Ateny otrzymały od Unii kolejną transzę pożyczki. Napięta sytuacja w Grecji zdaje się poprawiać Usuwanie odpadów w większych europejskich miastach właściwie nie jest zbyt trudne. Mieszkańcy uiszczają stosowne opłaty, a lokalni włodarze dokładają starań, aby przy pomocy własnych pracowników bądź prywatnych firm pozbyć się śmieci. Ale nie w Grecji. W Atenach i Salonikach z powodu strajku służb oczyszczania nagromadziło się w najgorętszych dniach lata 40 tys. ton śmieci. 17 tys. śmieciarzy domagało się na przełomie czerwca i lipca podwyżek oraz wcześniejszych emerytur. Tymczasem odpady zaczęły gnić, bo temperatura przekroczyła 30 stopni. Działacze społeczni bili na alarm, że trzeba dezynfekować sterty śmieci, żeby nie wybuchła zaraza. Z kanałów wypływała brązowa gnojówka, a nieopisany smród kazał Grekom zamykać okna. Odpady urastają do rangi symbolu sytuacji Grecji i dosadnie przypominają o nierozwiązanych kłopotach. Wysypiska na Akropolu Mija już ósmy rok, odkąd w Grecji zaczął się najdotkliwszy kryzys po 1945 r. W tym czasie Ateny otrzymały od Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego trzy pakiety pomocowe, obwarowane obostrzeniami, które mają zapobiec marnowaniu i rozkradaniu środków. Chodziło m.in. o zlikwidowanie nieprzyjaznej biurokracji i uporządkowanie instytucji państwowych. Specjaliści z innych krajów przylecieli do Aten, aby wesprzeć greckich urzędników. Tymczasem śmieci znów kipią z parkowych koszy, a turyści robią zdjęcia na tle śmierdzących wysypisk. Prawie dokładnie w tym samym czasie Grecja otrzymała kolejną transzę pożyczki. Ośmioipółmiliardową wypłatę dla Aten zatwierdziła w pierwszej połowie lipca rada dyrektorów Europejskiego Mechanizmu Stabilności (EMS). Na greckim rynku zostanie jednak z tej sumy tylko 800 mln euro. Większość już zawczasu przeznaczono na częściową spłatę zadłużenia. Negocjacje w tej sprawie trwały niemal rok i odbiły się na gospodarce Grecji. Opóźnienia w odblokowaniu środków powodowały liczne oskarżenia wobec rządu Aleksisa Tsiprasa. Premier chciał wymusić ulgi kredytowe. A potrzeby greckiej gospodarki są o wiele większe. Przelew kolejnej pożyczki zamyka jednak, przynajmniej na chwilę, dalszą dyskusję o Grexicie, która w ostatnich miesiącach wielokrotnie toczyła się w prasie. W ramach ostatniego pakietu pomocowego Ateny otrzymały środki o łącznej wartości 86 mld euro. Program ten kończy się w połowie 2018 r., ale już teraz Unia i wierzyciele zastanawiają się, czy Grecja zdoła się otrząsnąć z kryzysu bez nadzoru. W następnych latach grecki rząd musi wprowadzić w życie kolejne cięcia emerytur i obniżyć kwotę wolną od podatku. Już teraz na dług państwa wobec obywateli składają się zaległe emerytury w wysokości 1,5 mld euro, a także zwroty podatkowe i zaległości wobec rozmaitych firm (razem ok. 5 mld euro). Te nieuczciwości dokonywały się latami za przyzwoleniem władz. Dziś ogromne długi są kartą atutową w rękach opozycji. Według jednego z badań przeprowadzonych pod egidą OECD ok. 50% gospodarstw domowych w Grecji jest w stanie się utrzymać tylko dzięki emeryturze dziadków. Ale po latach recesji grecka gospodarka powoli odżywa. W pierwszej połowie 2017 r. państwo osiągnęło nadwyżkę 1,7 mld euro, czyli ok. 3,7% budżetu. Wprawdzie dla większości społeczeństwa te statystyki są nieodczuwalne, bo niemal wszystko zostało przeznaczone na spłatę długów, ale według ekspertów skłaniają do optymizmu. W każdym razie kwestia reform pada na podatny grunt, a płynące do Aten pieniądze nie wsiąkają już nie wiadomo gdzie. Od tego, czy uda się przegnać widmo Grexitu, zależy nie tylko poprawa sytuacji Greków. Ta akcja ratownicza ma wpływ na przyszłość całej UE. Czy państwo na rubieżach Wspólnoty, które przez dziesięciolecia zaniedbywało swoje instytucje oraz gospodarkę, będzie mogło po 2018 r. samodzielnie zażegnać kryzys? Jeżeli udałoby się to Grecji, której PKB wynosi zaledwie 1% wydajności gospodarczej całej Unii, to rządy większych państw w podobnej sytuacji nie będą już miały wymówek. Natomiast jeśli ta delikatna misja się nie powiedzie, cały europejski projekt zawiśnie na włosku i dostarczy argumentów krytykom, którzy od dawna podają w wątpliwość metody instytucji unijnych. Nawiasem mówiąc, nawet niemieckie media nie tają, że RFN zarobiła dotychczas na kryzysie w Grecji ok. 1,34 mld euro. Mimo to na pewno nikt z siedzących przy stole negocjacyjnym nie chciałby powrócić do sytuacji z wiosny 2015 r., kiedy