Społeczeństwo

Powrót na stronę główną
Społeczeństwo

Praktykujący, nie wierzący

Jaka jest polska religijność? Ludzie w Polsce pytani o najważniejszą cechę osobową, jaka ich określa, odpowiadają w 88%: “Jestem Polakiem”. Zaraz na drugim miejscu (74%) znajduje się odpowiedź: “Jestem osobą wierzącą”. Te dwa elementy będą osią ogólnonarodowej pielgrzymki do Rzymu. “Udziałem w pielgrzymce polscy katolicy zamanifestują przywiązanie do wiary i patriotyzmu”- oświadczył sekretarz generalny Episkopatu Polski, biskup Piotr Libera. W pielgrzymce, która odbędzie się w dniach 6-8 lipca, weźmie udział około 50 tysięcy Polaków z kraju i zagranicy. Sekretarz Episkopatu zapewnił, że będzie ona reprezentatywna dla całego społeczeństwa, ponieważ pojedzie na nią duchowieństwo, przedstawiciele najwyższych władz państwowych, ludzie wszystkich stanów, nawet ubodzy mieszkańcy dawnych PGR, których koszty udziału pokryją sponsorzy. Msza to nie wszystko Jako wierzący deklaruje się w naszym kraju 95% Polaków, podczas gdy w całej Europie 24%, a w najbardziej zsekularyzowanym kraju europejskim, Czechach, 8%. Szczególną cechę naszej religijności, według autorytetu, jakim jest autor wydanego przez KUL podręcznika “Socjologia religii”, ks. prof. Władysław Piwowarski, stanowi masowy udział w praktykach religijnych – w mszach świętych systematycznie uczestniczy 52,4% wiernych. Ks. Piwowarski określa ich mianem “katolików niedzielnych”. Pozostali to rzadko lub

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Szalony ”Pan Niewolnic”

Młoda emigrantka z Polski wśród ofiar seryjnego mordercy z Kansas 56-letni John Edward Robinson strzygł swe trawniki trzy razy w tygodniu i bawił się na sąsiedzkich piknikach. Miał opinię nobliwego ojca rodziny, który na Boże Narodzenie ozdabia swój dom najpiękniejszymi dekoracjami. Za tą maską kryła się jednak makabryczna tajemnica. Mieszkańcy Olathe w stanie Kansas zastanawiali się niekiedy, dlaczego Robinson wozi wielkie plastikowe beczki ciężarówką, dlaczego zainstalował na dachu swego domu kamerę wideo. Nikt jednak nie podejrzewał, że ten uprzejmy mężczyzna przechowuje w beczkach zwłoki kobiet, które zamordował. Oprócz zabijania Robinson miał jeszcze inne hobby. Utworzył w Internecie stronę, na której występował jako Slavemaster (tu w znaczeniu: Pan Niewolnic) i zapraszał kobiety do wspólnych sado-masochistycznych figli. Nie brakowało amatorek takich zabaw. W maju John Robinson spotkał się w hotelu z dwiema kolejnymi paniami – jedna z nich była renomowaną psycholożką z Teksasu. Slavemaster najwidoczniej potraktował swe niewolnice brutalniej, niż sobie tego życzyły. Solidnie je wychłostał i na dodatek odebrał im seksualne “zabawki” wartości 700 dolarów. Poszkodowane złożyły skargę na policji. Robinson trafił za kratki. Sędzia wyznaczył kaucję w wysokości 25 tysięcy dolarów. Wkrótce jednak kaucja

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Smak wczesnego Gierka

Pewna pani przyniosła płytę, przy której był “ten pierwszy raz”, emeryt pokazuje garnek sprzed czterdziestu lat, w którym zupa była zawsze gęstsza niż dzisiaj Dzisiejsze skromne życie miesza się ze wspomnieniami. Pani Barbara – w kwiecistej sukni, włosy w kok jak w latach 60. – przysiadła na murku. Obok buty narciarskie, rocznik ‘53. Nigdy nie noszone. To były najlepsze buty, jakie można było kupić w Polsce. Kosztowały trzy pensje. – Było nas na nie stać – z dumą mówi pani Barbara. – I na wyjazd do Zakopanego też. Buty stanęły w przedpokoju. Dwa razy przymierzone i tyle. Ich właściciel nagle zmarł. Z nocy na noc stały się pamiątką, wspomnieniem dobrych dni, bo teraz pani Barbara musiała sama wychowywać i utrzymywać syna. Do tego celu służyła między innymi foremka do ciasta, z której wychodziła śliczna babka. Foremka stoi na murku obok butów i syfonu, z którym do sklepu warzywnego biegał syn. Teraz w domu od dawna nikt się nimi nie interesował. Więc pani Barbara postanowiła przypomnieć męża. Pan Wojciech postawił zestaw czterech garnków, w których przez lata przynosił obiady. Najpierw nosiła je matka, potem on, wracając ze szkoły. Stołówka mieściła się w jakimś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Polska w listach

Bieda opisana w listach jest jak koperta, w której jest wysyłana. Tak zwyczajna, że aż nie robiąca wrażenia Według danych Poczty Polskiej, w ubiegłym roku wysłaliśmy 2 miliardy 269 milionów 515 tysięcy 678 listów. Większość stanowiły listy krajowe. Korespondencja prywatna w dobie telefonów komórkowych i Internetu staje się démodé. Dlaczego więc Polak chwyta za pióro, skoro nie z przyjemności czy przyzwyczajenia? Odpowiedź najprostsza: bo jest mu źle, nie daje sobie rady, czuje się zagubiony. Albo oszukany. Chciałby coś zmienić, tylko nie wie jak. Albo nie ma wpływu. Prosi o pomoc. Francuski filozof, André Comte-Spontanville, zapytany, czym tłumaczyć pisanie listów, powiedział: “Człowiek pisze wtedy, gdy nie może ani mówić, ani milczeć”. Tyle że Polak zasiada do pisania wtedy, gdy nie może milczeć na własny temat. Gdy doszedł już do ściany. Zwyczaj angażowania się w sprawy publiczne powoli zanika. Coraz mniej piszących stanowią ci, którzy czują się w obowiązku podzielić z władzą własnymi opiniami czy spostrzeżeniami. Albo tacy, którzy troszczą się o dobro ogółu. Odzew wywołują jeszcze akcje organizowane przez stowarzyszenia pod warunkiem, że zostaną odpowiednio nagłośnione przez media. Wtedy przechodzi fala protestów, jak niedawno przeciwko legalizacji pornografii. I znowu cisza. List obywatelski zmienił się w list od obywatela, pełen żalu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Zaproszenie do korupcji

Rozmowa z Januszem Wojciechowskim, prezesem Najwyższej Izby Kontroli – Aż kilkadziesiąt najrozmaitszych instytucji może nas karać mandatami. Czy to normalne? – Sądzę, że przy najbliższej nowelizacji kodeksu wykroczeń ich liczba zostanie zweryfikowana. W praktyce 80% wszystkich mandatów nakłada policja. Ważniejsze jednak od tego, ile urzędów i instytucji może wymierzać mandaty, jest to, że ten system karania jest korupcjogenny. – Dlaczego? Przecież funkcjonariusz może przyjąć od nas najwyżej 100 złotych. Każdy mandat powyżej tej sumy musi być kredytowy. – Ale, jak wykazały nasze kontrole, za identyczne przewinienie zagrożone określoną liczbą punktów karnych jeden policjant wystawia mandat w wysokości 20 zł, a inny – 500 zł. Te rozbieżności są za duże. Zrozumiałe, że gdy funkcjonariusze proponują wyższą karę, łatwiej może dojść do rozmowy o “korzyści majątkowej” – i mandat 20-złotowy bywa konsekwencją nielegalnych negocjacji finansowych. Jakiś element uznaniowości powinien być zachowany, ale dowolność jest zbyt duża i stanowi zachętę do korupcji. Policjant nie jest sędzią i nie powinien mieć tak dużej swobody w określaniu wysokości kary. – Policjanci twierdzą, że – jak mówi kodeks wykroczeń – powinni brać pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy. Także i sytuację

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Kraj kar

Ponad dwadzieścia rozmaitych instytucji i urzędów może w majestacie prawa bić nas po kieszeni Bodaj najbardziej niezwykły mandat ostatnich lat zapłaciła pełna fantazji para młodych Czechów, którzy zamierzali porwać z Kołobrzegu mały statek wycieczkowy, by wyruszyć nim w podróż dookoła świata. Niestety, mandaty karne nader rzadko są wymierzane w tak romantycznych okolicznościach. Znacznie częściej towarzyszą topornej prozie życia: zakłócaniu porządku publicznego czy nieobyczajnemu zachowaniu (“Powiedzmy po prostu – chodzi o pijackie rozróby i publiczne załatwianie się” – mówi policjant jednego ze stołecznych patroli). Namacalny kontakt Polaków z prawem odbywa się z reguły właśnie przy okazji płacenia mandatów. W roku ubiegłym rozmaite służby wymierzyły ich około 5 mln. Dokładnej liczby nikt nie zna. Lista instytucji centralnych oraz terenowych, które mają prawo szafować mandatami, jest bowiem długa. Oprócz, co oczywiste, policji, wymienić można choćby Inspekcję Sanitarną, Główny Inspektorat Gospodarki Energetycznej, Inspektorów Żeglugi Śródlądowej, Inspekcję Skupu i Przetwórstwa Płodów Rolnych, Główny Urząd Miar, Główny Urząd Nadzoru Budowlanego… – w sumie, ponad dwadzieścia urzędów. Katalog czynów, za które możemy zostać ukarani mandatem, jest bardzo rozległy. Kodeks wykroczeń zaczyna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Sierpień czy Polska?

“Obóz posierpniowy już nie istnieje” – skomentował ubiegłotygodniowe, ostateczne wyjście polityków Unii Wolności z koalicji AWS-UW jeden z posłów prawicy. Czy jest to konstatacja prawdziwa w sensie końca ścisłej współpracy tzw. sił postsolidarnościowych, trudno już dzisiaj przesądzać. W parlamencie szeregowi posłowie Unii i Akcji “lgną do siebie”, jak donoszą sprawozdawcy sejmowi i pytają jeden drugiego w kuluarowych rozmowach: dlaczego ich “to spotkało”. Politycy przebąkują o możliwym, powtórnym małżeństwie. Padają pomysły, by reaktywować koalicję, gdy tylko ochłoną emocje. Znamienne jest jedno. W momencie głębokiego kryzysu politycznego, kiedy świat patrzył na Polskę z autentycznym zaniepokojeniem, a coraz większa część społeczeństwa domagała się albo przedterminowych wyborów, albo natychmiastowych, drastycznych zmian w polityce gospodarczej i społecznej, wielu działaczy AWS interesowała – poza utrzymaniem się, oczywiście, u władzy – głównie kwestia, czy sojusz złączony ideą walki “z czerwonym” i totalną negacją wobec przeszłości pozostanie podstawowym czynnikiem, dzielącym scenę polityczną w naszym kraju, a zapewne i wszystkich Polaków. “Oni zawsze będą potykali się w marszu, bo idą z głową odwróconą do tyłu” – zauważył swego czasu w rozmowie z dziennikarzem “Przeglądu” nieodżałowany Andrzej Szczypiorski. Sam pamiętam, jak jeszcze w 1997 roku Szczypiorski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Życie z drugim sercem

Dwa razy w roku obchodzą urodziny. Huczniej te po przeszczepie Ania Idzikowska – przeszczep serca – 17 marca 2000 r. 1 maja skończyła dziewięć lat. Szpitalne korytarze są po to, żeby na nich płakać. Więc mama Ani oparła się o ścianę. – Poszła się napić herbaty – uspokajano dziewczynkę. – To niech przyjdzie – domagała się mała. – Mama nie lubi herbaty. Nie chcę, żeby płakała. Ania trzymała w rączce maskotkę, zajączka, który w klinice cztery lata czekał na dziecko gotowe do przeszczepu. W domowej przeszłości rodzice nic nie mogli znaleźć. Nic, co mogliby przerzucić na siebie, zdjąć ze ślepego losu i powiedzieć – tak, to my jesteśmy winni. Zaniedbaliśmy. Winny jest człowiek. A tu nic. Są zdjęcia, są dowody. – Pogodna, idealnie zdrowa dziewczynka – powtarza ojciec. – O, na tym zdjęciu jeździ na rowerze. No, może była trochę wolniejsza od koleżanek. Ale przecież to nie powód, żeby zabierać jej serce. To było dwa lata temu. Pierwsza klasa. Pielęgniarka zadzwoniła, że Ania zasłabła. Zanim matka dojechała, już było lepiej. Badania zrobiono właśnie po to, żeby wszyscy byli spokojni. I wtedy matka Ani po raz pierwszy zobaczyła, jak lekarz rozkłada bezradnie ręce. EKG,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Wakacyjna strategia

Jeśli planujemy urlop w kraju, to już rezerwujmy miejsca. Jeżeli jedziemy za granicę – spokojnie czekajmy niemal do ostatniej chwili Już od kilku lat im ładniejsza wiosna, tym wcześniej planujemy wakacje. W tym roku zainteresowanie wakacjami w kraju jest wprawdzie duże, jeżeli jednak idzie o wyjazdy zagraniczne, to mamy do czynienia z nieoczekiwanym dołkiem. Oficjalnie reprezentanci biur turystycznych zapewniają, że sprzedaż wycieczek idzie dobrze i należy się śpieszyć, by jeszcze zarezerwować atrakcyjne terminy. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że w tym samym okresie ubiegłego roku sprzedaż miejsc była o 40-50% większa. Morze, góry i Mazury Przyczyn tego załamania jest kilka. Znacznie więcej ludzi niż w przeszłości wykorzystało długi, kwietniowo-majowy weekend (będący typowo polską specyfiką), kiedy to wyjazdy zagraniczne są niemal o połowę tańsze niż w szczycie wakacyjnego sezonu. Oni z reguły za granicę po raz drugi w tym roku już nie pojadą. Od kupna wycieczek zagranicznych skutecznie odstręczył spadek kursu złotego, bo w bardzo wielu biurach podróży płaci się wedle kursu dolara z dnia poprzedniego. W dodatku firmy turystyczne, zachęcone tym, że w minionych latach chętnych przybywało, postanowiły złupić nam skórę – obecne ceny letnich wycieczek są nawet i o 20

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Prawda do DNA

Nieboszczyk leżąc w swoim grobowcu, został – prawnym wyrokiem sądu rejonowego – ojcem 13-letniego Grzesia We wrocławskim Zakładzie Medycynie Sądowej środa jest dniem badań na ojcostwo. Korytarz jest wtedy pełen ludzi. Mamy bez przerwy uciszają dzieci, dzieci bez przerwy marudzą, bo się nudzą, a mężczyźni milczą. Co chwilę wychodzą na papierosa, kręcą się jak lwy po klatce, albo ojcowie pod drzwiami porodówki. Badanie kodu DNA to dla wielu z nich taki spóźniony poród. Wkrótce okaże się, że są ojcami tych maluchów, które dotąd miały tylko mamę. Bardzo rzadko wychodzi na to, że to mamy się pomyliły i tatusia trzeba szukać wśród trochę dalszych znajomych. Wynik jest bezlitosny. Bywa jednak, że trzeba go powtarzać dwa, a nawet trzy razy. Mamy nie dają za wygraną. Dziecko musi mieć ojca, ktoś musi płacić alimenty, po kimś musi kiedyś coś dziedziczyć. Olek umarł nie badany Rodzina twierdzi, że nikt nigdy nie wrabiał go w żadne dziecko. A ponieważ DNA nieboszczyka jest takie samo jak żywego, więc badanie można zrobić w każdej chwili. Nawet bez ekshumacji, bo Olek ma murowany grobowiec. Wystarczy unieść płytę i wziąć kawałek kości. Żadna prokuratura nie chce się na to zgodzić. Odpisują,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.