Wpisy od Charlotte Mullins
Naśladowcy
Rzymianie standardowo praktykowali kopiowanie dzieł i uprawiali recykling wcześniejszych pomysłów artystycznych
Czas: rok 210 p.n.e. Właśnie zmarł bezlitosny chiński cesarz Qin Shi Huangdi. Zgromadził armię, która ma go poprowadzić w zaświaty – tysiące żołnierzy stoi teraz w równych szeregach. Są tu łucznicy i oficerowie, piechota i jazda, wszyscy zwróceni twarzą w stronę ziem, które Qin podbił, jednocząc pod swoim sztandarem całe Chiny. Gwardia cesarska stoi w czterech szeregach w dziesięciu pozornie niekończących się kolumnach, z włóczniami w dłoniach, gotowa odeprzeć atak. Ta armia nigdy nie śpi, bo nie są to zwykli żołnierze, ale naturalnej wielkości pomalowane kopie ludzi wykonane z terakoty (wypalonej gliny). Stanowią część ogromnego mauzoleum, które Shi Huangdi nakazał zbudować, gdy w wieku 13 lat objął władzę i został królem państwa Qin.
36 lat później armia strzegła już repliki stolicy Qin, Xianyangu, z pałacem cesarza, w którym go pochowano. Przejścia łączą pogrzebany pałac z resztą zduplikowanego miasta, które ciągnie się kilometrami. W dołach stoją rydwany z brązu zaprzężone w konie z brązu w pełnej uprzęży i z woźnicą zawsze gotowym do wożenia zmarłego cesarza. 26 muzyków i akrobatów z terakoty zapewnia rozrywkę; w pobliżu kręcą się dworzanie i służba Pierwszego Cesarza gotowi do usług. Gliniane gęsi i łabędzie „pływają” po podziemnym jeziorze, aby władcy nigdy nie zabrakło pożywienia.
Wcześniej władcy nakazywali składanie po ich śmierci ofiar z ludzi, którzy mieli ich obsługiwać w zaświatach, natomiast Huangdi zlecił wykonanie mogących mu służyć po wieczne czasy tysięcy terakotowych ludzkich sobowtórów. Do ich wytworzenia wykorzystano glinę zmieszaną z piaskiem w celu jej wzmocnienia podczas wypalania, a materiał rozdzielono pomiędzy poszczególne warsztaty, aby zapewnić tę samą jakość na różnych liniach produkcyjnych. Ponad tysiąc robotników wykonało rzeźby z identycznych części, ale różnie skonfigurowanych, tak aby jeden żołnierz w zbroi nabijanej ćwiekami mógł mieć wąsy, a inny nie, albo żołnierz z włosami związanymi w węzeł miał grubszy szal niż jego sąsiad. Te różnice sprawiają, że figury wydają się bardziej ludzkie. Ślady farby na glinie wskazują, że pierwotnie były one pomalowane, a kolory – realistyczne. Dziś znamy tych żołnierzy pod nazwą Terakotowej Armii, a od 1974 r., kiedy dokonano odkrycia tego miejsca, odkopano ich tysiące.
W tym samym czasie, gdy Pierwszy Cesarz budował swoje imperium, w zachodniej Afryce, na północ od rzeki Niger (obecnie środkowa Nigeria), kwitła kultura Nok. Wiele rzeźb Nok, również wykonanych z terakoty, przetrwało do dziś. Artystkami Nok były kobiety, które zwijały wałki z gliny, tworząc puste w środku postacie w ceremonialnych strojach. Niektóre z nich pierwotnie miały ponad metr wysokości. Gdy rzeźby wysychały, w glinie wycinano detale, takie jak wypukłe naszyjniki, bransoletki na dłoń i stopę, broń, warkocze i rysy twarzy. Twarze rzeźb były stylizowane i charakterystyczne. Każda głowa miała wysokie łukowate brwi, duże trójkątne oczy z wyłupiastymi gałkami ocznymi i wydrążonymi źrenicami. W wypadku większych rzeźb wiercono otwory w ustach, uszach, nozdrzach i oczach, aby powietrze mogło uchodzić z wnętrza podczas wypalania w piecu, co zapobiegało pękaniu wyrobu.
Rzeźby Nok istnieją obecnie głównie w postaci fragmentów, przeważnie głów, uważa się więc, że mogły zostać zniszczone i pochowane w ramach jakiegoś rytuału, np. obrzędów ku czci przodków lub pogrzebu. Niestety, nie ma żadnych pisemnych wzmianek na temat tej kultury. Atrybuty wyrzeźbionych postaci, takie jak dekoracja głowy w formie muszli i berło faraona umieszczone na naramienniku, oznaczają, że lud Nok miał szerokie kontakty handlowe, które zaowocowały wymianą kulturalną rozciągającą się od Oceanu Atlantyckiego po Egipt.
Rzymianie, zamiast budować sieć kontaktów handlowych, woleli najeżdżać sąsiednie terytoria i powiększać własne państwo. Rzym wyrósł z małego miasteczka na imperialną superpotęgę, która w II w. p.n.e. kontrolowała rozległe obszary basenu Morza Śródziemnego. Apetyt na rzeźbę w Rzymie był nienasycony. W mieście mieszkało ponad milion ludzi i wszędzie stały posągi: bogowie w świątyniach, rzymscy wodzowie na rogach ulic, popiersia greckich filozofów w domach i rzeźbione grobowce przy drogach. Z każdego podbitego miasta zabierano rzeźby jako łup wojenny i paradowano z nimi ulicami Rzymu w efektownych pochodach zwanych triumfami. Rzeźbiarzom zlecano wykonanie marmurowych replik najsłynniejszych greckich rzeźb Polikleta i Praksytelesa, które przewożono statkami do Rzymu. Zaczęły krążyć gipsowe odlewy słynnych dzieł, dzięki czemu rzymscy artyści mogli tworzyć kolejne repliki: przetrwały dosłownie tysiące nagich Afrodyt i Wenus (…).
W miarę rozrastania się imperium rzymskiego datowanie rzeźb staje się coraz trudniejsze. Dlaczego? Rzymianie standardowo praktykowali kopiowanie dzieł i uprawiali recykling wcześniejszych pomysłów artystycznych. Ponieważ bardzo podziwiali grecki styl życia, każdy chciał posiadać greckie rzeźby, ale po prostu nie starczało ich dla wszystkich. Powszechne więc było ich kopiowanie i tworzenie nowych na podstawie greckich oryginałów.
Jedno dzieło szczególnie dotyka istoty tej trudności: „Grupa Laokoona”. To fantastyczna rzeźba, pełna energii i wielkiego dramatyzmu. Trzy wijące się postacie męskie – kapłan Laokoon i jego synowie – usiłują się uwolnić ze splotów olbrzymich węży morskich wyciągających pyski, by ich ukąsić. Mężczyźni są nadzy, a mięśnie mają napięte ze strachu. Centralną postacią jest Laokoon, skazany na śmierć przez mściwego boga Apollina za próbę ostrzeżenia oblężonego miasta Troi, aby nie przyjmowało daru w postaci gigantycznego drewnianego konia. Gdy Laokoon i jego synowie zostają zaatakowani przez węże, brzuch konia się otwiera, a greccy wojownicy wchodzą do Troi i wygrywają wojnę.
Historia wojen trojańskich
Fragmenty książki Charlotte Mullins, Krótka historia sztuki, przeł. Ewa Hornowska, Rebis, Poznań 2024
Pierwsze znaki
Odkrycie sztuki jaskiniowej to moment zmieniający życie
Czas: 17 tys. lat temu, dzisiejsza południowa Francja. Dwóch ludzi wchodzi przez wąski otwór i zaczyna wspinać się długim, krętym korytarzem ukrytym głęboko w kompleksie jaskiń. Pod nimi wiruje rzeka, torując sobie drogę przez skały. W korytarzu jest ciemno choć oko wykol i nie docierają tutaj żadne dźwięki ze świata zewnętrznego. Dorosły trzyma płonącą pochodnię, a jej dymiący płomień wyciąga w ciemność palce światła. Nastolatek podąża za nim, spoglądając na ryty na ścianach przedstawiające żubry i renifery. Czasami, gdy przejście się obniża, muszą iść na czworakach lub przedzierać się wśród szkieletów dawno wymarłych niedźwiedzi jaskiniowych, których kły zabrali poprzedni goście, by zrobić wisiorki i naszyjniki.
Zmierzają do najodleglejszego miejsca w kompleksie komór, ponad pół kilometra od wejścia. Tam, balansując na piętach, aby stopy nie ugrzęzły w błocie, kucają i przyniesionym ze sobą ostrym kamieniem wycinają z wilgotnego dna jaskini ciężki kawał gliny. Gdy podnoszą bryłę i przenoszą ją na skalisty występ, ich stopy zagłębiają się w podłoże, lecz oni zabierają się do pracy. Powoli miękka glina przekształca się w dwa żubry o długości ramienia dorosłego człowieka. Zwierzęta wpisują się w załamania skały jak w krajobraz, ale wystają majestatycznie ponad jej powierzchnię, a samiec podążający za samicą zdaje się stawać dęba. Ich twórcy stoją, trzymając wysoko pochodnię. W świetle migotliwego płomienia żubry jakby ożywały – ich grzywy sterczą, a charakterystyczne garbate grzbiety i ogony drgają.
Czy te rzeźby wykonano w ramach rytuału płodności, aby uczcić magiczne stworzenie życia? A może nastolatek został zabrany w głąb jaskiń, by dopełnić obrzędu osiągnięcia pełnoletności, rytuału przejścia w podróży do dorosłości? Możemy się tylko domyślać. Dwa żubry w jaskini Tuc d’Audoubert we Francji pochodzą z epoki paleolitu. Są prehistoryczne, powstały przed jakimikolwiek źródłami pisanymi, na długo przed wynalezieniem samego pisma. Są to najwcześniejsze znane na świecie rzeźby reliefowe (inaczej płaskorzeźby, czyli rzeźby „wyrastające” z tła).
Korzystając ze wskazówek pozostawionych w jaskini: śladów pięt w błocie oraz palców odciśniętych na rzeźbach, archeolodzy i paleontolodzy potrafią powiedzieć, jak i przez kogo żubry zostały wykonane. To niesamowite, tak patrzeć na te ślady – sprawiają wrażenie, jakby zwierzęta wyrzeźbiono zaledwie chwilę temu, a artyści, którzy zostawili swoje odciski w glinie, właśnie odeszli. Nie możemy jednak być pewni, dlaczego rzeźby zostały wykonane. Co taka sztuka znaczyła dla naszych przodków i jakie znaczenie ma ich sztuka dla nas dzisiaj? Czy w ogóle uważali, że to, co robią, jest „sztuką”? (…)
Sztuka to podejrzane określenie. Jego znaczenie i wartość zmieniały się z biegiem czasu, ale docelowo stworzono je po to, by służyło do wyrażenia czegoś, co wykracza poza słowa. Współczesny malarz Ali Banisadr twierdzi, że cała sztuka, począwszy od jaskiniowej, dotyczy magii. Mówi, że artyści jaskiniowi „próbowali wykorzystać magię, wyrazić w wizualnym języku coś, czego tak naprawdę nie rozumiemy. Zawsze chodziło o magię”. Co to oznacza? Banisadr nie mówi o żadnym hokus-pokus, o wyciąganiu królika z kapelusza, ale o tajemniczej sile, niewytłumaczalnej mocy. Tego rodzaju magia potrafi przekształcić obiekt lub zestaw znaków na ścianie i dać mu możliwość przekazywania potężnych idei, wykraczającą daleko poza zasięg języka mówionego.
Czasami idee te są wyrażane szybko lub z zapierającą dech w piersiach złożonością. Artyści wykorzystują tę magię, aby zmienić najprostsze znaki czy też znajdujące się pod ręką materiały – węgiel drzewny, kamień, papier, farbę – w dzieła sztuki. Kiedy artysta rzeźbi zwierzę bądź maluje postać, niekoniecznie próbuje oddać podobieństwo, raczej stara się wyrazić coś ważnego na temat tego zwierzęcia lub tej postaci. Dlatego dzieła sztuki – niezależnie od tego, jak różnorodne wydają się ze względu na formę – ostatecznie łączy wspólny wątek. Artyści na przestrzeni dziejów zawsze poszukiwali najlepszych środków do wyrażenia swoich pomysłów. (…)
Fragmenty książki Charlotte Mullins Krótka historia sztuki, przeł. Ewa Hornowska, Rebis, Poznań 2024









