Fikcja Narodowych Sił Rezerwy

Fikcja Narodowych Sił Rezerwy

9 tysiącom dobrze wyszkolonych żołnierzy kontraktowych odmówiono przekwalifikowania na żołnierzy zawodowych. Tylko Polskę stać na taką rozrzutność Spoty telewizyjne, kolorowe plakaty w widocznych miejscach, intensywne reklamy w mediach oraz wiele innych typowo socjotechnicznych przedsięwzięć zachęcających młodych ludzi do wstępowania w szeregi Narodowych Sił Rezerwy – to wszystko ma budzić w społeczeństwie zaufanie do wojska i całego państwowego systemu obrony. Starszym wiekiem obywatelom oraz znawcom problematyki te spoty i plakaty dziwnie coś przypominają. Niektórzy mówią, że brakuje na nich tylko hasła: „Silni! Zwarci! Gotowi!”. Szum medialny wokół Narodowych Sił Rezerwy ma zasłonić mizerotę sił zbrojnych, nieudolność ministra i liczne problemy na pograniczu hucpy, które w armii i wokół niej mają miejsce. Urzędowy optymizm generałów Rezerwy osobowe zawsze były istotnym zagadnieniem w każdych siłach zbrojnych. Zależały one od potencjału demograficznego, możliwości ekonomicznych oraz dalekowzroczności (lub jej braku) polityków. Państwem mającym zorganizowane rezerwy na bardzo wysokim poziomie jest Izrael. Praktycznie wszyscy jego obywatele powyżej 16. roku życia, niezależnie od płci i wieku, są zobowiązani do służby w siłach zbrojnych lub do powinności na ich rzecz. Ale niektóre państwa neutralne, np. Szwajcaria czy Szwecja, też odznaczają się bardzo wysokim poziomem zorganizowania i szkolenia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2011, 2011

Kategorie: Kraj