Groteska po polsku

Groteska po polsku

„Dzień świra” podzielił widzów kin Losy sfrustrowanego inteligenta Adasia Miauczyńskiego podzieliły Polaków. Jednym podoba się ironiczny wydźwięk filmu Marka Koterskiego „Dzień świra”, inni go krytykują. Koterski po raz kolejny powołał do życia swojego bohatera i skarykaturował nasze codzienne życie. Pozbawiony zahamowań reżyser obnażył słabości bohatera, jego złe strony, z których Polacy doskonale zdają sobie sprawę, ale nie mówią o nich głośno. Bo się wstydzą, bo nie wypada. W efekcie rozmowy o filmie urosły do rangi rozważań o życiu. – „Dzień świra” jest filmem o bólu istnienia najbliższych pięciu minut. Niejeden z widzów będzie się identyfikował z jego bohaterem – mówi Marek Koterski. Czy widzowie są podobnego zdania? Plan minimum Zaczęło się „ciężkim” dowcipem i tak już zostało do końca. Film składa się z całego mnóstwa skeczy, które starano się połączyć w całość. Moim zdaniem, Benny Hill robił to lepiej (i nie jest to pochwała jego twórczości). Założenie jest takie, że recenzja ma mieć minimum pięć zdań. Plan minimum wykonano. I moim zdaniem, reżyser też miał jakiś plan minimum, do którego dążył. I tylko on wie, czy go wykonał. (Diusz) O typowym człowieku Tak właśnie – wreszcie powiew świeżości w skostniałym kinie polskim. „Dzień

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Kultura