W cieniu „Doktora Żywago”

W cieniu „Doktora Żywago”

Gałczyński i Pasternak prosili o uwagi o swoich utworach. Musiałem dawać słowo honoru, że powiem to, co naprawdę myślę Ziemowit Fedecki – Mówią o panu „czerwony dziedzic”. – Zgodnie z polskim porzekadłem, tylko krowa nie zmienia poglądów. Będę taką krową, bo przyznaję się do przekonań socjalistycznych. Jestem synem przedwojennego inspektora pracy. W Białymstoku, ówczesnym zagłębiu włókienniczym, mój ojciec zamknął dwie fabryki, w których robiono mundury dla armii japońskiej. Żeby było taniej, robiono je z surowca wtórnego – darto szmaty. Żeby było jeszcze taniej, zatrudniano w nocy dzieci. Płuca dziecka wytrzymywały od trzech do czterech miesięcy, potem najzdrowsze umierało. Bezrobotne rodziny oddawały dzieci na śmierć, żeby przez cztery miesiące nie głodować. Gdy ktoś tak blisko jak ja widział nieprawdopodobną nędzę i ohydę ówczesnego kapitalizmu… – Mamy wyjaśniony człon „czerwony”, a dziedzic? – Byłem jeszcze dzieckiem, gdy dziadek Józef Michniewicz zapisał mi majątek Lebioda Wielka, położony na skrzyżowaniu dróg na Lidę, Grodno i Szczuczyn. Z 450 ha sporo zajmował las, którego jednak nie wolno było wycinać. W 1920 r. Prażmowski-Belina rozbił tam oddział sowieckiej konnicy i tęgie głowy ze sztabu generalnego uznały las za strategiczny – miał stać nietknięty do następnej wojny. Do „prawdziwego” dziedzica zatem nie dorosłem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2003, 46/2003

Kategorie: Kultura