prezydentem Francji czy kanclerzem Niemiec, na wieść o konferencji irackiego propagandzisty przerywał ważne narady i biegł do telewizora. „To mój człowiek w Bagdadzie”, mówił z uznaniem o „Komicznym Alim”. Said al-Sahaf nie miał o przywódcy USA tak dobrej opinii. „To bardzo głupi człowiek. Nie rozumiem, jak mądrzy Amerykanie mogli wybrać tak głupiego prezydenta”, dziwił się „minister dezinformacji”. Później pochwalił się: „Nawet ja lepiej mówię po angielsku niż ten łobuz Bush”. 9 kwietnia, kiedy pod ciosami koalicji reżim się załamał, także „Komiczny Ali” zniknął bez śladu. Na temat jego losów pojawiały się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Na Cypr po naukę

Jesteśmy przyzwyczajeni do wakacyjnych kursów języka angielskiego na wyspach brytyjskich. Od kilkunastu lat szkoły językowe działają na Malcie, wyspie, na której wszyscy mówią po angielsku. Szkoły językowe i biura turystyczne specjalizujące się w kursach wakacyjnych szukały dalszych miejsc. Warszawska firma Lingwista od trzech lat zaprasza na Cypr. Zdecydowana większość mieszkańców włada językiem angielskim, każdego roku wyspę odwiedza milion Brytyjczyków. Największym atutem jest to, że w odróżnieniu od pobytu np. w Anglii uczestnicy mieszkają w atrakcyjnym miejscu – w nadmorskim hotelu, w którym mają również zajęcia. Po lekcjach mogą w ciągu minuty dojść na plażę. Turkusowa woda, słońce, doskonałe jedzenie, mnóstwo atrakcji do zwiedzania – to wszystko powoduje, że dwa tygodnie kursu mijają w niezauważalny sposób. Od ubiegłego roku razem z młodzieżą (od 12 do 19 lat) mogą jeździć również rodzice. Mogą oni uczestniczyć w zajęciach lekcyjnych lub tylko mieszkać w tym samym (albo w innym) obiekcie. W nadchodzącym sezonie ta oferta cieszy się dużym powodzeniem. Pobyt bez udziału w zajęciach kosztuje 500 zł mniej. Dwa tygodnie obozu językowego kosztują 2990 zł, cena obejmuje: przelot, transfery z i na lotnisko, kurs (20 godzin tygodniowo), hotel, wyżywienie, ubezpieczenie oraz opiekę kadry. Pod koniec sierpnia jest wyjątkowo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zapłacą za grzechy kapłanów

Archidiecezja Louisville przekaże ofiarom przestępstw seksualnych księży ponad 25 mln dolarów „To dobrze, że Kościół wreszcie przyznał się do winy. Ale pieniądze nigdy nie wystarczą. Nawet gdyby wypłacili każdemu po 100 mln dol., kto zwróci nam dzieciństwo? Nie oddadzą nam przecież niewinności, nie przywrócą mnie i mojej siostrze Debbie utraconego dziewictwa”, żali się Shannon Age z archidiecezji Louisville (Kentucky). Pani Age twierdzi, że jako nastolatka została wraz z siostrą zgwałcona przez kapłana Kevina Cole’a w szkole Bellarmine College. Podobno ojciec Cole (zmarły w 1991 r.) domagał się później od trzech dziewcząt, które skrzywdził, aby chodziły do niego do spowiedzi. Shannon Age twierdzi, że w latach 1964-1970 była wielokrotnie wykorzystywana seksualnie w zakrystii, w konfesjonale, w kancelarii parafii św. Łukasza. „Ojciec Cole mówił, że jestem wybranką Boga, a on, ksiądz, pokazuje mi tylko pełnię boskiej miłości”, wspomina swe szokujące przeżycia pani Age, która jako osoba dorosła wystąpiła z Kościoła. Po latach Shannon i inne ofiary seksualnych występków księży z Kentucky otrzymają wreszcie moralną i finansową rekompensatę. Władze archidiecezji zgodziły się przekazać 243 poszkodowanym, którzy wnieśli skargę zbiorową (class action), 25,7 mln dol. W przeszłości również inne diecezje podejmowały podobne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Niewygodny premier

Kto nienawidził generała Sikorskiego i kto był zainteresowany jego likwidacją DOBRZE ZASŁUŻYŁ SIĘ OJCZYŹNIE. Tak brzmiała uchwała polskiej Rady Ministrów powzięta w Londynie 8 lipca 1943 r. w „uznaniu historycznych zasług” gen. Władysława Eugeniusza Sikorskiego. Cztery dni wcześniej, o godzinie 22.45 na lotnisku w Gibraltarze, premier i naczelny wódz wraz z córką Zofią Leśniowską, szefem sztabu naczelnego wodza, gen. Tadeuszem Klimeckim, płk. Andrzejem Mareckim, brytyjskim płk. Victorem Cazaletem, osobistym sekretarzem Adamem Kułakowskim oraz adiutantem, por. marynarki Józefem Ponikiewskim, wsiadł do samolotu typu Consolidatet Liberator II NO AL 523 pilotowanego przez Edwarda Prchala, kapitana czechosłowackich sił powietrznych, by po 41-dniowej podróży na Bliski Wschód, gdzie stacjonowały oddziały Wojska Polskiego dowodzone przez gen. Władysława Andersa, wrócić do Londynu. O godzinie 23.07 samolot wystartował, ale po kilku sekundach uderzył w powierzchnię morza i zatonął w odległości jednej trzeciej mili od brzegu. Łodzie ratunkowe wyłowiły żywego pilota, nieco później ciało Władysława Sikorskiego. Akcja ratunkowa trwała całą noc. W narodowym panteonie Po upływie półwiecza prochy generała, sprowadzone z podlondyńskiego cmentarza polskich lotników, spoczęły na Wawelu obok doczesnych szczątków koronowanych władców Polski, a także księcia Józefa Poniatowskiego, Tadeusza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Generał

Wierzę, że zasługi Wojciecha Jaruzelskiego w uchronieniu Polski przed rozlewem krwi i „bratnią pomocą” zostaną uznane za wartość największą Napisane w 80. rocznicę urodzin Wojciecha Jaruzelskiego Gdy w latach 70. przy różnych okazjach spotykałem generała Wojciecha Jaruzelskiego, do głowy mi nie przyszło, że nadejdzie czas, kiedy będę jednym z najbliższych jego współpracowników. Sprawy wojska nie leżały w kręgu moich zainteresowań, a więc i jego szef nie był dla mnie osobą, z którą musiałbym utrzymywać bliskie kontakty. Ważniejsi byli dla mnie, redaktora naczelnego „Polityki”, cywilni członkowie kierownictwa PZPR, a zwłaszcza ci, którzy sprawowali kontrolę nad propagandą, środkami masowego przekazu, nauką i kulturą. Oczywiście, co nieco o generale wiedziałem. Znana była opinia, że po objęciu teki ministra obrony narodowej ostro zabrał się za porządki w wojsku, umocnił dyscyplinę, dbał o to, by koszarowe życie żołnierza nie było szare i monotonne, surowo zwalczał zbyt częste sięganie przez kadrę do kieliszka. Przykładał wielką wagę do szkolenia. Pod jego dowództwem armia utrzymywała ścisłe związki z ludnością cywilną i uczestniczyła w wielu przedsięwzięciach gospodarczych. Znałem te opinie, ale tak naprawdę Wojciech Jaruzelski był dla mnie osobą właściwie tajemniczą. To wrażenie umacniały ciemne okulary, spoza których nie można było dostrzec jego oczu. Wtedy nie wiedziałem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Mogę sama zjeść bułkę

W Bydgoszczy przeprowadzono pierwszą w Polsce operację mózgu chorej z dziecięcym porażeniem mózgowym Kamila je bułkę. Mozolnie, ale kęs za kęsem. Przykuta do łóżka nie wygląda na 20 lat. Raczej na 14-15. Bułka się kruszy. W końcu zostaje kawałek, którego chora nie potrafi już utrzymać w palcach. Jeszcze tego nie umie. To dopiero czwarta w jej życiu bułka zjedzona samodzielnie. Przez 20 lat rodzice karmili ją i ubierali. Przed operacją nie potrafiła nawet usiąść. Gdy wytężyła wszystkie siły, powolutku zacisnęła dłoń. Mimo intensywnej, wieloletniej rehabilitacji Kamila przegrywała z dziecięcym porażeniem mózgowym. Ratujcie moje dziecko 20 lat temu nic nie zapowiadało nieszczęścia. Anna Iwińska z Bydgoszczy jechała do szpitala rodzić swoje trzecie dziecko i była dobrej myśli. Niestety, w czasie porodu pępowina zacisnęła się na szyi noworodka tak mocno, że mała Kamilka straciła przytomność. – Krzyczałam: „Ratujcie moje dziecko!” – wspomina tamte chwile pani Anna. Po 12-minutowej reanimacji Kamila zaczęła samodzielnie oddychać i już po chwili wydawała się najzdrowszym na świecie noworodkiem. Rok później matka z przerażeniem wysłuchała lekarskiej diagnozy: Kamila ma dziecięce porażenie mózgowe. – Wtedy pierwszy raz usłyszałam tę nazwę, ale jakoś nie pasowała mi do Kamilki, która co prawda nie siadała, nie stawała na nóżki, jak inne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Liczba tygodnia – 15

15 uniwersyteckich poradni prawnych działa przy wyższych uczelniach. Studenci prawa, po konsultacji z wykładowcami, udzielają bezpłatnych porad osobom w trudnej sytuacji finansowej. Szczegóły na stronie internetowej www.fupp.org.pl

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Muzeum szkutnictwa

Mała osada Kąty Rybackie leży na samym początku Mierzei Wiślanej, między Sztutowem a Krynicą Morską. Wioska ta staje się coraz popularniejsza wśród turystów, zwłaszcza z Trójmiasta i Mazowsza. W tutejszych ośrodkach wczasowych jest około 1,5 tys. miejsc noclegowych, dodatkowi goście mogą nocować na kwaterach prywatnych lub na kempingu. Od strony morza są rozległe plaże, zaś od strony zalewu jedna z bardziej lubianych na tym akwenie przystani jachtowych. Rok temu otwarto Muzeum Szkutnictwa. Ekspozycja czynna w godzinach 10-18 prezentuje kilka modeli starych łodzi rybackich, sprzęt, dokumenty i narzędzia pracy. Zwiedzanie trwa pół godziny, bilet dla osoby dorosłej kosztuje 2 zł, dla dzieci 1 zł. AG

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Minister Cimoszewicz ma alibi. Otóż wystąpił on z krytyką polityki kadrowej rządu, która w większości przypadków sprowadza się do wyboru na stanowiska ludzi związanych z SLD. Natomiast w MSZ jest inaczej – tam ważne stanowiska zajmują ludzie związani z Unią Wolności. Kto nie wierzy, powinien odwiedzić coroczny zjazd ambasadorów RP, który odbył się w Warszawie w centrum konferencyjnym MON. Déjŕ vu – była pani premier Hanna Suchocka, była pani poseł Irena Lipowicz, byli wiceministrowie i asystenci, w czasie przerw na kawę tworzyli hermetyczne kółka, rozmawiając we własnym wesołym gronie. No, chyba że pojawiał się minister Cimoszewicz – wtedy szczelnie go otaczano. Na co grupa zawodowych ambasadorów patrzyła z zazdrością. Niepotrzebnie, szanowni panowie ambasadorowie. Cimoszewicz ma to we krwi, że nie przywiązuje się do ludzi, a uśmiechami jeszcze go nikt nie podszedł. Te doroczne spotkania to zresztą jego pomysł. I nie rozpatrujmy go w kategoriach jakiejś rewolucji, lecz raczej przyswajania dobrych, zachodnich norm. Bo takie spotkania informacyjno-szkoleniowe swoim ambasadorom organizuje większość państw zachodnich. Tak jest już i w Polsce. U nas ambasadorów traktuje się poważnie – przyjął ich prezydent, odwiedził ich premier, sam szef dyplomacji prowadził dla nich prelekcje. Czegóż więcej trzeba? Był

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Klimasz na wszystko poradzi

Od pięciu lat pisze ludziom podania. Nie zna pojęcia: załatwione odmownie Józef Pietrzyk, emeryt, ma już dość odsyłania go to tu, to tam. W sprawie jak najbardziej prostej. Otóż na cmentarzu w rodzinnej Sękowej chciałby sobie dobudować piwniczkę pod grobem siostry. I przez pół roku nie może tego załatwić bez łapówki. – Nic się, Józefie, nie martwcie, wyprostuję waszą sprawę – zapewnia Roman Klimasz i odkłada słuchawkę. – Ja bym chciała, żebyś pan, panie Romku, pchnął do wyższej instancji sprawę Grzelakowej, tej mojej sąsiadki. Wyszłam dziś na pole, a ona do mnie z motyką w jednej ręce, a z siekierą w drugiej. – Spadkową sprawę trzeba mi założyć, bo brat w Katowicach mieszkający spokoju nie daje o spłatę z gospodarki. Ojciec na inżyniera go wyszkolił, do mieszkania dołożył i jeszcze mu mało? Podejmie się pan tego, panie Romanku, bo podobno teraz nie spłaca się miastowych? Czekam w niedużym pokoju służącym za gościnny. Na ścianach ikony z posępnymi twarzami ruskich świętych obok kalendarza „Przyjaciółki”, w kącie malowana olejno komoda pełna wydawnictw prawniczych, poradników podatkowych, urzędowych monitorów, w skrzyni książki beletrystyczne polskie i ukraińskie. Na potrzeby Biura Pisania Listów i Odwołań gospodarz przeznaczył także sień i przeciwległą do gościnnej izbę, gdzie na półkach w porządku alfabetycznym stoją segregatory,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.