Adam leć

Adam leć

Małysz jest własnością PZN tylko w wymiarze stu centymetrów kwadratowych na kombinezonie Radość narodu stała się zmartwieniem narodu. Po całkiem obiecującym, ale bez błysku początku sezonu Adam Małysz przestał przeskakiwać rywali. Przestał do nich nawet doskakiwać. Występ w Turnieju Czterech Skoczni był fatalny. Wcześniej nieosiągalnym marzeniem szkoleniowców i samych zawodników z naszej kadry było dorównanie Małyszowi. To się udało, ale w inny sposób. To raczej Małysz zbliżył się do ich poziomu. Małysz to nie tylko sport. Małysz to marketing. Im bliżej skacze Małysz, tym mniejsze są pieniądze. Lub wizja pieniędzy. A im mniejsze są pieniądze, tym większe rozdrażnienie. Konflikt bez konfliktu Najpierw było o niedomówieniach, potem o tym, że nie wiadomo, o co chodzi. Później o konflikcie. Wreszcie o tym, że Małysz chce zwolnić Tajnera. – Nie ma między nami konfliktu – powtarza Apoloniusz Tajner. – Trenowanie Adama to prawdziwe nieszczęście – dodaje i tłumaczy, że nie chodzi mu dosłownie o nieszczęście, tylko o całą zewnętrzną sytuację, presję, oczekiwania, mity. A Małysz? Też nie opowiada o konfliktach, ale prócz słów są jeszcze konkrety po Turnieju Czterech Skoczni prosi Tajnera, by mógł przygotowywać się do PŚ w Zakopanem nie z nim, tylko z Janem Szturcem. Jego wujem, pierwszym trenerem, który parę razy w życiu bardzo mu pomógł. Tajner nie miał nic

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 04/2004, 2004

Kategorie: Sport