Tomasz Jastrun

Powrót na stronę główną
Felietony Tomasz Jastrun

Dywan wyciągnięty spod nóg

Trump i Musk, czyli schamienie polityki światowej. Straszne, że to płynie właśnie ze Stanów, które były dla nas wzorem demokracji. Czy obserwujemy dramatyczne załamanie się cywilizacji Zachodu? Przecież mali Trumpowie także już są w Europie. I Trump przytula tych swoich braci, jak choćby Orbána. Na razie nie wiemy, jak odpowiadać na zamach na demokrację, który narodził się z naszych trzewi. Nie jesteśmy też pewni, jakie są przyczyny takiego szerzenia się populizmu. Zapewne głównym sprawcą jest szybkość zmian cywilizacyjnych – jakby ktoś ludziom wyciągał dywan spod nóg, a ci w panice chwytają się bezmyślnie tego, co sztywne i skostniałe.

Kolejny spektakl z Trumpem w roli głównej to konferencja prasowa w obecności sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego. Trump kocha robić z siebie błazna, a durniów z tych, którzy mu w spektaklu towarzyszą. Rutte znalazł się w idiotycznej sytuacji. Wokół grupka doradców i republikańskich kongresmenów. Wszyscy nadskakują szefowi, cyniczni i żałośni, grono lizusów z wywalonymi jęzorami. Takich scen spodziewałem się w Rosji, nigdy w Stanach.

„Wybraniec” („The Apprentice”) – bardzo dobry film o młodym Trumpie. Grający go aktor Sebastian Stan kandydował do Oscara. To opowieść, jak Trump uczył się zła – miał tu mentora – jak rósł jego narcyzm, jak podłym stał się człowiekiem. Ta historia stanowi klucz do dzisiejszego Trumpa, ale też do duszy skrajnej prawicy, także naszej, która go popiera. Umiera krzepki w Polsce mit Stanów, również we mnie i czuję się z tym jakoś niezręcznie. „Mit amerykańskiej demokracji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Szaleństwo i nadzieja

Trzęsienie ziemi w Europie i wielkie emocje – „tata” nas zostawił, musimy sobie radzić sami. Jesteśmy przecież dorośli i mamy bogatą historię, która przypomina, jak byliśmy wojowniczy – często za bardzo. A Polska zbroi się na potęgę. Okropne, ale chyba nie ma rady. Przychodzi czas, że zaczynamy się bać o naszych chłopców. Tusk zapowiada powszechne szkolenia wojskowe. Premier jak bóg wojny przemawiał w Sejmie. Kaczyński i jego banda w kłopocie. Nie mogą nie zgodzić się z Tuskiem, a to przecież zdrajca. Kaczyński więc burczy do mikrofonów, że musi się zmienić „cała pedagogika społeczna”, trzeba skończyć z „pedagogiką tchórzostwa”, musi być „powrót do etosu rycerskiego”. Mówi to ktoś, kto do złudzenia przypomina giermka Don Kichota, Sancho Pansę.

Janusz Waluś, polski emigrant mieszkający w RPA, jest mordercą, dostał karę śmierci, zamienioną na dożywocie. Zamordował ciemnoskórego działacza antyapartheidowego Chrisa Haniego. Wyszedł po 30 latach i wrócił do Polski. I, jak się okazuje, nie zmienił poglądów. Witał go na lotnisku Grzegorz Braun, a Dariusz Matecki, poseł PiS, którego właśnie zapuszkowano, witał go na Facebooku. Generalnie dla naszych narodowców Waluś to ostatni „żołnierz wyklęty”. Od Walusia odcina się mieszkająca w Polsce córka, która ma liberalne poglądy: „Przez wiele lat walczyłam, żeby ojciec miał prawo wrócić do swojej rodziny. Teraz okazało się, że ten człowiek może być niebezpieczny dla kraju, który ja kocham. Chce przyłożyć rękę do faszyzmu i rasizmu”. Warto wiedzieć, jakich idoli ma nasza narodowa prawica – po idolach ich poznasz.

Żyjąc w stanie ciągłego obrzydzenia do PiS, nie zauważyliśmy, że rośnie w siłę Konfederacja. I nagle Mentzen goni Nawrockiego. Obaj odrażający i siebie warci. Najlepiej, gdyby te dwa drapieżniki pożarły się nawzajem w walce o prezydenturę. Któryś jednak przeżyje, a wtedy istnieje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Gęsty czas

Dałem Franiowi stary zegarek mojego ojca. Omegę, cebulę. Przed wojną odmierzał leniwy czas jemu i biednym uczniom w szkołach, bo ojciec był nauczycielem. Zegarek o dużej, okrągłej, białej twarzy chodził z ojcem w czasie wojny, widział tragiczną wędrówkę ludów we wrześniu 1939 r., potem chodził we Lwowie, okupowanym najpierw przez Rosjan, potem przez Niemców. W końcu przemierzał mroki warszawskiej okupacji. Nigdy nie rozmawiałem z ojcem o zegarku. Nie wiem, kiedy przestał go nakręcać i zamienił na zegarek na rękę. Możliwe, że omedze przestało bić serce 80 lat temu, a teraz, proszę, cud – nakręcona ożyła prawie po stuleciu i chodzi punktualnie. Niesamowite.

Franek, nasz 14-latek, szczęśliwy, chce nosić zegarek na łańcuszku. Chłopak modny, tylko markowe ubrania, można zbankrutować. Pewnie ze względu na modę zgodził się na sesję zdjęciową dla „Newsweeka” – mógł się wystroić. To zdjęcia do tekstu o starszych ojcach. Antek za żadne skarby, „nie i już, kropka”. Franek po sesji wpadł w panikę: byle to nie zawisło w internecie, jak będzie w internecie, może zostać wyśmiany przez kolegów. Młodzi śmiertelnie boją się ośmieszenia w sieci. Papieru Franek się nie boi, papier jest dla starców, tam koledzy go nie wypatrzą.

Pozowaliśmy w rękawicach bokserskich, markując walkę. Bałem się, że zdjęcie będzie błazeńskie, ale wyszło świetnie.

Nic w ostatnich latach nie było tak wykomentowane jak rozmowa w Gabinecie Owalnym w Białym Domu: Trump, Vance i Zełenski. Piszę o tym już tylko z kronikarskiego obowiązku. Byłem przerażony. Pozwolono nam zajrzeć nie tylko do kuchni negocjacji, ale też do toalety. Doszło do słownego mordobicia. A przecież prezydent Ukrainy, który siedział na brzegu wielkiego, żółtego fotela, znalazł się w paszczy lwa. Na dodatek był skazany na angielski, mówi nieźle, ale nie bardzo dobrze. Taka sytuacja językowa też osłabia. Wykazał się więc straceńczą odwagą. Politycy i komentatorzy są zgodni, że czegoś takiego jeszcze nie wiedzieli. Ja miałem dziwne uczucie, że to nie dzieje się naprawdę.

Chamstwo Trumpa i Vance’a

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Kula w łeb

Wariackie wystąpienie Trumpa na kongresie konserwatystów. Gadał jak szaleniec, nic nie trzymało się kupy, za to kupa się tego trzymała – wołał, że czego Biden się dotknął, „zmieniało się w gówno”. Narcyzm wyciekał Trumpowi wszystkim otworami ciała. Przywódca wolnego świata bełkotał, robił miny, a w finale wykonał taniec pawiana. Tłum co chwila wstawał i klaskał. Duda i Mastalerek byli obecni w tym tłumie fanów, błyszczeli nawet w pierwszym rzędzie, też co chwila wstawali i wiwatowali, siadali i wstawali – jak kukiełki. Właściwie bardziej na miejscu byłoby położyć się. Duda ociekał dumą, bo pogadał wcześniej z Trumpem, całe dziesięć minut, a ten o nim wspomniał w swoim wariackim wystąpieniu. Łatwo obliczyć, że z tak gadatliwym i dominującym prezydentem Duda miał góra trzy minuty, aby przekonać go do polityki wobec Ukrainy i Polski. Ale nasza prawica teraz tygodniami będzie się tymi trzema minutami onanizować: krótko było, ale jaka rozkosz!

Trump myśli Putinem, a nasza prawica myśli Trumpem – co z tego wynika? To jednak kłopotliwa sytuacja dla propagandy PiS. Na dzisiaj wykładnia polityczna PiS jest taka: bronimy Trumpa i snujemy opowieści, że winna wojnie jest Rosja, ale również trochę Zełenski i bardzo Zachód, jego elity i Tusk. To się robi bardzo pokrętne, ale sekciarskie umysły wyznawców PiS wszystko sobie naprostują i wyjaśnią. Wierze nie są potrzebne logika ani fakty. Elity jako obelga – jeden z objawów choroby populizmu. Trump też wini za wszystko elity – gdziekolwiek zadomawiał się populizm lub faszyzm, atakowano elity, a gdzieniegdzie nawet palono książki.

Świetnie to ilustruje książka Harariego „Nexus. Krótka historia informacji od epoki kamienia do sztucznej inteligencji”, której tematem jest szeroko pojęta informacja. Harari pisze o przywódcach populistycznych: „Lud jest jednomyślny – i tylko oni reprezentują jego wolę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Łykanie żaby

Zmarła Katarzyna Herbertowa, żona poety. Lata 70., Herbertowie przychodzą często do mojego domu rodzinnego. Ona z wielkimi, zawsze zdziwionymi, ciemnymi oczami, on z brzuszkiem i perkatym nosem, przeciągał słowa, modulując głos. Nie miała łatwego życia – poeta cierpiał na chorobę dwubiegunową, „leczył się” alkoholem. Pamiętam, jak mama stawiała na stole karafkę z nalewką z tarniny, własnej roboty, a Kasia patrzyła przerażona, za to poecie świeciły się oczy. Całkowicie poświęciła się dla męża – w manii miewał szalone pomysły, znikał z domu, znosiła to heroicznie. Pod koniec życia, właśnie z powodu choroby, Herbert stał się prawicowo-narodowy, potępił wielu bliskich kolegów. Kasia miała odwagę, by po jego śmierci tłumaczyć to chorobą (ja to zrobiłem, zanim ona udzieliła wywiadu, i prawica wylała na mnie kubły pomyj). Pamiętam Katarzynę na stypie po Szymborskiej, w pięknych Sukiennicach, w tle arcydzieła malarstwa, Herbert już wtedy nie żył. Powiedziała mi: „Nie zdajesz sobie sprawy, jak Zbyszek cenił twojego ojca, jako człowieka i poetę”.

„Notesy” Andrzeja Wajdy, wiele tam skarbów. Pisze w 2001 r.: „W Konstancinie odwiedziliśmy z Krystyną Monikę Żeromską, kiedy wybierała się do Anina na badanie serca. Opowiedziała o tym, co mówiła jej 102-letnia babka. »Pan Juliusz był elegancki, bardzo miły, znał języki, był nienaganny. A Adam Mickiewicz przyszedł do nas na Wielkanoc – surdut poplamiony i… – tu nachylała się do rozmówcy – zalatywał alkoholem. A ten wasz Norwid u nas jadał tylko w kuchni«”.

Zapewne na początku lat 70. byłem z rodzicami w domu Żeromskich w Konstancinie. Mam nawet nieostrą fotografię dokumentującą to spotkanie. Ojciec był bardzo wzruszony, uwielbiał prozę Żeromskiego, ale późno dostrzegł, dopiero w latach 70., jak nieznośna jest młodopolska maniera pisarza. Studiowałem wtedy polonistykę, ale byłem jeszcze barbarzyńcą i nie czułem poruszenia, że jestem oto w domu autora „Popiołów”, mogę uścisnąć dłoń córki pisarza i sędziwej już jego żony.

Sam w domu z moim 14-latkiem Frankiem. Postanawiam zrobić nam obiad. Pojechał ze mną na zakupy i był nieznośny. Mówię: „Marudzisz, a ja przecież to robię dla ciebie, chcę ci zrobić dobrze”. Zdębiał: „Tata, co ty mówisz?! Sam nie wiesz, co mówisz do syna, »zrobić dobrze« to przecież termin erotyczny”. Głupio się poczułem. I pomyślałem: toczą się dyskusje wokół wychowania seksualnego w szkole, nasza prawica się żołądkuje, że to seksualizacja dzieci. A tu się okazuje, że oni wszystko wiedzą z internetu, z filmów. Domyślam się, że to wiedza bogata, ale chaotyczna, warto ją przynajmniej uporządkować. Takie lekcje, aby miały sens, muszą być odważne. Tylko pojawia się pytanie, czy nauczyciele nie wiedzą mniej od uczniów. A obiad za bardzo mi nie wyszedł, miałem ogromną radość z gotowania, ale się przypalił.

Brak wprawy.

Jestem całym sobą za tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Moje kartki

Mieliśmy zamach stanu. Krzyczały o tym paski TV Republika, krzyczała prawica, warczał prezes. Byli tacy, co w trwodze wyglądali przez okna, czy nie ma czołgów, ale okazało się, że to tylko zamach stanu pełzający, więc słabo go widać. Powiało jednak grozą, szczególnie przestraszyły się Rodzina Radia Maryja i lud zaszyty po małych miastach i wsiach. Jakby nie wystarczyło że Prawo i Sprawiedliwość zatruło jadem pojęcia prawa i sprawiedliwości, słowo patriotyzm – zbrukane, elita – wyzwisko, prawda jako kpina. Teraz pojęciem nieostrym i nieoczywistym staje się zamach stanu.

„Notesy” Andrzeja Wajdy, cztery potężne tomy. Notował codziennie, zapisywał myśli, spotkania i okruszki dnia, rysował. Ogromny, fascynujący materiał – zapełniał notesy od roku 1942 do 2016, więc to, co dostajemy, jest tylko wyborem – szkoda. Czasami notuje byle co, a czasami głębokie myśli. Wszystko kręci się wokół sztuki. Ale Wajda jest też bardzo zaangażowany politycznie i społecznie. Notatki ukazują reżysera jako wielkiego myśliwego, polował jak szalony na tematy, węszył, nastawiał uszu i utrzymywał masę gęstych kontaktów z ludźmi, z których mógł wycisnąć, co będzie mu przydatne. Był jak wielka ssawka. Nie kpię i nie mam żalu. To była walka, by dawać świadectwo światu i Polsce, tej dawnej i tej nowej. I w dużej mierze to się udało. A nie było łatwo, nieraz skarżył mi się, że brakuje u nas literatury, tej dobrej prozy drugiej ligi, która często jest bazą scenariusza.

I pomyśleć, że stał się dla polskiej prawicy śmiertelnym wrogiem. On, który dla naszej tożsamości zrobił tak wiele, odnosząc się do tego, co w naszej tradycji piękne, ale też bolesne. Dał Polsce piękne świadectwo.

Spotykam czasami w tych zapiskach siebie. 20 stycznia 1981 r. Wajda notuje: „Jastrun przynosi swoje kartki – ładne, wzruszające, ale całkowicie niedramatyczne”. Nic z tego nie pamiętam, jakie kartki, czemu miały być dramatyczne? W tumanach kurzu wyłuskuję swoje dzienniki spod łóżka i jest! Rok 1981. Znajduję odpowiedni dzień. Wszystko się wyjaśnia. „Rano w wytwórni na Chełmskiej, gdzie jestem umówiony z Wajdą. Mistrz szalenie zmartwiony, mówi: »Kochani, jesteśmy zupełnie w proszku, trzeba coś ruszyć«. I rzeczywiście, scenariusz Ścibora zupełnie się rozsypał. Wielkie kłopoty sprawia tytuł »Człowiek z żelaza« – bardzo niedobry, narzucający wielkie ograniczenia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Kaczy Dół

O Wiktorze Kulerskim, moim międzyleskim sąsiedzie, czasami tu – zawsze serdecznie – wspominam (Wiktor jest wiernym czytelnikiem „Przeglądu”). Nauczyciel, człowiek o pięknej opozycyjnej biografii. Pochodzi z warszawskiego Międzylesia i nadal w nim mieszka, ze swoją Zosią i z dochodzącymi kotami, w malutkim, ciasnym saloniku z kuchnią.

Wiktor od dawna zbierał materiały o Międzylesiu, które kiedyś nazywało się Kaczy Dół. Miejsce, od którego nazwa się wywodzi, nadal widać tuż obok ronda – stała tam niegdyś woda i pływały w niej kaczki. Nazwę zmieniono jeszcze przed wojną, bo kto chciałby mieć kaczy adres (dzisiaj tym bardziej źle kojarzony)? Wiktor swoje międzyleskie artykuły drukował w „Gazecie Wawerskiej”, ale dokumentację zbierał od początku lat 70. Po to, by ocalić od zapomnienia ludzi i miejsca: okres między wojnami, potem okupację i czas apokalipsy. Przed laty namawiałem go, by zrobił z tego książkę. Nie kwapił się, zawsze niechętny, by istnieć publicznie. Ale w końcu książka powstała, także dzięki Bogdanowi Birnbaumowi, który został jej współautorem.

I oto w Wawerskim Centrum Kultury mamy spotkanie z obydwoma autorami i książką. Jednocześnie świętujemy 90. urodziny Wiktora. W obszernej sali widowiskowej wszystkie miejsca zajęte, ludzie stoją i siedzą na schodach. Wielu dawnych działaczy opozycji, wpadam na Zbyszka Bujaka, są też liczni miejscowi – zaczynamy się interesować korzeniami naszych małych ojczyzn. Nie chcę, by czytelnicy odnieśli wrażenie, że mam jakąś obsesję żydowską – tyle u mnie ostatnio żydowskich motywów, ale samo jakoś tak się układa.

Holokaust w Międzylesiu i okolicach to najbardziej wstrząsające rozdziały tej książki. Oczywiście ginęli tu też Polacy, co Kulerski skrzętnie dokumentuje – ważny jest dla niego każdy człowiek. Gdy doszedł do Międzylesia front, na Hafciarskiej, przy której teraz mieszkam (pierwotnie nazywała się Podkaczy Dół), była jego linia. Chodząc na spacery, widzę ślady po okopach i umocnieniach. Walczyli tu także polscy żołnierze ze Wschodu. Kościuszkowcy jawią się nam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Worek bokserski

Podstawowym problemem wiarygodności ekipy rządzącej jest jej skuteczność. Pokazanie niemożności to katastrofa. Po roku widać, że jest umiarkowana niemożność i umiarkowana możność, no i zapowiedzi, że lada miesiąc wszystko ruszy z kopyta. Jeśli ruszy, to raczej stępa, nasz wymiar sprawiedliwości nie zna galopu.

Trzaskowski, którego lubię, ujawnia swoją nieautentyczność, wrażliwy i miękki, a musi robić za twardziela. Jest centrolewicowy, a udaje, że jest centroprawicowy, ludzie czują, że coś jest nie tak. Tymczasem Nawrocki jest sobą – obły i mdły nacjonalista.

Mam już manię na punkcie formy wystąpień Trzaskowskiego i robię, co mogę, by mu przekazać, aby mówił wolniej, mniej monotonnie, wprowadzając pauzy. Znany aktor mówi mi, że w każdej chwili służy lekcjami retoryki. Czy naprawdę nikt w sztabie Trzaskowskiego nie widzi problemu? Nawrocki podobno pobiera takie lekcje. Komorowski przegrał wybory, bo mówił jak niemrawy kaznodzieja i miał za doradców moich kolegów, ludzi szlachetnych i odważnych, ale bez pojęcia o tym, jak się robi kampanię. Obciążeniem dla Trzaskowskiego staje się koalicja, siedem partii, więc się kłócą. I ta drożyzna – to nie wina Koalicji Obywatelskiej, ale jak ludziom brakuje na przeżycie, zwalają winę na rząd. To drożyzna najbardziej zagraża Trzaskowskiemu, no i forma jego wystąpień. Na to pierwsze nie ma rady, na drugie jest.

W sklepie obuwniczym zobaczyłem w lustrze już poważnie starszego pana, z kosmykami siwych włosów. Nie było wątpliwości, to byłem ja. A przecież częściowo jestem zupełnie młody, dlaczego tego nie widać w tym lustrze? Są lustra nam przyjazne i są wrogie. W obuwniczym było to drugie. Gdy następnego dnia szedłem ulicą, jakiś nieznajomy dzieciak zawołał do mnie: „Cześć, dziadek!”. Co za bezczelność. Pomyślałem, że sytuacja jest jednak poważna, już nie ma żartów. A dopiero co kupiłem dwie pary rękawic bokserskich i na dywanie w salonie jak na ringu boksuję z moim 14-latkiem. Zaczęło mu się to podobać i chce się zapisać do pobliskiego klubu bokserskiego. Trenowałem boks i zostały mi dawne odruchy, zawsze miałem w domu worki bokserskie. Mam przewagę wagową nad synkiem, ale szybko robi postępy i zaczynam się bać o swoje zdrowie.

Przyjaźnię się z Violą Wein

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Trump show

Kibice piłkarscy, ci radykalni, czyli kibole, to od wielu lat ulubieńcy PiS. Mają swoje pielgrzymki na Jasną Górę – rycerze jasnogórscy z kastetem na pięści i k… na ustach. W finale takiej pielgrzymki w jednej z przykościelnych sal odbyło się spotkanie z Karolem Nawrockim. Zgromadzeni, ustrojeni w klubowe szaliki, poczęli skandować ochrypłymi głosami: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Bardzo to się spodobało obywatelskiemu kandydatowi na prezydenta. Mówił: „Bardzo cenię kibicowski i stadionowy zmysł do tego, aby podejmować wiele tematów w sposób bardzo autonomiczny”. Rzeczywiście, kibole mają niezwykły zmysł do podejmowania wielu społecznych tematów w sposób autonomiczny. Wystarczy posłuchać, co autonomicznie wykrzykują na stadionach, zobaczyć, co wypisują na transparentach i z jaką nienawiścią rzucają się sobie do gardeł.

Przed laty lubiłem cytować fragmenty z autobiograficznej książki „Jak ryba w wodzie” peruwiańskiego pisarza, polityka i noblisty Maria Vargasa Llosy. Dawno temu spotkałem go w Polsce, opowiadał mi o tej publikacji. Był wtedy pokaleczony po przegranej w walce o prezydenturę z Albertem Fujimorim. Mówił o nim okropne rzeczy, co przyjmowałem z pewną rezerwą – naiwnie nie mieściło mi się w głowie, że Japończyk, który jakimś cudem zostaje prezydentem Peru, może być łajdakiem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Zatruta sieć

„Nie daję Owsiakowi, wspieram Republikę”. Nie płać na dzieci chore na raka, płać na propagandową gadzinówkę – oto hasło prawicy. Jurek Owsiak jest solą w pisowskim oku, stąd styczniowe nasilenie ataków. Wielką biedę mają prawicowcy z Orkiestrą – angażuje miliony osób i budzi tyle dobrych emocji. Ta zbiórka to nie tylko pomoc dla potrzebujących, ważne, że tak wielu darczyńców uruchamia w sobie wrażliwość – trudno o lepsze uczucie w naszym ludzkim kosmosie niż empatia. Dlatego PiS i Konfederacja, atakując WOŚP, stawiają się moralnie na pozycji przegranej. Przy okazji dygresja: trzeba już chyba niestety pisać łącznie PiS i Konfederacja – mrok ciągnie do mroku. Trwa w Polsce, dzięki pisowskiej propagandzie, hodowla nienawistników, nie mówią, lecz złorzeczą, codziennie karmieni ociekającym krwią mięsem.

Znajoma reżyserka, która była w Gdyni na festiwalu, dziwiła się, że ostatnie Złote Lwy zdobyła „Zielona granica” Agnieszki Holland, a nie „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna. Zadziałała tu poprawność polityczna. Horn, polsko-duński reżyser, ukończył łódzką Filmówkę, świetnie mówi w naszym języku, w Polsce robi filmy i częściowo mieszka. Byłem na jego ostatniej produkcji i przy całym podziwie i miłości do Agnieszki zgadzam się ze znajomą. „Dziewczyna z igłą” jest filmem wybitnym, bardziej doskonałym niż „Zielona granica”, która ma pęknięcia.

Kopenhaga, koniec I wojny światowej, ciemno, szarobury świat (znakomite zdjęcia Michała Dymka). Historia biednej robotnicy, która zachodzi w ciążę, nie chce dziecka i je oddaje – tu zaczyna się dramat

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.