W mieszkaniu Grechutów zadzwonił telefon. Z Rzymu odezwał się syn To wszystko tak łatwo wyrecytować jednym tchem: architekt, malarz, piosenkarz, kompozytor, pianista, poeta; w 1967 roku założył z Janem Kantym Pawluśkiewiczem studencki kabaret “Anawa”, potem zespół o tej samej nazwie, później grupę “Wiem”, znów “Anawę” (- Pan pyta, czy można powtórzyć tamte czasy, tamten klimat, tamtą “Anawę”? A co się ma powtórzyć? Mam inną “Anawę”), recitale w kraju i za granicą; współpraca z “Piwnicą pod Baranami”, własna “Piwnica pod Różą”; tomiki wierszy, nagrania, muzyka do spektakli teatralnych, oratoria, musical “Szalona Lokomotywa”; nagrody na festiwalach, nagrody w plebiscytach; przebojowe i kultowe: “Tango Anawa”, “Nie dokazuj”, “Serce”, “Korowód”, “Jeszcze pożyjemy”, “Ocalić od zapomnienia”, “Będziesz moją panią”, “Gdzieś w nas”, “Krajobraz pełen nadziei”, “Hop, szklankę piwa”, “Dni, których nie znamy”, “Wolność”, “Miłość”, “Ojczyzna”, “Świecie nasz”; ten głos, ta wrażliwość, ten podziw, to uwielbienie, świat Witkacego, Renoira i Leonarda da Vinci; własny świat, świat poezji i sztuki, słowa wypowiedziane kiedyś przez jedną z wielbicielek: “Gdybym nie wierzyła w Boga, wierzyłabym w Grechutę”; rodzina. – Że wśród “Dziesięciu ważnych słów” nie ma “Rodziny”? Ja w swojej twórczości poruszałem prawie wszystkie elementy życia. Była liryka, było o świecie, społeczeństwie; wszystkie tematy. I w tym też mieściła się miłość, szczęście, rodzina. A “Droga za widnokres”? To moja droga jako płyta, a nie droga w codzienności. Bo jaka jest sztuka i jaka jest codzienność? Codzienność jest bardziej codzienna. Dwa światy Marek Grechuta zmienił się. Już nie jest tym cherubinkiem z lat 60. i 70., albo z jeszcze wcześniejszych, gdy wstawał o wpół do piątej rano, by zdążyć jako ministrant na pierwszą mszę. Mówi wolno o sobie: – Zawsze starałem się nie powtarzać. Już kiedy zaczynałem pisać pierwsze piosenki, od początku chciałem, żeby to był wartościowy repertuar. Żeby wiersze nie uciekały, muzyka była bogata w aranżację, odpowiednia do nastroju wiersza, a głos w sposób kameralny przekazywał poezję i muzykę. Bo przede wszystkim chodzi o trzymanie stylu. Dbałem o to, żeby repertuar był na odpowiednio wysokim poziomie, żeby nie schodzić poniżej. Wydaje mi się, że to mi się udało. Dziś wielu młodych ludzi uważa, że wystarczy napisać parę słów, parę nut, żeby predestynować do rangi artysty, nagrywać płyty, występować. To nie tak. Syn, Łukasz, jedynak. Skończył Akademię Sztuk Pięknych. Podobny do ojca. Utalentowany, wrażliwa dusza artysty. Któregoś dnia dwudziestokilkuletni mężczyzna po prostu wstał i wyszedł z domu. Nie powiedział ani dokąd idzie, ani kiedy wróci. Nie wrócił następnego dnia, nie wrócił następnego tygodnia ani miesiąca, minął rok i kolejne dni, tygodnie i miesiące. Żadnych wiadomości. Realny świat, a nie świat poezji. Realny dramat. Marek Grechuta postanowił nadal występować. Ludzie na koncertach mówili: “Jaki ten świat okrutny”. Ludzie współczuli. Ludzie podziwiali go, że jest taki silny. Bili brawo i domagali się bisów. Zamyśla się. – Lata 60., 70. i dzisiejsze to różne epoki. Ale nie zmieniło się to, że i wtedy, i teraz są chętni do słuchania dobrej poezji i dobrej muzyki. Gdziekolwiek jadę, sale są pełne. Jest dużo młodzieży. Ja się nie zgadzam z tym, że jest mniej optymizmu. Na swoich koncertach tego nie widzę. Jest gorąca atmosfera, widać, że ludzie te moje piosenki przeżywają. Są oklaski, podziękowania. To jest potwierdzenie, że wybrałem właściwą drogę. Nie ma czegoś bardziej wspaniałego dla artysty. 4 listopada ub. roku w Filharmonii Krakowskiej odbył się koncert charytatywny, z którego dochód był przeznaczony na pomoc Polakom z Kazachstanu, koncert jednocześnie promujący wydanie książki “Pieśń nad pieśniami”. Wystąpił. Powoli, krok za krokiem podszedł do mikrofonu. Zaśpiewał, a potem publiczność nie pozwoliła mu zejść ze sceny. Był wzruszony. Jego wypowiedź w książce kończyła się słowami, że będą z żoną na kolanach dziękować Bogu, jeśli spełni się nadzieja i w progu domu znów stanie syn. Inna strona Dla mediów była to sensacja, a przynajmniej sprawa bardzo ważna. Zaginął syn jednej z najbardziej znanych w kraju postaci. Były artykuły i apele w prasie. Był udział w telewizyjnym programie “Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Ale nikt nie widział, nikt nie wiedział. Ani policja, ani
Tagi:
Mirosław Nowak









