Tomasz Jastrun
Elektrowstrząsy
Obserwuję, jak histerycznie reagujemy na narastające napięcie pomiędzy zwolennikami obozów politycznych. Zdumiewa łatwość, z jaką liberałowie wołają, że zawiedli się na własnym rządzie, śmiertelnie obrażeni grożą, że nie pójdą na wybory, rezygnują z prenumeraty „Gazety Wyborczej”. A przecież wiemy, że Duda przeszkadza, a wymiar sprawiedliwości zatruty. Rząd koalicyjny to nieuniknione tarcia, potknięcia i opóźnienia. Nigdzie nie ma partii politycznej bez wad. Nasza bliska znajoma nie będzie głosować na Trzaskowskiego, bo na jej osiedlu w złym miejscu postawili słupki, zabierając część parkingu. Gdzie indziej zdarzył się nepotyzm, nie uwzględniono wyników konkursu na dyrektora placówki kulturalnej. Jasne, trzeba przeciw temu protestować, ale nie wylewać koalicji z kąpielą.
Spotykam B. Ceniona pisarka, a nikt nie chce wydać jej nowej powieści. To też znak czasu. Między słowami nieśmiało ujawnia, że jest pisówką. Zwierza się szeptem, jak z żenującej choroby. Mówię później o tym komuś na ucho, jak stara plotkara: poparz, jaka sensacja, ma wstydliwą chorobę.
Ludzie, którzy nie radzą sobie ekonomicznie, widzą świat z innej perspektywy. Przytoczę komentarz z internetu, jeden z wielu w tym stylu: „Drożyzna straszliwa, obszary nędzy się powiększają, obcy nas zalewają, czynsze w górę, prąd, gaz, paliwa w górę, daniny, podatki, opłaty, haracze, podwyżki, państwo niewydolne, bo służba zdrowia leży, bezpiecznie to było za PRL
Rok 2024 odszedł
Święta rodzinne, ale bez polityki – mamy wszak jednakowe poglądy, identyczne emocje – nie ma o czym mówić. Artur, kuzyn żony, fizyk atmosfery, na moją prośbę robi nam wykład na temat globalnego ocieplenia. Tak jak się spodziewałem – jest gorzej, niż powszechnie się uważa. Naukowcy są już pewni, że nie da się zahamować reakcji łańcuchowej zdarzeń, nawet gdybyśmy – co niemożliwe – zupełnie zredukowali emisję dwutlenku węgla. Uczeni już nie spierają się czy, ale kiedy i jaka będzie skala klimatycznych katastrof. Artur ma dwoje uroczych, małych dzieci i martwi się o nie. Też się martwię o swoje dzieci i wnuki. Słaba pociecha, że sam prawdziwego kataklizmu nie dożyję.
Przeceniłem w poprzednich felietonach byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego, sądząc, że zszedł do podziemia. Zwiał do Orbána. Nie pamiętam takiego wysypu memów i dowcipów. Romanowski na uchodźstwie będzie walczył o wolną Polskę. Orbán już oświadczył, że chętnie udzieli azylu innym politykom PiS, prześladowanym przez tyranię Tuska. Nie rozumiem, dlaczego prezes ryzykuje, zostając w kraju – też powinien ujść na Węgry. I tam tworzyć rząd na uchodźstwie. Ziobro ostrzega: „Moje poglądy były bardzo łagodne w stosunku do tego, co zrobimy, kiedy wrócimy i będziemy musieli przywrócić praworządność w Polsce”. W podobnym tonie grozi prezes. Jedynym wyjściem jest nie oddawać im władzy.
„Gazeta Wyborcza” w numerze świątecznym, na stronie głównej, przekazała czytelnikom życzenia: „Cichych, jasnych dni. Dobrze chronionych granic. I bezgranicznej miłości”. Po naszej liberalnej stronie wrzawa, wielkie oburzenie. Te „bezpieczne granice” to rzeczywiście niezręczność – jakby wejście w buty, które na granicy zostawiło PiS. Generalnie pojęcie granicy może być wieloznaczne – pragnienie poczucia bezpieczeństwa to jedno z podstawowych ludzkich i zwierzęcych instynktów. Dlatego populiści tyle zyskują, grając tym tematem, demonizując zagrożenia, jakie niesie „najazd obcych”.
Zniesienie granic między państwami Unii Europejskiej i dołączenie Polski do strefy Schengen było dla mnie niezwykłym, radosnym wydarzeniem. W czasach, gdy byliśmy radziecką kolonią
Światło między słowami
Spotykam przypadkiem Rafała Grupińskiego; zanim stał się politykiem, był poetą, znamy się więc od wielu lat. Razem robiliśmy kiedyś telewizyjnego „Pegaza”. Zwierzam mu się z tego, co od pewnego czasu jest moją obsesją. Rafał Trzaskowski mówi za szybko i za monotonnie, nie robi pauz. A przecież wypowiada się sprawnie i dobrze myśli, gdyby zwolnił i dawał trochę światła między słowami, byłoby o wiele lepiej. Jakiś czas temu rozmawiałem z Trzaskowskim, ale głupio mi było powiedzieć mu o tym i męczy mnie, że tego nie zrobiłem. Jestem przekonany, że ta jego przypadłość może mieć wpływ na wynik wyborów. Mówione słowa są jak wiatr dla żagli wyborczych regat. Proszę Rafała, by to powtórzył Trzaskowskiemu, i że tak samo jak ja myśli Maciej Stuhr, rozmawialiśmy o tym niedawno. Grupiński zaraz będzie się widział z Trzaskowskim i przyrzekł, że mu powtórzy. Marzy mi się naiwnie, że wkrótce słucham Trzaskowskiego, a on mówi wolniej i robi pauzy.
W szkole mojego 14-letniego Frania uczniowie często palą e-papierosy, głównie dziewczyny. W jego klasie wszystkie koleżanki się malują i hodują kolorowe szpony. Gdy wyrażam zdziwienie, że wszystkie, śmieje się, że jestem z innej epoki. Coraz bardziej mi dolega nieprzyleganie do współczesności. Chociaż nie lamentuję, co wyrośnie z tych młodych. A to powszechne wśród znajomych. Tak lamentowano od tysiącleci i zawsze coś wyrastało. Ale czy nie może tak być, że kiedyś lament okaże się zasadny? Na pewno za szybko poszła zmiana obyczajowa i technologiczna w naszej cywilizacji.
To koniec świata, ale tylko naszego świata.
Mój 18-latek uzależnił się od oglądania filmów, ogląda też poważne. Ale to jakaś forma ucieczki od siebie, od nauki także. Ciekawe, jak on zda maturę, która się zbliża jak góra lodowa. Chciałby iść na jakiś wydział humanistyczny, ale na taki, gdzie nie trzeba czytać książek. I złości się, że nie może takiego znaleźć. Surrealizm. Syn pisarza.
Święta krowa
Rok rządów koalicji. Wielu wybrzydza, a ja, malkontent, wystawiam niezłą ocenę. Sporo jest sukcesów w polityce zagranicznej. W kraju teren, który trzeba było zająć, został zaminowany przez PiS i obstawiony zasiekami. Udało się go w dużej mierze oczyścić. Teraz zaczynają się rozliczenia. Za wolno – irytują się wyborcy koalicji. Ale jak robić to szybko bez naruszania prawa? I ta biurokratyczna pulpa. Nie da się iść szybko. Walec jednak porusza się do przodu. Jest złość, bo nasza strona pragnie szybkiej zemsty za ból, który tamci nam zadali, za upokorzenia, za to, że musieliśmy patrzeć na ich triumfujące gęby, gdy nas maltretowali i niszczyli Polskę. Dlatego zdjęcia Ziobry i Romanowskiego na szpitalnych łożach mało kogo wzruszają. Mają za swoje. Z kolei ich elektorat teraz okrutnie cierpi i jest żądny zemsty. To ludzie, którym prezes wmówił, że byli na kolanach i gdy Bóg zawołał: „Powstańcie!”, powstali, a dziś znowu są na kolanach. Tak poniżamy się i wywyższamy nawzajem. Nie widać końca tej toksycznej gry.
Polonia Palace Hotel. W dużej sali, która oszałamia białą urodą, wigilia miesięcznika „Zwierciadło”. Wielu dawno niewidzianych, a miłych sercu ludzi. Wojtek Eichelberger pyta mnie, ile ma lat, i sam odpowiada jakby ze zdumieniem: „Mam 80 lat”. Lubię i cenię Wojtka, to znakomity psychoterapeuta, ma wielkie pokłady wiedzy i czucia. Zrobiliśmy kiedyś razem książkę „Męskie pół świata”, dialog o naszym życiu, o mężczyznach i kobietach. I drugą, o interpretacji snów. Jest też Maciej Stuhr z uroczą żoną. Długo rozmawiamy o Polsce i świecie. Cenię go nie tylko za talent aktorski, ale też za postawę obywatelską i wrażliwość na ludzkie dramaty. Mówimy, jak zawiódł nas internet, liczyliśmy, że gdy wszyscy będą mieli w dowolnej chwili dostęp do mnóstwa informacji, świat stanie się bardziej racjonalny i mądrzejszy. Nic z tego. Każdy idiota znajdzie w internecie
Zapamiętamy to
„Po cichu likwidujecie Polskę! Wstyd!”, krzyczą posłowie prawicy z mównicy sejmowej. Ta mądrość wymyślona przez prezesa zaczyna być obowiązkowym przekazem PiS. Tusk i jego banda likwidują Polskę i będą nią zarządzać Niemcy. Niszczą przemysł, kulturę, seksualizują dzieci, napędzają drożyznę – masło kosztuje 10 zł! – zostawili powodzian na pastwę losu. Wszystko, co robią, jest niekompetentne i niszczycielskie, nie ma takiego zła, za które nie byłby odpowiedzialny Tusk. Prawicowcy snują wizję zemsty, prezes tym żyje, powarkuje: jeszcze wam pokażemy, będziemy gruchotać kości. Grozi dziennikarzom: zapamiętamy to. I zniszczymy, jak wrócimy. Udało im się przekonać nas, że ich powrót do władzy to koniec demokracji w Polsce. Czy więc będą dopuszczalne niedemokratyczne metody, by ich do tej władzy nie dopuścić? Niebezpieczne myślenie.
Konwencja PO, start Rafała Trzaskowskiego w kampanii prezydenckiej. Najpierw mówił Donald Tusk, lepiej niż Trzaskowski, głównie chodzi o formę, bardziej przykuwa uwagę. Trzaskowski zapamiętał całe długie wystąpienie, mówił, jakby czytał, ale nie czytał. Było to imponujące, lecz trochę jak z promptera. Uparcie przeszkadza mi jego sposób mówienia. I co chwila to pokrzykiwanie, które ma pokazać, jaki jest silny. A jest przede wszystkim wrażliwy i uczciwy, z tego ma czerpać moc, nie z prężenia muskułów.
Stąd też poczucie pewnej nieautentyczności. Ale oczywiście czuję wielką do niego sympatię.
W Fabryce Norblina na Woli, dawnych zakładach zmienionych w kompleks restauracji, kawiarni i butików, jesteśmy po raz pierwszy. Ładnie, luksusowo, świątecznie. Wokół światła wieżowców wyglądających jak płynące statki, których wysokie maszty toną we mgle. Wystawa portretów znanych ludzi w obiektywie Bartosza Maciejewskiego. Tłum, dobre jedzenie. Mój portret zdaje się jednym z lepszych, tak uważają też Bartek i
Wojna o koniec wojny
Przez najbliższe miesiące będziemy oglądać, jak Kaczyński z Nawrockim kończą wojnę polsko-polską. Prezes to kończenie zapowiedział, a słowo prezesa jest święte. Czeka nas niezwykły okres krwawych bitew w ramach wojny o koniec wojny. Przypomina mi się, jak w czasach imperium sowieckiego w Moskwie i w koloniach walczono o pokój. Była nawet zajmująca się tym organizacja, wszędzie wisiały hasła: „Walczymy o pokój”. Symbolizował tę wojnę biały gołąbek pokoju. Nawet radziecka broń termojądrowa walczyła o pokój. Walczyli, tłumiąc powstanie węgierskie i pacyfikując Czechosłowację, o pokój też walczyli w Afganistanie. Teraz będzie u nas wojna, by zakończyć wojnę polsko-polską. A ja się dowiedziałem od prezesa, że nie mam genu polskości. Pocieszam się, że to dotyczy kilkunastu milionów Polaków. Ewentualnie mają ten gen, ale zostali oszukani przez tych bez genu.
Moja znajoma dyrektorka szkoły mówi, że na szczęście bardzo się poprawiła sytuacja materialna nauczycieli. A większym problemem niż uczniowie są rodzice. Rozsypały się zasady wychowawcze i między rodzicami wybuchają nieustanne konflikty, na co zezwalać, a czego zakazywać. To również istotny powód rozwodów. Największy problem jest z dziewczynkami, co zresztą obserwuję u znajomych. Obliczyłem, że dotyczy to co najmniej czterech rodzin, z którymi jesteśmy blisko. Rozpadł się model grzecznej dziewczynki, a nie ma nowej formy.
Krytykowałem w poprzednim felietonie naszą policję, że taka opieszała. W Warszawie i w jej okolicach grasowały gangi dekarzy
Kura i jajko
Do Trzebini przez Kraków. Mało ładnego w Trzebini, ale kończy się budowa przeszklonej biblioteki. Śpię w dworze Zieleniewskich, gdzie znajduje się centrum kultury. Mam tam dwa spotkania z uczniami ze szkół w Trzebini i w Chrzanowie. Wykłady, powiedzmy – warsztaty dla uczniów o tym, jak gromadzić materiał do tekstów i jak pisać. Mają brać udział w konkursie na pracę o ofiarach Holokaustu w Trzebini i w pobliskim Chrzanowie. Nie wiem, co z tego wyjdzie, skoro już prawie nie ma świadków. Pytam uczniów, czy są wśród nich antysemici. Dwóch chłopców z liceum w Chrzanowie śmiało podnosi rękę. Nie zapytałem, dlaczego tak o sobie myślą. Miałem chyba poczucie, że to intymne zwierzenie, jakby mieli mówić o wstydliwej chorobie. Teraz żałuję. Druga klasa, wojskowa, była z Trzebini, przyszli w gustownych mundurach. Okazali się wolni od uprzedzeń, ale czy byli szczerzy? Tak się porobiło, że trochę wstyd mieć uprzedzenia rasowe. Nauczycielka podeszła potem do mnie i, potwierdzając moje podejrzenia, powiedziała, że sprawa nie jest taka prosta.
Spotkania zorganizowała Agnieszka Kostuch, z którą znamy się od dawna, pochodzi z małego Trzemeszna. Jest sporo młodsza ode mnie. Ma pasję do literatury i wiele innych. Jej ostatnie zainteresowania to dawna społeczność żydowska i Holokaust. W Trzemesznie wskrzesiła zniszczony przez czas i ludzi cmentarz żydowski, wciągnęła w to grupkę osób. A w Trzebini, gdzie teraz mieszka, powołała Stowarzyszenie Kehila Trzebinia, które walczy o uratowanie zrujnowanej synagogi w tym mieście i organizuje spotkania. Wspaniale, że są tacy ludzie, rozsiani po małych miasteczkach jak drogocenne kamienie.
Lekcje polskiego
Ucichła już burza wokół pytania Moniki Olejnik w puencie jej rozmowy z Radosławem Sikorskim o żydowskie – jednak ciągle to żywa kwestia – pochodzenie żony ministra. Dziennikarka pytała, czy może być to problemem, gdyby Sikorski został kandydatem na prezydenta. Sikorski ma znakomite riposty, więc świetnie odpowiedział, robiąc aluzję do żony Dudy. Ale obraził się i wyszedł ze studia, nie podając ręki Olejnik. Potem wydał ostre oświadczenie. Muszę powiedzieć, że nie wiem, czy to pytanie było skandaliczne, czy nie. Wiem jedno – wielka żenada, że w Polsce rzeczywiście może być to problem. Żeby choćby Anne Applebaum nie miała tak żydowskiego nazwiska. To aż kole w oczy polskich antysemitów. Antysemita to nie jeden wyraźnie zarysowany osobnik. Obłąkany antysemita kompromituje antysemitów umiarkowanych. Są więc też umiarkowani, którzy czasami mają nawet swojego lubianego Żyda. Zwykle wtedy mówią: „Porządny człowiek, chociaż Żyd”. Dlatego umiarkowani pisowscy antysemici akceptują w pełni żonę Dudy. Generalnie głowa PiS nie jest antysemicka, co ją różni od dawnej endecji.
A z Anią Applebaum spędziłem dawno temu w Sztokholmie słoneczny i sympatyczny dzień. Polubiłem ją, a potem zacząłem podziwiać jej książki, to znakomita dziennikarka i eseistka.
Z pochodzeniem żydowskim czy z jakimkolwiek powinno być tak, że nie jakiś cham, ale każdy indywidualnie określa, jaką ma identyfikację. Jednak w pochodzeniu żydowskim jest coś złowrogiego. Sam tego doświadczam. Nikogo nie obchodziło, że mój dziadek i matka mieli świetne polsko-austriackie pochodzenie.
Święta nienawiść
Lubię Bartosza Maciejewskiego i jego irlandzką żonę, mówiącą po polsku z niewielkim trudem, który ma wdzięk. Bartosz, kiedyś biznesmen, to teraz dobry fotograf. Cenię ludzi, którzy są dowcipni i potrafią patrzeć na świat z ukosa. Jemy kolację. Bartosz mówi, że Ośrodek Karta, który teraz niestety zdycha, a zbiera dokumenty współczesnej historii, wydrukował dzienniki jego dziadka, Jerzego Konrada Maciejewskiego, „Zawadiaka. Dzienniki frontowe 1914-1920”. Zdają mu się ciekawe. Czytam więc tę grubą książkę – nie jest ciekawa, jest rewelacyjna! Dziennik często pisany na pierwszej linii frontu, jakby autor miał zeszyt na piersi i notował, nawet kiedy biegnie w tyralierze.
To znakomite uzupełnienie dziennika wojennego Władysława Broniewskiego z lat 1918-1920, tak, tego wybitnego poety, jeszcze wtedy nie był komunistą. Broniewski jest niezwykle odważny, na granicy szaleństwa, dostał Virtuti Militari i liczne najwyższe odznaczenia, podobnie jak mój dziadek Wilhelm. Obaj mieli 17 lat, dziadek może nawet 16, gdy uciekli ze szkoły do legionów. Dziennik Broniewskiego to notatki z frontu,
Wiatr w żagle
W końcu idę do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Patrzę najpierw z dala na bryłę nowego budynku, tak ją obsmarowano, że powinna być czarna. Ogólnonarodowa histeria. W środku imponujące przestrzenie, ogrom światła, a jednak największe estetyczne wrażenie zrobił na mnie widok Pałacu Kultury i lasu wieżowców z panoramicznego okna na drugim piętrze. Wstrząsający miejski krajobraz.
Obiektów sztuki na razie niewiele, a te, które są, nie podobają mi się. Zresztą mam problem ze sztuką najnowszą. A przecież wyrobiłem sobie oko i uwielbiam malarstwo, zdarzało mi się o nim pisać. Co mają mówić ludzie, którzy nie mieli treningu estetycznego? Dla nich sztuka nowoczesna to jedno wielkie oszustwo. Z obiektów w muzeum najbardziej, o zgrozo, podobała mi się socrealistyczna rzeźba Aliny Szapocznikow „Przyjaźń” z 1954 r. Obok siebie stoją polski i radziecki robotnik bez rąk. Ten brak rąk, jak w greckich uszkodzonych rzeźbach, robi wrażenie. Naiwny myślałem, że stalinowskie władze na to pozwoliły. Jak ktoś głupieje, to wszystko zmieści się w głowie. Czytam, że rzeźba stała w holu Pałacu Kultury. Gdy wynoszono ją na fali dekomunizacji, okazało się