Co państwo na to

Co państwo na to

Komu przeszkadzał „Tygodnik polityczny Jedynki”? Zdanie 2,5 mln widzów niewiele liczy się dla nowego zarządu telewizji. Dlatego z jesiennej ramówki zniknie „Tygodnik polityczny Jedynki”. Podobny los spotkał też popularny program „Co pani na to?”. Autorem i prowadzącym w obu programach był Andrzej Kwiatkowski i w tym prawdopodobnie tkwi problem. Kiedy władza w telewizji przeszła w nowe ręce – Jana Dworaka związanego z Platformą Obywatelską – po korytarzach na Woronicza zaczęły krążyć plotki, kto będzie musiał się pożegnać z firmą. Na takiej nieuchwytnej, bo oficjalnie nieistniejącej czarnej liście znalazł się m.in. Andrzej Kwiatkowski ze swoimi dwoma programami. – Program budził kontrowersje – przyznaje Andrzej Kwiatkowski i dodaje – Ale to dobrze, bo widzowie nie lubią programów nijakich. A widzów z pewnością „Tygodnikowi” nie brakowało. Przez pięć lat był w czołówce najchętniej oglądanych programów publicystycznych wszystkich stacji. Przez ostatni okres plasował się w pierwszej piątce. W kwietniu i maju tego roku oglądalność wynosiła 2,5 mln widzów, czyli 7%. To sukces, do którego nawet nie zbliżyła się rozreklamowana „Kropka nad i”, także wtedy, gdy była emitowana o 20.15. Skoro więc nie chodzi o spadek popularności, to o co? Dobra pamięć prezesa O tym, że nadchodzi kres „Tygodnika”, Kwiatkowski dowiedział się z prasy. Oficjalnie długo nikt nie chciał potwierdzić, że od jesieni programu nie będzie. Do tej pory zresztą nikt nie chce się przyznać do podjęcia decyzji o jego zdjęciu. Rzecznik TVP, Jarosław Szczepański, mówi, że to poprzednie władze ustalały nową ramówkę, ale zaraz potem dodaje, że obecne władze miały przecież pełne prawo zmienić ją według swego gustu. Co ciekawe, pogłoski o wywaleniu programów i samego Kwiatkowskiego nakładały się na pochwalne listy z okazji 200. odcinka i życzenia… dalszych sukcesów. – Dyrektor Jedynki, Maciej Grzywaczewski, kazał przygotować sobie kasety z ostatnimi odcinkami. Po ich obejrzeniu powiedział mi, że to dobry program – opowiada Andrzej Kwiatkowski. Ale nowym władzom telewizji „Tygodnik” kojarzy się źle i to, że zmienił formułę, nie ma już większego znaczenia. – „Tygodnik Polityczny Jedynki” teraz jest inny, ale trzy, cztery lata temu był jednostronny, łatwo ferował wyroki. Dobrze to pamiętam – wypominał prezes Jan Dworak w wywiadzie dla „Przeglądu”. Samemu Kwiatkowskiemu zarzucono, że po prostu jest „ze starego układu” i jako taki nie ma racji bytu na Woronicza. – Z jakiego układu? – zastanawia się Kwiatkowski. – Do telewizji przyszedłem za Drawicza i Dworaka, później Strzembosz, którego przecież trudno posądzić o lewicowe sympatie, zrobił mnie szefem redakcji ekonomicznej, później Zaorski powołał mnie na szefa publicystyki. Wyleciałem z telewizji za Pawlickiego, ale wróciłem do niej na życzenie Siemoniaka. Teraz słyszę, że jestem człowiekiem Kwiatkowskiego. To absurd. Na pytanie, dlaczego z ramówki wypada „Tygodnik”, rzecznik telewizji najpierw mówi, że „wszystko, co znika z anteny, to tylko po to, aby zostać zastąpione przez program lepszy i ciekawszy”. Ale później dorzuca, że przecież wiadomo, o co chodzi, że autor przecież nie krył swoich sympatii. Dalekich – dopowiedzmy – od obowiązujących dziś na Woronicza. – Formuła programu się przeżyła. Środowisko opiniotwórcze uważało go za jednostronny. Widzowie też oceniali go krytycznie – przekonuje Szczepański. Dlaczego więc przyciągał średnio 2,5 mln widzów? – Oglądali go, bo nie było nic innego – wyjaśnia, najwyraźniej zapominając, że we współczesnej Polsce widz ma do wyboru jeszcze kilka innych stacji. Potyczki „Tygodnikiem” Od samego początku emisji „Tygodnika” politycy starali się przerobić go na swoje potrzeby. Program powstał w 1999 r. z inicjatywy Sławomira Zielińskiego. Miał być połączeniem trzech likwidowanych programów: „Tygodnia Prezydenta”, „Monitora rządowego” i „Sejmografu”. Dlatego w studiu znajdowały się trzy stoliki – rządowy, parlamentarny i prezydencki. Pierwsza próba ukrócenia „Tygodnika” miała miejsce w już 1999 r. Scena polityczna żyła wówczas konfliktem wokół GROM-u. „Tygodnik” zaprosił do studia Janusza Pałubickiego, który aferę rozpętał, oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji, Bogdana Borusewicza. Ale strona rządowa zdecydowała, że wydeleguje stojącego na uboczu tej sprawy podsekretarza stanu Krzysztofa Budnika. W czasie rozmowy telefonicznej z dziennikarzami z zespołu Budnik stwierdził, że nie ma wiele do powiedzenia o GROM-ie i do telewizji… nie przyszedł. Ale Jan Rokita (ówczesny szef Kancelarii Premiera) oznajmił

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 36/2004

Kategorie: Media