Kodeks mafii

Kodeks mafii

Kochanki się zmieniały, ale żony pozostawały te same

Monika Banasiak – czyli Słowikowa, była żona gangstera Słowika

Trochę balansowałaś między żonami a kochankami panów z miasta.
– Kiedy byłam jeszcze nie żoną, ale już partnerką Andrzeja [Słowika], często zabierał mnie na imprezy, gdzie nie było żon, a były właśnie panie do towarzystwa albo kochanki jego kolegów. Więc uczestniczyłam w imprezach z kochankami np. z piątku na sobotę, a w niedzielę szłam na wspólny obiad z żonami. (…)
A żony tolerowały drugie życie swoich facetów?
– Czasem nie wytrzymywały napięcia i reagowały. Kiedyś doszło do zabawnego w gruncie rzeczy zdarzenia. Jedną z tych żon, którą bardzo potem polubiłam i szanowałam, była Basia, żona Ryśka Sz., ps. Kajtek. Mogłam z nią godzinami rozmawiać, taka sensowna, mądra kobieta, która bardzo Ryśka kochała. Kobieta jego życia. Mają córkę, poukładany dom. No i była taka sytuacja, kiedy poznałam Basię. Byłam wtedy początkującą narzeczoną, niewprowadzoną w ten świat jeszcze. I poszłam z Andrzejem na imprezę do Sofii (…). Siedzieliśmy przy długim stole, ja z Andrzejem, znaczy Andrzej ze mną, no i panowie ze swoimi koleżankami, czyli kochankami. I tam był też Rysiu Kajtek.
Rysiu z koleżanką czy z żoną?
– Nie, Rysiu był z koleżanką. (…)
I jak doszło do poznania się z Basią, małżonką Rysia, w klubie go-go?
– Zabawa w najlepsze, a nagle wpada Basia, wymachuje parasolką i krzyczy na Ryśka, że zaraz mu przywali. I takie różne fajne epitety leciały. Rysiek zaczął uciekać wokół stołu, Baśka za nim. Komedia. (…) Zrobiło się niebezpiecznie, tym bardziej że za chwilę wpadła chyba też Gosia, żona Mirka D., pseudonim Malizna.
Zmówiły się?
– Tak, skądś się dowiedziały i postanowiły ostro zareagować. Zresztą w mieście trudno było takie rzeczy ukryć, a one miały własny system powiadomień. Jedna się jakoś dowiedziała i dawaj dzwonić po pozostałych, ostrzegać. Kiedy już zostałam żoną Słowika, to mnie też wpisały w system. Telefonowały: Słuchaj, nie wiesz, gdzie jest Andrzej? Andrzej jest tu, leży ze mną w łóżku. A nie wiesz, gdzie jest Mirek albo Rysiek? Ja mówię, że pewnie siedzą gdzieś, interesy załatwiają. No, starałam się zawsze jakoś z tej sytuacji wybrnąć, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Nie demaskowałaś chłopaków?
– No nie, skąd. Nigdy nie uznawałam lojalności jajników, że tak się wyrażę. Dlatego panowie uznali, że ze mną można konie kraść. Wtajemniczyli mnie w coś, co nazywali akcją Granica. Trzymali garnitury i eleganckie buty w naszym mieszkaniu. Przychodzili w dresach i adidasach, przebierali się w garnitury i lakierki i jechali na imprezy z panienkami. Ich ubrania były oznaczone fiszkami z ich ksywkami, żeby wiedzieli, do kogo garnitur i buty należą.
Gdzie mieszkaliście wtedy?
– To były początki naszej znajomości, więc wynajmowaliśmy mieszkanie. Andrzej, kiedy odszedł od swojej partnerki Ani, miała pseudonim Bela, zostawił jej mieszkanie, bardzo elegancko się zachował, i coś musieliśmy dla siebie wynająć. Mieszkanie nie za wielkie, ale wystarczyło metrażu na przechowalnię ciuchów kolegów Słowika. Pojemne szafy mieliśmy. (…)
Ty nie dopytywałaś, nie zmuszałaś Andrzeja do kręcenia?
– Trzeba było równowagę w tym wszystkim jakoś utrzymać. Ja to potrafiłam robić, stąd był szacunek i sympatia chłopców do mnie. Podawali mnie swoim połowicom za przykład, jak się kobieta powinna zachowywać. (…)
Żona Kiełbasy od początku wiedziała, do jakiego świata przechodzi. Tak jak ty.
– Nie miała oporów, podobnie jak ja nie miałam oporów. To był świat pociągający. Trudno to wytłumaczyć komuś, kto będzie brał pod uwagę tylko moralność i etykę. Ten świat z zewnątrz wydawał się niemoralny, zły, ale kiedy patrzyło się od środka, obowiązywały w nim pewne proste zasady. Przynajmniej na początku. Lojalność, wzajemna uczciwość, koleżeńskość, wspólnota. Wspólne wyjazdy, imprezy, grille, imieniny, urodziny, chrzciny, komunie dzieci. To ludzi scalało. Byliśmy hermetyczni, to prawda, ale w tym naszym gronie nie nudziliśmy się.
Taki zamknięty świat.
– Zamknięty i przez to ciekawy. Przez pewien czas niezmienny. Trywializując, można powiedzieć, że kochanki się zmieniały, ale żony pozostawały te same. Obowiązywało niepisane prawo, że się żon nie zostawia, ale też obowiązywało prawo, że się mężów nie zostawia.
Złamałaś tę zasadę.
– Złamałam. Tak wyszło. Za to, co zrobiłam Andrzejowi, spotkała mnie surowa kara. (…) Z perspektywy czasu już wiem, że nie powinnam tego zrobić, nie powinnam Andrzeja zostawić, powinnam trzymać się zasad naszego kodeksu honorowego. (…)
Znałaś żony z tzw. mafii wołomińskiej?
– Trudno, żebym dobrze je znała, bo przecież były po przeciwnej stronie.
Ale kiedyś nie było dwóch stron.
– Nie było dwóch stron, ale życia towarzyskiego tamte kobiety raczej nie prowadziły, więc trudno było poznać je bliżej. Poza tym, powiem szczerze, że to były panie z innego rozdania. Trochę mniej wykształcone, mniej obyte, może trochę gorzej ubrane. Metaforycznie mówiąc, panie, do których bardziej pasowała wódka niż wino. Po prostu troszeczkę inaczej funkcjonowały. Tak jak Jolka i Ewka, żony dwóch braci – Dziada i Wieśka Wariata.
Jak funkcjonowały?
– Bardziej w swoim małym światku. Do naszego nie zaglądały. A po śmierci Wariata jedna z nich krzyczała, że to sprawka Słowika, mojego męża. Rozumiesz więc, że trudno było o dobre relacje między nami.
Może miała rację. Przecież Słowik miał wyjątkowy powód, aby próbować unieszkodliwić przeciwnika, jakim był dla niego Wariat.
– Miał powód, ale to nie on zabił. Kiedy Wariat wrócił z Niemiec i chciał przejąć te wszystkie interesy i wjechać na Warszawę, Andrzej się na to nie zgadzał. Dlatego Wariat dał zlecenie na likwidację Słowika i moje porwanie. Tak było. Wariat poległ z głową na krawężniku. Podobno umarł na zawał serca, a nie od kuli. Zabójca strzelał, ale zanim kula dotarła, to Wariat już nie żył.
Gdyby nie zawał, to i tak by nie przeżył.
– Bez wątpienia, było dużo strzałów w niego oddanych.
Dziś już wiemy, że wykonawcą był chłopak o imieniu Michał, który potem też został zastrzelony.
– Pod hotelem Holiday. Ładny chłopak, mądry i sympatyczny. Szkoda go. Jedna z wersji mówi, że jemu zlecono zabójstwo Wariata w ramach zemsty za porwanie Ryśka Sz., ps. Kajtek. Tak mówiono, że ponieważ ktoś ważył się podnieść rękę na tak sympatycznego, starszego, schorowanego i dobrego człowieka, jakim był Rysiu, to sprawcę porwania powinna spotkać kara.
Wariat zlecił porwanie Ryśka?
– Tak. Przetrzymywali go w jakiejś piwnicy bez leków. Biednego, starszego, schorowanego człowieka z nadciśnieniem. Zażądali 120 tys. dol. okupu. On był poważnie chory, musiał brać leki i mało brakowało, żeby tam naprawdę umarł. Gdyby nie jego wierna, wspaniała i mądra żona, która wyłożyła te pieniądze, bo nikt nie chciał pomóc. Wiem, że Andrzej bardzo się udzielał, chyba też tam coś dał.
Podobno zarząd pruszkowski nie bardzo się palił, żeby pomóc koledze Ryśkowi, bo podejrzewano, że on już nie żyje, i nie chcieli za trupa płacić.
– Wiem, że były problemy z pieniędzmi. Summa summarum zostały w końcu zapłacone pieniądze. Baśka, jak to żona, stanęła na wysokości zadania. (…)
Jaki był powód, że Ryśka porwano? Chodziło tylko o okup czy także o zemstę?
– Nie, to był wyłącznie okup. Rysiek też był bardzo charakternym mężczyzną, który miał swoje zasady, przesiedział pół życia w więzieniu. To jest człowiek, który ma swój kodeks honorowy w środku i twardy kręgosłup.
Ludzie z podobnymi zasadami zapominali o kodeksie honorowym i szli na skróty, zostając np. świadkami koronnymi.
– No co ty mówisz?! Nikt z prawdziwych pruszkowskich by nie został świadkiem koronnym, to są chłopaki z zasadami. Ja też nie zostałam świadkiem koronnym. (…)
Mówisz, że nikt z pruszkowskich by nie został. Ale został.
– Ale Masiątko, oby żył wiecznie, nie jest pruszkowski, umówmy się. Mówię o tych pruszkowskich, moich kolegach i przyjaciołach. O tym tzw. zarządzie. Skoro mówimy o „Pruszkowie” i domniemanych szefach domniemanej ma?i i domniemanym zarządzie, to ja myślę o tych konkretnych chłopakach. O ludziach honorowych, a nie tej reszcie, która wybrała drogę zdrady.
Jak ich nazwać? To kapusie z charakteru?
– To są ludzie, którzy mają słabe charaktery. Chodzili po tym mieście i mówili, że są tacy mocni, a potem przestali być mocni (…). Jak już coś robisz, to ponoś konsekwencje. Umiej to zrobić. Nie zginaj karku. Słowik nigdy karku nie zgiął. Taka jest prawda.
Z tego, co mówisz, wynika, że nawet przestępca na swój sposób powinien być przyzwoity.
– Tak, bo w tym brudnym świecie można przetrwać, zachowując nieskazitelnie czyste zasady. (…)

Tytuł, skróty i ilustracja pochodzą od redakcji

Fragmenty książki Piotra Polakowskiego Królowa mafii, Rebis, Poznań 2016

Wydanie: 2016, 23/2016

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy